[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Cole.
- Jeśli tak bardzo ci zależy, to... - zaczęła Julia.
- Bez łaski. Sam sobie poradzę. Któregoś wieczoru
zrobię mały wypad za miasto.
- Rób, co chcesz. To twoja sprawa. Byle dys-
kretnie.
- Ze względu na Kasima?
- Wątpię, czy to go obchodzi.
Cole westchnął głęboko.
S
R
- Przecież wiesz, że ten facet to paranoik. Każe nas
bez przerwy śledzić.
- Zobaczyłeś tych samych ludzi co na Karaibach?
- spytała przykro zaskoczona Julia.
- Nie. Tym razem twój były mąż korzysta z usług
profesjonalnych agencji detektywistycznych. Ich lu-
dzie nas obserwują. Chyba dzień i noc.
Po plecach Julii przebiegły dreszcze.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?
- Po co miałaś się denerwować i bez przerwy
oglądać za siebie? %7łałuję, że w ogóle o tym wspo-
mniałem.
- Nie powinieneś troszczyć się o moje samopo-
czucie.
- Ale muszę bez przerwy działać skrycie. Oboje
musimy być bardzo ostrożni.
Następnego ranka Cole wyjechał w interesach".
Wrócił po dwóch dniach w lepszym nastroju.
W domu na Long Island spędzali noce w osobnych
pokojach. Gdy zatrzymywali się w hotelach, Cole
sypiał ną sofie. Na farmie, gdzie dzielili pokój, Julia
zaproponowała spanie w jednym łóżku.
Odmówił.
- Za propozycję pięknie dziękuję. Jest dla mnie
pochlebna. Czuję się zaszczycony - oświadczył cierp-
kim tonem.
Czasami długo w nocy Julia leżała rozbudzona,
myśląc o tym, jakby dobrze byłoby mieć Cole'a obok
siebie i wtulić się w jego ramiona. Do tej pory nie
kochała się z nim tylko z jednego powodu. Uważa-
ła, że byłoby to nieuczciwe w stosunku do niego.
Jałmużny nie chciał, a ona nie mogła oddać mu się
w pełni.
Minęło Boże Narodzenie. Zbliżał się termin ślubu.
S
R
- Julio, byłaś kiedyś na Seszelach? - pewnego dnia
zapytał Cole.
- Masz na myśli wyspy na Oceanie Indyjskim?
- Tak.
- Nie. Nigdy tam nie byłam.
- To będzie świetna kryjówka dla ciebie, kiedy ja
wyjadę nad Zatokę Perską.
- Kryjówka?
- Aha. Będziemy udawać, że spędzamy tam miesiąc
miodowy. Wynajmę żaglówkę, żeby móc swobodnie
poruszać się wśród wysp. To znaczy ty będziesz
pływała, kiedy mnie nie będzie. Podobno Seszele są
piękne. Istny raj na ziemi.
- Chętnie tam pojadę. A co ty zamierzasz robić
w tym czasie?
- Lepiej, abyś nie wiedziała.
- Powiesz mi?
- Nie. Jeszcze nie teraz.
Przygotowanie uroczystości ślubnych w całości
spadło na Julię. Cole zajmował się innymi, sekret-
nymi sprawami. Niemniej jednak od czasu do czasu
wyrażał opinie o różnych rzeczach. Uparł się na
przykład przy ślubie kościelnym, argumentując, że
dla Kasima będzie bardziej wiarygodny niż ślub cy-
wilny.
- Moja matka i siostra - dodał w rozmowie z Ju-
lią - traktują poważnie moje małżeństwo. Choćby ze
względu na nie ślub powinien być uroczysty.
Pobrali się w Wirginii. W małym kościele, w którym
niegdyś brała ślub matka Julii. Państwo młodzi za-
prosili niewielu gości.
Rodzina Cole'a zatrzymała się w miejscowym hote-
lu, podobnie jak on sam. Po uroczystej kolacji w domu
panny młodej, Lillian Bonner, Sarah, jej mąż i Cole
S
R
wrócili do swych kwater. Po raz pierwszy od wielu
tygodni nie spędzał z Julią nocy. Poczuła się dziwnie
opuszczona i smutna.
- Nie przejmuj się tak bardzo tym ślubem - pocie-
szał ją, wychodząc po kolacji. - W twoim życiu zmieni
się przecież niewiele.
- To znaczy, że po nocy poślubnej nadal pozo-
stanę... dziewicą?
- Jeśli tak będzie, to z pewnością nie z mojej
winy - odparł z dziwnym uśmiechem i szybko się
pożegnał.
Julia zastanawiała się teraz nad jego słowami. Już
dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że nie powin-
na była wymuszać na Cole'u obietnicy, że jej nie do-
tknie.
Przez ostatnie tygodnie wmawiała sobie, że ludzi
pracujących wspólnie dla dobra jednej sprawy łączy
często specyficzny rodzaj uczucia. I tak pewnie było
tym razem.
Wraz z Corine wsiadła do limuzyny czekającej
przed domem. Droga do kościoła była krótka. U stóp
schodów na Julię czekał Cole. Postanowili postąpić
niezgodnie z tradycją i razem iść do ołtarza.
Rozbrzmiały pierwsze tony marsza weselnego i roz-
poczęła się uroczystość. Zdenerwowana Julia była
półświadoma tego, co wokół się dzieje. Kiedy ksiądz
ogłosił ich mężem i żoną, po jej twarzy pociekły łzy.
Płakała, lecz równocześnie czuła się lekko i radośnie.
Byłą szczęśliwa.
Po ślubie w domu Julii zaplanowano małe przyjęcie.
Kiedy państwo młodzi wrócili z kościoła i na chwilę
zostali sami, Cole wziął Julię w ramiona.
- Wcale nie zamierzałeś się żenić - stwierdziła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]