[ Pobierz całość w formacie PDF ]
korzystał. Co w gruncie rzeczy tak naprawdę wiedział o Cordelii? Właściwie znał tylko
jej nagie ciało. Kochała go kiedyś, o czym świadczyła dedykacja medalionu - Mojemu
najdroższemu". A jednak... Przyjrzał się diademowi na lśniących, czarnych włosach i
wydekoltowanej sukni z granatowego atłasu w złociste prążki, odsłaniającej część
białych piersi, rubinom na szyi. Wszystko za pieniądze Dunbrooke'ow. Teraz zrozumiał,
że mimo dawniejszej miłości chętnie by go zabiła dla całego tego luksusu. Rebeka mogła
stracić życie, on mógł zostać zamordowany, byle tylko Cordelia miała piękne suknie,
klejnoty i pozycję w społeczeństwie. Dusił go gniew.
- Cordelio, powiedz mi, jak zginął mój brat?
- Jakiś rozbójnik poderżnął mu gardło - odparła ze spokojem. Connor w zamyśleniu
skinął głową.
- Musiało to być dla ciebie bardzo dogodne... przepraszam, niezwykle wstrząsające
wydarzenie.
Cordelia przyglądała mu się bez słowa, a zrenice jej ciemnobłękitnych oczu tak się
rozszerzyły, że stały się niemal czarne. Dojrzał żyłkę pulsującą na jej szyi.
Cordelia uśmiechnęła się nieznacznie.
- Znając Richarda i jego... upodobania - zaczął, kiedy mógł już mówić - mogę sobie
wyobrazić, że życie z nim nie należało do łatwych. Chyba potrafię zrozumieć, dlaczego
chciałaś mnie zabić. Zapewne pragnęłaś zemsty. Zostawiłem cię bez słowa pożegnania, z
czego - możesz mi wierzyć albo nie - bynajmniej nie jestem dumny. %7łałuję tego. A
potem musiałaś desperacko walczyć o życie, które sobie podstępem zapewniłaś - pozycję
wdowy po Richardzie i księżnej Dunbrooke. Nie dziwi mnie, że byłaś gotowa na wszyst-
ko, by tylko ją zachować. Ale też nasłałaś uzbrojonych rzezimieszków na Rebekę i jeden
z nich śmiał położyć rękę na jej ciele. Chętnie bym cię za to ujrzał na szubienicy.
Odniósł nieodparte wrażenie, że Cordelia za chwilę osunie się na ziemię, lecz może była
to tylko jedna z jej sztuczek. Jednak kurczowo zaciśnięte, zbielałe dłonie zdradzały
prawdziwy stan jej umysłu.
- Czyżbyś zamierzała zemdleć, Cordelio? Spodziewałem się po tobie czegoś
oryginalniejszego.
Roześmiała się wzgardliwie.
- Nic o mnie nie wiesz, Roarke. Zresztą nigdy nie wiedziałeś. Gdybyś miał choćby
pojęcie o tym, co musiałam przejść w życiu, zrozumiałbyś, że nic, co powiesz lub
zrobisz, nie może sprawić, bym zemdlała.
Connor patrzył na siedzącą przed nim piękną kobietę z mieszaniną podziwu i wstrętu.
Miała w sobie dumę arystokratki i duszę kryminalistki... lecz jej serce było zapewne
sercem zwykłej kobiety. To jednak przestało się dla niego liczyć. Ważna była jedynie
miłość do Rebeki. Jeśli tylko Rebeka nadal go kochała, byłby zdolny wybaczyć Cordelii
prawie wszystko. Nagle cała jego wściekłość gdzieś znikła.
- Biorę pana na świadka, pułkowniku, że księżna niczego się nie wypiera. - Connor
odwrócił od niej wzrok. - Z pewnością kazała zabić mego brata; mnie też próbowała
uśmiercić.
