[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jest piêkne, wznios³e i nieSmiertelne! Dla innych jedna okolica, jedno miasto, jedno ogni-
sko jest ojczyzn¹ - jam by³ prawdziwym Kosmopolit¹, bo moj¹ ojczyzn¹ by³o wszystko to,
czego tylko mySl doScign¹æ zdo³a!
Zatrzyma³ siê, a oczy jego i serce szuka³y ukochanej istoty. Niedaleko niego, murem tylko
przedzielona, spoczywa³a we Snie trwo¿liwym. Widzia³, i¿ serce jej nawet we Snie dla jego
105
ucznia bi³o. Czu³, co cierpi serce kobiety do mi³oSci stworzone, kiedy on tyle dla niej po-
Swiêca³, i dusza jego rzek³a do jej Spi¹cej duszy:
- Przebacz mi, je¿eli chêæ moja wzniesienia ciê do tak szczytnych przeznaczeñ by³a zuchwa³¹.
By³ to sen i ju¿ znikn¹³! - Nad brzegiem grobu widzê nareszcie, jakie jest prawdziwe wciele-
nie prawego i m¹drego, prawdziwa brama wiecznoSci, za t¹ bram¹ bêdê ciê oczekiwa³, uko-
chana, gdzie i twoje rozjaSnione serce wystarczy obszerniejszej mi³oSci...
W swych celach samotnych, w pracowniach, schronieniach, zajêci nauk¹, zadr¿eli nagle
wszyscy jego towarzysze. Uczuli, i¿ duch nieobecnego ich przyjaciela odezwa³ siê do nich:
- Bywajcie zdrowi na zawsze na tej ziemi! Znowu jeden z waszych braci was opuszcza. Stary
wiek wasz prze¿yje wszystkich m³odoSæ, a dzieñ ostateczny zastanie was jeszcze mySl¹cych
na naszych grobach. Z wolnej woli zstêpujê do krainy cieniów, lecz nowe s³oñca Swiec¹ mi
ju¿ z g³êbi grobu.
- Idê tam, gdzie dusza tej, dla której poSwiêcam to cia³o z gliny, a póxniej i wy, mieszkaæ ze
mn¹ bêdziecie. Poznajê wreszcie rzeczywist¹ inicjacj¹, prawdziwe zwyciêstwo. Bracia! po-
rzuæcie eliksir, z³Ã³¿cie brzemiê wieków! Odwieczny duch wspiera i broni wszêdzie dusze
utworzone jego Boskim tchnieniem!... A mêdrcy pomySleli w sobie:
- I my, ¿yj¹c sercem, dawno bySmy, znudzeni, Swiat opuScili, ale umrzeæ nie mo¿emy, dopóki
¿yjemy mySl¹, bo nauka jest nieSmierteln¹.
______________________
* Jedn¹ z godniejszych wspomnienia odnowieñ teorii o duchach niewidzialnych jest bez w¹tpienia zawarta w romansie Abbe
Villarsa, pod tytu³em: Comte de Gabalis, ou entretiens sur les sciences secretes.
Villars urodzi³ siê r. 1640 - w podró¿y do Pary¿a r. 1675 zastrzelony zosta³. Tajemniczy jego zgon, jakoby zemsta za wy-
Smiewanie zasad kabalistyki lub objawianie tajemnic, sprawi³ wiele trwogi i podziwu.
Ta niezmierzona przestrzeñ - mówi hrabia Gabalis w romansie - pomiêdzy ziemi¹ a niebem ma daleko szlachetniejszych
mieszkañców od ptaków i owadów; to rozleg³e morze ma innych goSci oprócz wielorybów i psów morskich; g³êbokoSci zie-
mi nie tylko s¹ dla kretów przeznaczone, a ¿ywio³ ognia nie na to jest stworzony, aby pozosta³ nieu¿yteczny i pusty.
