[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dziewczyna, nie przepuści grilla z Rennie. Chętnie posłucha, co
ma mu do powiedzenia na temat swoich rachunków. I znów
popatrzy w te niebieskie oczy.
- Nie będę miał innych planów - oznajmił z przekonaniem.
ROZDZIAA TRZECI
Marc zatrzymał się na progu sali. Skrzywił się w duchu na
widok przesłodzonego wystroju restauracji, ale niczego nie oka
zał. No tak, kobiety lubią takie miejsca. Wypytał Rachel o ten
lokal; od niej wiedział, że tutejszą specjalnością są sałatki i da
nia z makaronu. Sala tonęła w zieleni i kwiatach, rośliny zwie
szały się z góry, pięły po drewnianych kratkach. Do tego białe
żeliwne mebelki, zupełnie jak w ogrodzie. Widać coś z tego
musi głęboko przemawiać do kobiecej psychiki. Rozejrzał się
po przestronnym wnętrzu, dostrzegł zaledwie kilku mężczyzn.
Większość gości stanowiły kobiety.
Rennie zajęła stolik w odległym rogu. Zaczął iść w jej kie
runku, ostrożnie wymijając zagradzające drogę stoliki. Nie spu
szczał z niej oczu. Dziwne, ale nadal kojarzyła mu się ze słone
cznym dniem. Dziś miała włosy upięte do tyłu. Kilka niesfor
nych kosmyków okalało jej twarz. Ciekawe, czy w dotyku są
tak jedwabiste, na jakie wyglądają? Czy jeśli odgarnie je w tył,
łagodne loczki okręcą się wokół jego palców?
Nie mógł się powstrzymać, by nie zerknąć na jej stopy.
Włożyła pantofle. Nogawki ciemnych spodni odsłaniały zgrabne
kostki. Bladoróżowa jedwabna bluzka podkreślała świeżość kar
nacji dziewczyny.
Popatrzył na jej towarzyszkę. Efekciarska szpanerka, ocenił.
Chyba celowo wybrała fryzurę z krótko przyciętych włosów, by
wyeksponować brylantowe kolczyki, stwierdził cynicznie. Ge-
50
stykulowała gwałtownie, a przy każdym ruchu brylantowa bran
soletka rzucała olśniewające refleksy.
Rennie spostrzegła go, gdy dochodził do stolika.
- Marc! Co za niespodzianka! Co ty tu robisz?
- Cześć, Rennie - przywitał się. %7łałował, że nie ma sposo
bu, by nieco ochłodzić jej entuzjazm. Przecież ta Brylantowa
Dzieweczka wszystkiego się domyśli.
- Umówiłem się tu na lunch, ale chyba zostałem wystawiony
do wiatru. Spostrzegłem cię, więc podszedłem, żeby się przy
witać - wyjaśnił spokojnie.
- Może się do nas przysiądziesz? - Rennie odwróciła się do
koleżanki. - Marcella, nie masz nic przeciwko?
- Ależ skąd! - Marcella obdarzyła go życzliwym uśmie
chem, okiem znawcy mierzÄ…c jego kosztowny garnitur.
Rennie dokonała krótkiej prezentacji i skinęła na kelnerkę,
by przyniesiono dodatkową kartę. Gdy zamówienie zostało
przyjęte, z uśmiechem popatrzyła na współtowarzyszy.
-Bardzo się cieszę, Marc. Tak dawno cię nie widziałam.
Wiesz, Marcello, Marc to dobry znajomy Keitha, jeszcze ze
studiów.
- Nie miałam pojęcia, ale wydaje mi się, jakbyśmy się znali
od lat. Nieraz widziałam cię na zdjęciach w gazetach. Zawsze
w rubryce biznesowej, mówiąc precyzyjnie - rzekła Marcella,
patrzÄ…c na niego Å‚akomym spojrzeniem.
- Marc ciężko pracuje, dzięki temu tak daleko zaszedł - po
wiedziała Rennie.
Marcella, słysząc to, uśmiechnęła się i porozumiewawczo
popatrzyła na Marka.
