[ Pobierz caĹoĹÄ w formacie PDF ]
ty siÄ podziaĹa?
- ZeĹliznÄĹam siÄ po tym strzemiÄ
czku i jestem na ziemi - odparĹa Arietta. StrÄ
czek zbliĹźyĹ siÄ, popatrzyĹ
na niÄ
z wyĹźyn schodka. - Dobrze - rzekĹ po chwili. - Ale nie wdrapuj siÄ nigdy, moje dziecko, na
przedmiot, ktĂłry niejest porzÄ
dnie przymocowany. Wyobraz sobie, Ĺźe ktoĹ nagle przyjdzie i poruszy to
strzemiÄ - co wtedy zrobisz? Nie zdÄ
ĹźyĹabyĹ zeskoczyÄ. . . - PrzecieĹź ono jest ciÄĹźkie - broniĹa siÄ Arietta
- nikt go nie ruszy. - MoĹźliwe - zgodziĹ siÄ StrÄ
czek - ale pamiÄtaj, Ĺźe strzemiÄ
czko jest ruchome.
Rozumiesz, co chcÄ przez to powiedzieÄ? To, Ĺźe istniejÄ
pewne zasady, moje dziecko, i Ĺźe musisz nauczyÄ
siÄ Ich przestrzega. - Ta ĹcieĹźka biegnie dookoĹa domu - stwierdziĹa Arietta. - I ten nasyp takĹźe. - Zgoda
- rzekĹ StrÄ
czek.
- O tam w rogu Jest moja krata! - zawoĹaĹa. MyĹlaĹam Ĺźe musi byÄ na samym koĹcu domu. - ChoÄ no tutaj
- zawoĹaĹ StrÄ
czek. - Od jakiego czasu jest to twoja krata? - No - odparĹa Arietta. Nazywam jÄ
tak juĹź
dawno. Co by byĹo, gdybym tak obeszĹa ten rug do okoĹa i zawoĹaĹa mamÄ przez kratÄ?! - Nie zrobisz
tego. Nie - odrzekĹ StrÄ
czek.
- Ale mama zobaczyĹaby - nalegaĹa Arietta - Ĺźe ja jestem grzeczna. ZgodziĹ siÄ StrÄ
czek i uĹmiechnÄ
Ĺ siÄ
- No, dobrze - zawoĹaj mamÄ. BÄdÄ nawet patrzyĹ na ciebie z daleka. - Pobiegnij szybko i zawoĹaj - nie za
gĹoĹno! Arietta nie daĹa sobie tego dwa razy powtarzaÄ. Na ĹcieĹźce byĹy mocno osadzone kamyki. jej
lekkie, szybkie nóşki ledwo ich dotykaĹy. Jak to przyjemnie tak biec przed siebie. na bieganie niebyĹo
miejsca pod podĹogÄ
. Tam moĹźna byĹo tylko chodziÄ, schylaÄ siÄ i czoĹgaÄ na czworakach. Arietta onal
nie mineĹa kraty. ZobaczyĹa jÄ
dopiero wtedy gdy skrÄcaĹa. ZnajdowaĹa siÄ za rogiem. MieĹciĹa siÄ tuĹź nad
ziemiÄ
w starym murze. SzerokÄ
plamÄ
zieleniĹ siÄ pod niÄ
mech. Dziewczynka przysunÄĹa siÄ aĹź do
samego otworu. - Mamo - zawoĹaĹa przytykajÄ
c nosek do Ĺźelaznej kraty - mamo! CzekaĹa chwilÄ, po
czym zawoĹaĹa jeszcze raz. Dopiero za trzecim razem Dominika przybliĹźyĹa siÄ do kraty. WĹosy miaĹa
rozpuszczone, a w obydwĂłch rÄkach trzymaĹa nakrÄtkÄ od sĹoika po marynatach, napeĹnionÄ
wodÄ
z
mydĹem. - O! - zawoĹaĹa oburzona. - Nie powinnaĹ byĹa pĹataÄ mi takiego figla! Co to za kawaĹy? Gdzie
tatuĹ? Arietta wskazaĹa ruchem gĹowy. - Jest tam - przy drzwiach frontowych. ByĹa tak peĹna szczÄĹcia, Ĺźe
stopy jej - ale tego juĹź Dominika widzieÄ nie mogĹa - zaczÄĹy same taĹczyÄ po zielonym mchu. Nareszcie
jest po drugiej stronie kraty, nareszcie jest na wolnoĹci i moĹźe zaglÄ
daÄ do swego domu z ogrodu! - Oni
zawsze tak robiÄ
- rzekĹa Dominika.W pierwszy dzieĹ wiosenny otwierajÄ
drzwi frontowe na oĹcieĹź.