Nauczysz siê teraz - mówi znowu - panowaæ nad ca³¹ natur¹; Bóg jeden bêdzie twoim panem, mêdrcy bêd¹ tylko twymi
równymi. Istoty najpotê¿niejszego rozumu ubiegaæ siê bêd¹ o s³u¿enie ci; demony nie odwa¿¹ siê razem na jednym miejscu
z tob¹ przebywaæ, na dxwiêk twojego g³osu wpadn¹ w otch³añ, a duchy wszystkich czterech ¿ywio³Ã³w bêd¹ siê spó³ubiegaæ
o szczêScie s³u¿enia twoim rozkazom. Wielbiê ciê, o wielki Bo¿e! i¿ ukoronowa³eS cz³owieka tak ogromn¹ chwa³¹ i uczyni-
³eS go nieograniczonym monarch¹ wszystkich dzie³ Twej rêki.
Rozumie ciê samo przez siê, i¿ aby tego dost¹piæ trzeba wype³niæ pewne warunki, które ca³¹ tê naukê o duchach, wró¿kach,
rusa³kach etc. jeszcze bardziej czyni¹ poetyczn¹ i zajmuj¹c¹.
106
II. Rmieræ
Gotujcie siê do S¹du: ostatnia dobiega godzina.
S¹d ostateczny Yunga
WSCHODZ¥CE S£OÑCE klejnotami têczowego Swiat³a zasypa³o niebo i przez otwarte
okno razem z tchnieniem Swie¿ego poranku ró¿owym blaskiem otoczy³o Kosmopolitê na
wysokim ³o¿u zas³anym kobiercem.
Wspania³ej bledniej¹cej twarzy, jakby z niej wo³no ogieñ ¿ycia ustêpowa³, ¿aden rys siê nie
zmienia³, nic zewn¹trz bliskiego jego koñca nie zwiastowa³o.
Obok ³o¿a w g³owach siedzia³a smutna Arminia i ³zy po licach jej pomyka³y; w nogach sta³
Sêdziwoj i trwo¿liwym wzrokiem wpatrywa³ siê w le¿¹cego.
- Ty nie umrzesz, nie opuScisz nas - mówi³a z cicha Arminia - dot¹d nie by³eS s³aby, tak na-
gle, ja nie pojmujê; przecie¿ sam umieraj¹cych leczy³eS... - i p³acz nie pozwoli³ jej mówiæ
dalej.
Kosmopolita uSmiechn¹³ siê ³agodnie i s³abiej¹c¹ rêk¹ bior¹c j¹ za d³oñ drug¹ rêkê poda³
Sêdziwojowi i rzek³:
- Wspominajcie mnie czasem, gdy ofiara siê spe³ni i ju¿ miêdzy wami nie bêdê, starajcie siê,
aby pró¿n¹ nie by³a...
Lecz Sêdziwoj coraz wiêcej pomiêszany zawo³a³:
- Je¿eli istotnie Smieræ twoja tak bliska, wiêc ca³a twoja sztuka by³a udaniem! Wiêc chlubi³eS
siê potêg¹, której nie posiadasz? Ca³a cudownoSæ, któr¹S ¿y³ otoczony, i eliksir s¹ z³udzeniem,
bo inaczej czy¿byS umiera³? Dlaczegó¿ chcesz unieSæ do grobu tajemnicê? - Teraz czas, mo-
¿esz mi j¹ powierzyæ; bogaty doSwiadczeniem, przysiêgam, nie wyjawiê jej nikomu, a na z³e
u¿yæ ju¿ nie potrafiê! - Przecie¿ zgon twój zada wyraxne k³amstwo twojemu ¿yciu! Widzê, i¿
tajemnica robienia z³ota jest prost¹ recept¹ i je¿eli nie chcesz skonaæ obarczony przekleñ-
stwem, wys³uchaj miê i wyjaw sposób robienia kamienia mêdrców.
