[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powiedział, ale coś w jego głosie brzmiało fałszywie.
Te słowa utkwiły Finley w pamięci. Ich oczywista
prawda dręczyła ją, kiedy zastanawiała się, co mogłoby
być kompromisem w jej sytuacji. Ona, pomyślała, była
pełna dobrej woli, ale Blake... Od samego początku
jasno dał do zrozumienia, że Motuaroha jest jedynym
stałym elementem jego życia. To było bezdyskusyjne.
I tak samo było z jej pracą.
Zazwyczaj nie jeździła do samego centrum Auckland,
a zwłaszcza nie wtedy, gdy padał deszcz, ale pewnego
sobotniego ranka, podczas okropnej deszczowej pogody,
obudziła się w tak złym nastroju, że prawie bez
zastanowienia pojechała do miasta. Miała tam kilka
rzeczy do załatwienia. Najpierw weszła do księgarni.
- Pogoda taka jak dzisiaj stanowczo wymaga czegoś
wielkiego, ciekawego i dającego wytchnienie, prawda?
- Głos był głęboki i brzmiał tajemniczo.
Finley odwróciła się i napotkała oczy koloru lapis
lazuli. Clary Caird!
- Cześć! - powiedziała zakłopotana. - Tak. Na
przykład przyjemna, gruba powieść historyczna.
- O piratach?
- O tak, piraci są niezbędni - zgodziła się Finley.
- Mnóstwo piratów.
Uśmiechnęły się do siebie, tym razem bez zażenowania.
- Mogę polecić tę. - Clary wskazała solidny tom, na
którego okładce rudowłosa kobieta trzymała wielką
szpadę, obok stał pirat o niezwykle przystojnych rysach.
- Chociaż ta upiorna okładka na to nie wskazuje, jest to
dobrze napisana powieść, a intryga trzyma w napięciu
od pierwszej do ostatniej strony.
Zaniosły swoje zakupy do kasy. Finley zapłaciła za
książki z uśmiechem, który wyglądał jak przyklejony.
Nie mogła już doczekać się momentu pożegnania.
- A może zjemy razem lunch? - zaproponowała Clary,
gdy wyszły na ulicę. - Zadzwonię do Morgana. On
uwielbia zajmować się dzieckiem i nie będzie miał
najmniejszych zastrzeżeń, jeżeli zostanę trochę dłużej.
Tu niedaleko jest przyjemna restauracja...
Wyraźnie miała na to ochotę, tak że Finley nie mogła
odmówić. Zresztą, po co miała spieszyć się z powrotem
do pustego domu.
Zadziwiające, ale Finley stwierdziła, że je z przyjem
nością i cieszy się towarzystwem. Kiedy w końcu piły
kawę, Clary przeszła do zasadniczego tematu.
- Teraz chyba nadeszła chwila, do której obie przez
cały czas się szykowałyśmy. Dlaczego ty i Blake próbujecie
nawzajem wpędzić się do grobu?
Finley zesztywniała. Wszystkie gorzkie przeżycia
minionych miesięcy zlały się w jedno cierpienie, nie
pozwalając jej wykrztusić słowa. Potrząsnęła tylko
głową i próbowała uniknąć spojrzenia z drugiej strony
stołu.
Ale Clary, kiedy w końcu znalazła dość odwagi, by
poruszyć ten problem, była nieubłagana.
- On był u nas w zeszłym tygodniu. Przyjechał
znienacka, wyglądał jak... no dobrze, wynędzniały - to
bardzo oględne określenie. Kiedy nakarmiłam go,
zostawiłam ich samych. - Uśmiechnęła się słabo. - Oni
z Morganem są bardzo blisko, bardziej niż najlepsi
przyjaciele, niż kuzyni. Morgan bardzo się o niego boi.
Blake prawie opróżnił barek Morgana, a przecież przed
tem naprawdę nie pił dużo. On jest głęboko nieszczęśliwy,
Finley, a ty tak samo. Wyglądasz, jakby zawalił ci się cały
świat. Czy naprawdę nie możecie znaleźć jakiegoś rozwią
zania?
- Czy myślisz, że nie próbowaliśmy? - powiedziała
twardym, szorstkim głosem.
- Myślę, że oboje za bardzo jesteście zaangażowani
w tę sytuację, by widzieć jasno. Czy nie ma żadnej
szansy na kompromis?
Znowu to przeklęte słowo!
- Jak to sobie wyobrażasz? - zapytała sztywno Finley.
- Jeżeli, na przykład, zaczniesz pracować jako inter
nista?
- Na Motuaroha?
- Nie, oczywiście, że nie.
Finley rozważała to ze zmarszczonymi brwiami.
- Tak, tak. Mogłabym to zrobić. To byłoby trudne...
ale on... nie, to niemożliwe! Motuaroha jest największą
miłością w życiu Blake'a.
- Myślę, że on właśnie odkrywa, że wcale tak nie jest
- zauważyła Clary roztropnie.
Dopiero po kilku dniach Finley udało się wymazać
z pamięci to spotkanie. Ale nadzieja, jaka powstała po
rozmowie z Clary, nie dała się tak łatwo zapomnieć.
Zaczęła się już zima, a Finley wciąż czekała, czując boleśnie,
jak cała ta nadzieja zaczyna znikać. Motuaroha wygrała.
Zmuszała się do prowadzenia życia towarzyskiego,
zadowolona, że wiąże się ono z zamkniętym kółkiem
lekarzy. Były tam małe szanse spotkania kogokolwiek
obcego.
Po przyjęciu u Tima, na którym brylowała Teresa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]