Wracaj do tatusia, Arietto, i powiedz mu, Ĺźe jeĹli drzwi od pokoju ĹniadaĹiowego sÄ
otwarte, to nie
miaĹabym nic przeciwko temu, Ĺźeby przyniĂłsĹ mi kawaĹek czerwonej bibuĹy. A teraz usuĹ siÄ z drogi, bo
chcÄ wylaÄ wodÄ z miednicy! "A wiÄc dlatego roĹnie tu mech - pomyĹlaĹa Arietta spieszÄ
c z powrotem do
ojca - Ĺźe wylewamy wodÄ przez kratÄ... StrÄ
czek byĹ zadowolony, Ĺźe tak szybko wrĂłciĹa, ale gdy Arietta
powtĂłrzyĹa mu zlecenie Dominiki, skrzywiĹ siÄ. - Jak ona sobie to wyobraĹźa? Jak mam wlezÄ na biurko,
skoro nie mam szpilki do podpierania siÄ? Po bibuĹÄ trzeba wspinaÄ siÄ po krzeĹle i po firance... i ona wie
o tym dobrze! No, ale trudno! Chodzmy! PĂłjdziemy na gĂłrÄ razem ! - PozwĂłl mi zostaÄ tutaj - prosiĹa
Arietta. - Jeszcze troszkÄ... AĹź wrĂłcisz. Wszyscy wyszli, tylko Ona jest w domu. Tak mama mĂłwiĹa. -
Mama mĂłwi róşne rzeczy - mruknÄ
Ĺ StrÄ
czekkiedy chce, Ĺźeby coĹ byĹo zrobione, i to prÄdko. SkÄ
d moĹźe
wiedzieÄ, czy Jej nie przyjdzie na myĹl wyjĹÄ z Ĺóşka i zejĹÄ na dĂłĹ, opierajÄ
c siÄ na lasce? SkÄ
d moĹźe
wiedzieÄ, czy Dorota nie zostaĹa w domu - moĹźe akurat dziĹ miaĹa bĂłl gĹowy? SkÄ
d moĹźe wiedzieÄ, czy
ChĹopiecjuĹź wyjechaĹ? - Jaki ChĹopiec? - zainteresowaĹa siÄ Arietta.
StrÄ
czek stropiĹ siÄ nieco.
- Jaki ChĹopiec? - powtĂłrzyĹ niezdecydowanie i po chwili wyjaĹniĹ niepewnie: - Pewno Felicjan... -
Felicjan to nie chĹopiec - pokrÄciĹa gĹowÄ
Arietta.
- Prawda - zgodziĹ siÄ StrÄ
czek i jakby rozmyĹlajÄ
c na gĹos, dodaĹ: - No tak, Felicjana trudno nazwaÄ
chĹopcem. Wiesz, to taki ChĹopiec... prawdziwy. SĹuchaj - rzekĹ odchodzÄ
c - zostaĹ tu jeszcze trochÄ,
skoro masz takÄ
ochotÄ. Ale nie oddalaj siÄ nigdzie!
Arietta odprowadziĹa ojca wzrokiem, a gdy zszedĹ ze schodka, rozejrzaĹa siÄ wokoĹo. Och, co za radoĹÄ!
Jak wspaniale! Jak swobodnie! Jak Ĺlicznie: blask sĹoĹca trawa, Ĺagodny wietrzyk i ten pokryty murawÄ
nasyp, skrÄcajÄ
cy za rogiem, i drzewo wiĹniowe caĹe kwitnÄ
ce! Tam na ĹcieĹźce róşowi siÄ jakaĹ plama -
to opadĹe pĹatki kwiecia jabĹoni, a pod drzewem caĹy klomb kremowych prymulek.