- Owszem, zgadzam się - odparł Pierce dziwnie znużonym tonem. - Mam nadzieję, że w
zamian za to poznam kiedyś całą pańską historię. Czy rzeczywiście był pan stajennym?
Przez pięć lat?
- Ehm... tak. Obiecuję, że wkrótce wszystkiego się pan dowie, ale teraz muszę koniecznie
udać się na koński targ pod Cambridge. I to natychmiast.
- Na koński targ pod Cambridge?! - zdumiał się Pierce. - Po co, u licha.
Stukanie do drzwi sprawiło, że wszyscy drgnęli. Connor otworzył natychmiast. Na progu
stanęła lady Wakefield, jej twarz poróżowiała z przejęcia.
- A więc okazja przepadła!
- O co chodzi, lady Wakefield? Lady przyjrzała się Cordelii.
- Co się stało, Wasza Wysokość? Wygląda pani...
- Lady Wakefield - przerwał jej Connor, widząc, że Cordelia właśnie otwiera usta - jakaż
to okazja przepadła?
- Mógł się pan widzieć z królem! Był tu przez kilka minut i chciał pana zobaczyć. A
nawet żądał tego! Jutro pragnie się z panem spotkać na prywatnym obiedzie.
- Jutro? Nie będę mógł. Proszę mu powiedzieć...
- Roarke - przerwał mu przyciszonym głosem Pierce - w końcu to król!
Connor zamknął drzwi tuż przed nosem zdumionej lady Wakefield i zwrócił się do
Pierce'a:
- Nie wie pan, jak ważne mam sprawy.
- Proszę mi w takim razie wytłumaczyć, bo inaczej uznam, że jest pan niespełna rozumu.
- Rebeka! Chodzi mi o Rebekę Tremaine. Moją narzeczoną. Zostawiłem ją u mego
starego przyjaciela na końskim targu pod Cambridge i koniecznie muszę po nią wrócić.
Początkowo zamierzałem ją zabrać do mojej ciotki w Szkocji, a potem popłynąć do
Ameryki, ale... zmieniłem plany.
- Rebeka Tremaine? Ta tajemnicza siostra, którą Lorelei nazwała niedysponowaną?
- Jak pan powiedział, pułkowniku? Nie panna Tremaine", tylko Lorelei"?
Connor o mało nie parsknął śmiechem, gdy niewzruszony zazwyczaj Pierce oblał się
rumieńcem.
- Skoro pana interesuje los Rebeki Tremaine, proszę się nie bawić moim kosztem. Czy
panna Lorelei Tremaine, mówiąc niedysponowana", miała na myśli to, że siostra
uciekła?
Connor przytaknął.
- A czy pan, jako stajenny sir Henry'ego, pomagał jej w tym? Connor przytaknął
powtórnie.
- I nikt o tym nie wie?
- Tylko pan i nasza piękna morderczyni. I jeszcze jeden człowiek, ale on się na szczęście
nie należy do towarzystwa.
Rozległ się szelest jedwabiu. Cordelia wstała z fotela. Connor i Pierce spojrzeli na nią
jednocześnie.
- Czyżby nasza piękna morderczyni miała coś przeciwko swemu nowemu...
przydomkowi? - spytał pułkownika Connor.
- Szydzisz z bezbronnej kobiety. Niezbyt to eleganckie z twojej strony, Roarke.
- Wybacz, Cordelio - odparł z sarkazmem - ale nigdy jeszcze nie znajdowałem się w
obecności zbrodniarki i najwidoczniej moje dobre wychowanie nie potrafi sprostać tej
sytuacji.
- Roarke - przerwał mu łagodnie Pierce - czy Rebeka jest bezpieczna u pańskich
przyjaciół?
- Zupełnie tak samo, jakbym tam z nią był.
- Więc może poczekać jeszcze jeden dzień. W końcu jest pan księciem Dunbrooke, a król
[ Pobierz całość w formacie PDF ]