Ale Kosmopolita odwróci³ siê ku swej ¿onie i rzek³:
- Ty wiesz, ukochana, ¿e bogactwa nie s¹ szczêSciem; tych, którzy je za cel swego ¿ywota
k³ad¹, zrzucaj¹ z tronu wysokiej godnoSci cz³owieka zamieniaj¹c ich na zwierzêta.
- Pamiêtaj, Arminio, nie kupuj uczuæ, bo prawdziwe uczucia s¹ bez ceny. DoSwiadczaj
i walcz, a chocia¿ tu nieszczêSliwa, tam uzyskasz palm¹.
- Ty zaS s³aby i niewierny uczniu mój - rzek³ do Sêdziwoja, pokazuj¹c mu na rêku blizny po
torturach zostawione - patrz, czy przysz³oby do tego, gdybym kiedykolwiek mia³ wyjawiæ
tajemnicê. *
- OczySæ duszê z rdzy egoizmu w jednym prawdziwym uczuciu, a zrozumiesz rozkosz po-
Swiêcenia siê dla drugich...
107
- Ja zostawiam ci skarb, a to bêdzie wspomnienie zgonu mojego, wspomnienie to uwolni ciê
od przeSladowcy wroga...
Na to imiê dr¿enie przebieg³o cia³o Sêdziwoja; umieraj¹cy wzi¹³ znowu za rêce swoj¹ ¿onê
i ucznia i wpatrywa³ im siê w oczy. A wtedy czu³, jakby po promionach z jego xrenic id¹cych
jakiS b³ogi pokój po jego duszy siê rozlewa³, obce mySli i czucia, jakaS nowa si³a i ¿ycie
w niego wstêpowa³y, i choæ nie bez trwogi, magnetyczny, rozkoszny, czu³ poci¹g do tego
wzroku. Lecz wtem s³oñce tylko co wesz³e gêste chmury okry³y, zaciemni³o siê w pokoju,
czarowny uSmiech umili³ usta le¿¹cego, i gdy zbli¿y³ siê do jego twarzy, boleSæ serce m³o-
dzieñca Scisnê³a - dusza mêdrca ju¿ opuSci³a ziemskie swoje mieszkanie.
______________________
* S¹ to istotnie s³owa Kosmopolity, skoro Sêdziwoj nalega³ na niego o wydanie tajemnicy.
108
III. Zwierzenie siê
...wierzê, ¿e wasze uroki
Zdolne s¹ gwiazdy Sci¹gaæ, tamowaæ potoki.
Propercjusz, Elegia I
OD CZASU RMIERCI Kosmopolity Sêdziwoj pozostawa³ w stanie odrêtwienia, obojêtnoSci
na wszystko, jakby po d³ugiej i niebezpiecznej chorobie przychodzi³ do siebie i ogl¹da³ siê
woko³o. Minê³o parê miesiêcy czasu, zwykle tak wolno i uci¹¿liwie czo³gaj¹cego siê, a jesz-
cze jego kolce czuæ mu siê nie dawa³y. RozmySlaj¹c o dziwnych wypadkach kilku lat ubie-
g³ych swego ¿ycia, o zgonie mêdrca, z którym los go w tak niezwyk³y sposób zwi¹za³, uwol-
niony by³ od napaSci i zjawiania siê drêcz¹cego widziad³a. RozmySlania te nie dozwala³y mu
zajmowaæ siê swoj¹ przysz³oSci¹.
Jednym tak¿e z g³Ã³wnych przedmiotów jego marzeñ by³a Arminia. Mi³oSæ i stosunek Kosmo-
polity do niej by³ dla niego niepojêty. Nieporz¹dna, gor¹czkowa jego wyobraxnia na pró¿no
szuka³a nadziemskich jakichS przymiotów w ¿onie mistrza. Wysuszone jego uczucie nie do-
mySla³o siê nawet, i¿ prostota serca, czystoSæ mySli s¹ skarbami, z których mi³oSæ, jak s³oñce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]