Arietta zerknÄĹa ostroĹźnie na drzwi frontowe i lekkim, tanecznym krokiem w swych miÄkkich czerwonych
buciczkach pobiegĹa w kierunku róşowych pĹatkĂłw jabĹoni. LeĹźaĹy zwiniÄte jak muszelki i pod
dotkniÄciem jej rÄki kuliĹy siÄjeszcze bardziej. ZaczÄĹaje zbieraÄ i ukĹadaÄjeden pĹatek na drugim... coraz
wyĹźej i wyĹźej... tak jak buduje siÄ domek z klockĂłw. A po chwili dmuchnÄĹa - i wszystkie rozsypaĹy siÄ.
StrÄ
czek, nim odszedĹ, zatrzymaĹ siÄ jeszcze na schodku i objÄ
Ĺ spojrzeniem ĹcieĹźkÄ, na ktĂłrej staĹa
Arietta. - Nie oddalaj siÄ nigdzie! - upomniaĹ dziewczynkÄ raz jeszcze. Arietta uĹmiechnÄĹa siÄ do ojca:
nie sĹyszaĹa, co mĂłwiĹ, widziaĹa tylko z daleka ruch jego warg. Zielonkawy chrzÄ
szcz, poĹyskujÄ
cy w
sĹoĹcu, przybliĹźaĹ siÄ do niej miÄdzy kamieniami. Arietta poĹoĹźyĹa leciutko paluszek na jego pancerzu i
chrzÄ
szcz zatrzymaĹ siÄ, jakby na coĹ czekaĹ, a gdy odjÄĹa rÄkÄ, ruszyĹ dalej w drogÄ. Po chwili ukazaĹa siÄ
mrĂłwka; krzÄ
taĹa siÄ szybko zygzakami, jakby czekaĹo jÄ
jeszcze mnĂłstwo roboty. Arietta zagrodziĹa jej
drogÄ, Ĺźeby podraĹźniÄ siÄ z niÄ
trochÄ. MrĂłwka, czujÄ
c siÄ widocznie w sytuacji bez wyjĹcia, wysunÄĹa
swe czuĹki; po chwili, rozdraĹźniona, umknÄĹa w bok. Dwa ptaki ĹwiergocÄ
ce zajadle, zupeĹnie jakby siÄ
kĹĂłciĹy, sfrunÄĹy na murawÄ pod drzewem. Jeden z nich odleciaĹ po chwili i Arietta ujrzaĹa go miÄdzy
falujÄ
cÄ
trawÄ
na pochyĹoĹci nasypu. WdrapaĹa siÄ ostroĹźnie na nasyp i daĹa nura miÄdzy zielone liĹcie i
Ĺodygi. Gdy rozgarniaĹa je Ĺagodnie goĹymi rÄkoma, krople rosy spadaĹy na jej spĂłdniczkÄ, a czerwone
buciczki wilgotniaĹy.Dziewczynka szĹa ĹmiaĹo przed siebie, przedzierajÄ
c siÄ przez mocno zakorzenionÄ
murawÄ i coraz bardziej zagĹÄbiaĹa siÄ w tÄ dĹźunglÄ mchu, fioĹkĂłw leĹnych i przywarĹych do ziemi listkĂłw
koniczyny. SiÄgajÄ
ce jej do pasa zdzbĹa trawy, ktĂłre wydawaĹy siÄ z daleka ostre i spiczaste, gdy ich
dotykaĹa, okazywaĹy siÄ miÄkkie i delikatne i falowaĹy przechylajÄ
c siÄ w tyĹ, gdy juĹź przeszĹa. Kiedy
znalazĹa siÄ wreszcie pod drzewem, ptak wystraszyĹ siÄ i odleciaĹ. Arietta zaĹ usiadĹa na zwiniÄtym listku
prymulki. W powietrzu snuĹ siÄ zapach kwiatĂłw. "Ale nikt nie chce bawiÄ siÄ ze mnÄ
" - pomyĹlaĹa
rozĹźalona. UjrzaĹa na porysowanym, pomarszczonym listku prymulki kropelki rosy lĹniÄ
ce niby
krysztaĹowe paciorki. Gdy nacisnÄĹa listek, stoczyĹy siÄ jak marmurowe kulki do gry. Na nasypie byĹo
[ Pobierz caĹoĹÄ w formacie PDF ]