[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jej przyjaciel.
- Chewie, tu jestem! - krzyknęła, posługując się Mocą, żeby wzmocnić siłę głosu. -
Czy możesz się poruszać? Możesz wspiąć się do mnie?
Usłyszała dobiegający z niższych poziomów trzask gałęzi i szelest poruszanych liści, a
w chwilę pózniej następny okrzyk pełen bólu. Przerażony Wookie stęknął, po czym zaryczał,
mówiąc coś na temat złamanej nogi.
Jego słowa odebrały Jainie nadzieję tak nagle jak lodowata tropikalna ulewa gasi
wątły płomień świecy. Przerażona wyprostowała się i przytuliła do pnia drzewa, a potem
nawet przycisnęła twarz do chropowatej kory.
Najniższe poziomy dżungli Kashyyyku były wystarczająco niebezpieczne dla zdrowej
istoty ludzkiej, której towarzyszył dorosły Wookie. Jaina nie miała pojęcia, w jaki sposób
mogłaby sama wydostać się z dżungli, a co dopiero dokonać tej sztuki w towarzystwie
rannego przyjaciela, którego z pewnością musiałaby przenosić z niższych poziomów na
wyższe. Gdyby nawet okazało się to możliwe, jak mogłaby pózniej pospieszyć z pomocą
bratu i pozostałym młodym Jedi?
W tej samej chwili uświadomiła sobie, że ranny Chewbacca może zwabić wygłodniałe
drapieżniki, które licząc na łatwą zdobycz, rzucą się na niego...
Dopiero ta myśl wyrwała dziewczynę z chwilowego odrętwienia. Musiała zacząć
myśleć, jak pomóc Chewiemu. Kształciła się przecież, by zostać rycerzem Jedi... Rozwiązanie
tego problemu z pewnością nie przekracza granic jej możliwości, ale najpierw powinna
pomyśleć o rzeczach najważniejszych. Musiała jak najszybciej przedostać się na poziom, na
który spadł Chewbacca. Zawstydziła się na myśl o tym, że wpadając w panikę straciła
kilkanaście drogocennych sekund.
- Chewie! - krzyknęła po raz drugi. - Odzywaj się, dopóki cię nie znajdę!
Musiała działać, nie tracąc ani chwili. Rozejrzała się po okolicy w poszukiwaniu
wystarczająco wytrzymałego pędu winorośli. Szarpnęła kilka najbliższych, po czym
zdecydowała się na jeden grubszy i bardziej szorstki niż pozostałe, który powinien utrzymać
ciężar jej ciała. Zaczęła schodzić jak po linie, opierając czubki butów w szczelinach między
płatami kory pnia potężnego drzewa. Starała się omijać kikuty gałęzi, złamanych przez
spadającego Wookiego.
- Już idę! - zawołała. Chciała nie tylko uspokoić przyjaciela, ale przede wszystkim
dodać sobie odwagi.
Kiedy w końcu dotarła do rannego Chewiego, czuła, że bolą ją stopy i pieką palce rąk,
a wszystkie mięśnie drżą ze zmęczenia. Odpięła od pasa klatkę ze świecącymi fospchłami i
zbliżyła do Chewbaccy, żeby mu się lepiej przyjrzeć. Kiedy poruszyła klatką, różowawy
blask zatańczył na sąsiednich gałęziach.
Pobieżne oględziny obrażeń, jakie odniósł przyjaciel, uzmysłowiły dziewczynie, że
sytuacja wygląda niewesoło. Wprawdzie z zadrapaniami, skaleczeniami, otarciami skóry czy
siniakami można było uporać się dość szybko, ale kość jednej nogi została złamana. Jaina
zrozumiała, że Chewbacca nie będzie mógł wydostać się z głębin dżungli o własnych siłach.
Wiedziała też, że sama sobie nie poradzi, by transportować rannego Wookiego
kilkaset metrów w górę pod baldachim liści, nawet wówczas, gdyby posłużyła się Mocą.
Wątpiła, czy potrafiłaby dokazać tej sztuki sama. Czuła się wyczerpana, a przecież
dotychczas tylko schodziła.
A poza tym, brat i przyjaciele nadal czekali na jej pomoc. Jaina nie miała pojęcia, co
może dla nich zrobić.