- Zapewniam cię, Rennie, że doskonale wiem, do czego on
doszedł.
Marc oparł się wygodniej, uważnie przypatrując się Marcelli.
Na pierwszy rzut oka niczego nie można jej było zarzucić.
51
Rzeczywiście zdawała się spełniać wymagania, jakie stawiał
kandydatce na żonę. Doskonale potrafiła prowadzić niewy
muszoną rozmowę, jednocześnie nie kryła zainteresowania je
go osobą. Ale im dłużej jej słuchał, tym bardziej go zniechęca
ła. Coraz mniej obchodziło go, co ta dziewczyna ma do po
wiedzenia.
- Lubisz operę, Marc? - zapytała, w zasadzie nie jedząc,
a jedynie jakby od niechcenia przesuwając widelcem sałatkę.
Rennie podniosła oczy znad talerza. Już wcześniej spo
strzegł, że je z nadzwyczajnym apetytem. Stojąca przed nią
sałatka zniknęła w okamgnieniu, zaraz po niej dziewczyna po
chłonęła solidną porcję włoskiej pasty. Pieczywa też ubywało
w piorunującym tempie. Jak ona to robi, że tyle je, a jest wiotka
jak trzcinka?
- Przepraszam cię, Marcello. Pytałaś o operę? - zapytał, wi
dząc zmarszczoną minę Rennie, wyraznie przywołującą go do
porzÄ…dku.
- Byłam ciekawa, czy lubisz operę.
- Nie.
Rennie uniosła brwi.
- Marc - zdumiała się. - Nie? Ale dlaczego? San Francisco
Company wystawia wspaniałe opery. Ostatnia premiera La
Boheme" była prawdziwym wydarzeniem.
- Nie przepadam za operą - wyjaśnił Marc.
- Aha - podsumowała krótko i popatrzyła uważnie na kole
żankę. - A interesuje cię jakaś dziedzina sztuki?
- Muzyka symfoniczna. Opera do mnie nie przemawia. Lu
bię dobrą muzykę, ale śpiew w niezrozumiałym języku zupełnie
mnie nie pociÄ…ga.
- Moi rodzice mają stałe karnety do filharmonii - wtrąciła
Marcella. - Może kiedyś zechcesz nam towarzyszyć - zapro
ponowała, uśmiechając się zachęcająco.
52
Marc odpowiedział uśmiechem.
- Może. Też mam wykupione stałe miejsca.
- No widzicie! - z ożywieniem wtrąciła Rennie. - Możliwe,
że oboje byliście na tym samym koncercie, choć się nie znali
ście. Teraz będzie inaczej - dokończyła pogodnie.
Wygląda na zdesperowaną, nieco cynicznie stwierdził w du
chu Marc. Co ją aż tak niepokoi?
- Marcella jest wielką miłośniczką futbolu, kibicuje naszej
drużynie - odezwała się Rennie, gdy cisza zaczęła się przeciągać
ponad miarÄ™. - Prawda, Marcello?
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- To było wtedy, gdy jeszcze studiowałyśmy. Teraz już z te
go wyrosłam. Chociaż mężczyzni chyba nigdy nie przestają
uwielbiać piłki, prawda, Marc?
Pokiwał głową.
- Sam jestem zagorzałym kibicem.
- Domyślam się, że pewnie masz karnet na stadion - dociekała.
- Jasne.
- Pięknie się składa - podjęła Rennie. - Może któregoś razu
wybierzemy siÄ™ razem na mecz.
- Może - odparł krótko Marc.
Doskonale wiedział, że jego zachowanie ją niepokoi, ale nie
zamierzał niczego udawać. Nie miał ochoty zaprzyjazniać się
z Marcellą. Co z tego, że wydawała się wymarzona do roli jego
żony? Nie tak wyobrażał sobie matkę swego syna. Trzy razy
niby mimochodem wspomniała o pieniądzach ojca. Sam nie
miał nic przeciwko temu, by jego żona miała w tej kwestii wolną
rękę, ale nie podoba mu się, gdy ktoś bez przerwy podkreśla
swoje bogactwo.
Gdy skończyli jeść, popatrzył na Rennie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]