Uświadomiła sobie, że na razie musi zrezygnować z szukania pozostałych młodych
Jedi. Przypuszczała, że Jacen, Tenel Ka i oboje Wookie wciąż jeszcze uciekają przed
imperialnymi żołnierzami. Jaina nie była wytrawną tropicielką śladów i nie miałaby
najmniejszej szansy odnalezienia ich w głębinach dżungli.
Przypomniała sobie jednak, że mogłaby nawiązać z bratem myślową więz, podobną
do tej, jaka łączyła blizniacze rodzeństwo, Leię i Luke a. Gdyby zatem wysłała myślowe
wołanie o ratunek, może Jacen mógłby j ą odnalezć.
Skupiła się, a potem wysłała wiązkę myśli: Pomóż mi .
Po chwili otworzyła oczy, by ponownie przyjrzeć się złamanej nodze Chewbaccy.
Chociaż odłamki kości nie przebiły skóry, obrażenie sprawiało wrażenie poważnego. Jaina
uniosła pułapkę na fospchły jak mogła najwyżej i zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu
czegoś dostatecznie wytrzymałego, co mogłoby posłużyć do sporządzenia łubków.
Nagle różowawy blask padł na parę czarnych butów. W tej samej chwili w ciszy
rozległ się znajomy głos:
- Wzywałaś pomocy?
Zaskoczona Jaina zachwiała się i omal nie spadła z konara. Groznie warcząc,
Chewbacca obnażył długie kły, mimo iż nie mógł poruszyć się ani tym bardziej zaatakować.
- Zekku, co tutaj robisz? - odezwała się Jaina.
Usiłując zapanować nad zdumieniem, dziewczyna uniosła zródło naturalnego blasku
jeszcze wyżej, ale odziana w czarny skórzany mundur postać cofnęła się, tak aby twarz
pozostała w mroku.
- Muszę załatwić tu, na Kashyyyku, bardzo ważną sprawę - odparł chłopak.
- Zleconą przez Imperium? - zapytała Jaina, po czym ugryzła się w język prawie w tej
samej chwili, kiedy skończyła mówić. Poczuła bolesny skurcz w sercu. - Zekku, jak mogłeś
przyłączyć się do Akademii Ciemnej Strony? Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi.
Młodzieniec zignorował jej pytanie, a zamiast odpowiedzieć, zadał dwa swoje:
- A co ty tutaj robisz, Jaino? Dlaczego nie mogłaś trzymać się od tego jak najdalej?
Nie chcę wyrządzić ci krzywdy.
Chewbacca ostrzegawczo warknął, ale w następnej sekundzie syknął, kiedy poczuł ból
w złamanej nodze.
- A zatem nie rób mi krzywdy, Zekku - odparła rzeczowo Jaina. Ostrożne przesuwając
stopy po powierzchni konara, postąpiła krok w stronę byłego przyjaciela. - Przecież w niczym
ci nie zagrażam. Jestem twoją przyjaciółką. Obchodzi mnie, co się z tobą stanie.
- Cofnij się i nie wchodz mi w drogę - warknął Zekk. - A jeżeli chodzi o pozostałych,
jest za pózno na wszelką pomoc.
Jaina wzdrygnęła się i zamknęła oczy. Czyżby mogło to być prawdą? Czy naprawdę
Zekk zdążył zabić Jacena, Lowiego, Tenel Ka... a nawet niczego nie podejrzewającą i
nieświadomą Sirrę?
Nie - pomyślała po chwili. - To nie może być prawdą. Wyczułaby, gdyby zginęli. A
zatem jej brat i pozostali nadal żyli. Musieli żyć. Dziewczyna nie wierzyła, aby serce Zekka
było takie skamieniałe i mroczne, by młodzieniec mógł zamordować z zimną krwią kogoś,
kogo jeszcze niedawno nazywał swoim przyjacielem.
Przypomniawszy sobie, jak udało się jej niegdyś zakłócić skupienie Garowyn, Jaina
postanowiła uciec się do tej samej sztuczki. Posłużyła się Mocą, by zaszeleścić liśćmi
konarów rosnących wokół głowy młodzieńca. Starała się wywołać wrażenie, że przez
[ Pobierz całość w formacie PDF ]