[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W trakcie przyjęcia Joshowi udało się na moment wyśliznąć z tłumu. Wyszedł przed
ganek i spojrzał na zegarek. Zmarszczył brwi. McCray rzadko się spózniał.
Ledwie o tym pomyślał, usłyszał nadjeżdżający samochód. Znajomy niebieski
oldsmobile zatrzymał się na podjezdzie. Z przodu siedziało dwóch mężczyzn. McCray
wysiadł pierwszy.
- Do licha, January! Ale wyglądasz! - Wspólnik przymrużył oko na widok czarno -
białego oficjalnego stroju Josha. - Gratuluję, stary. Czy zdążyliśmy na przyjęcie?
- Zostało jeszcze sporo szampana. - Josh spojrzał na pasażera McCraya, który właśnie
wysiadł z auta.
Wyglądał na mężczyznę dobrze po sześćdziesiątce. Był mocno zbudowany i, mimo
wieku, trzymał się znakomicie.
- To on? - cicho spytał Josh.
- Tak. Wybacz spóznienie, odszukanie go zajęło mi trochę czasu. Był mocno zajęty,
ale gdy powiedziałem, kto tu na niego czeka, rzucił wszystko i przyjechał.
- Pan jest January? - Potężny mężczyzna zbliżył się do Josha wyciągając rękę.
- Tak. - Josh uścisnął imponującą prawicę. - Dziękuję, że pan przybył.
- Proszę nic nie mówić. Jestem trochę zdenerwowany. Po tylu latach...
Rozległ się pełen zdumienia damski okrzyk:
- Ricky!!!
Josh obejrzał się. W drzwiach stała oszołomiona Shirley. Włożyła dziś całą swoją
biżuterię. Oczy miała okrągłe ze zdumienia.
- Jak się masz, Shirley. - Ricky trochę zakłopotany przestępował z nogi na nogę. -
Tyle czasu minęło, kochanie. Jesteś równie piękna jak dawniej.
- Ricky, to ty? To nie sen?
- Myślę, że jedynym, który śni, jestem ja - odparł Ricky. - Sądziłem, że już dawno
znalazłaś sobie kogoś innego. Kogoś, kto byłby ciebie wart, Shirley. Nie mogłem uwierzyć,
gdy McCray pojawił się mówiąc, że nigdy nie wyszłaś za mąż i mieszkasz na wybrzeżu.
Shirley uczyniła chwiejny krok naprzód.
- Myślałam, że mnie nienawidzisz, bo wierzysz, że cię zdradziłam wiele lat temu.
- Ależ, kochanie! Ty nigdy byś mnie nie zdradziła. Wiedziałem o tym. Zawsze byłaś
lojalna. Przyłapały mnie gliny używając podsłuchu. Nie miałem szans. Zawsze byłem
staromodny. Postanowiłem, że kiedy mnie wypuszczą, zajmę się czymś innym. W nowych
warunkach nie potrafiłbym już prowadzić swoich interesów, jeśli wiesz, co mam na myśli.
- Ricky, mówisz, że przyjechałeś tu natychmiast? - spytała uradowana Shirley.
- Tak, a nawet jeszcze szybciej. Wiem, że nie jestem ciebie godny. Nie kontaktowałem
się z tobą, gdy mnie zwolnili, bo nie chciałem ci znowu komplikować życia. Powiedziałem
sobie, że zasługujesz na coś lepszego. Ale ci faceci mówią, że skoro jestem czysty, możesz się
mną zainteresować.
- W każdej chwili, Ricky. - Shirley rzuciła mu się w ramiona. - Boże, tak za tobą
tęskniłam. Byłeś tym najlepszym, co miałam w życiu. Nigdy nie przestałam o tobie myśleć.
- A ja marzyć o tobie, kochanie. - Ricky przytulił ją do siebie.
- Lepiej zostawmy ich samych - mruknął Josh. McCray rzucił okiem na tłum gości we
dworze.
- Co powiesz na przedstawienie mnie pannie młodej? Chciałbym poznać damę, która
może uczynić mnie jedynym właścicielem agencji.
Josh uśmiechnął się. Maggie pojawiła się jak na zawołanie. Wyglądała niezwykle
pięknie w sukni z białej koronki. Pomyślał, że przez całe życie nie widział czegoś równie
wspaniałego. Była wszystkim, czego pragnął, jego całą przyszłością.
- Tu jesteś, Josh. Szukałam cię. Trzeba pokroić tort. - Rzuciła okiem na McCraya. -
Czy to twój wspólnik?
- Jestem McCray. I właśnie chciałem rzec, panno Gladstone...
- Pani January - sucho poprawił Josh.
- Właśnie chciałem powiedzieć, pani January - McCray zachichotał - że podziwiam
panią. Nie sądziłem, że jakakolwiek kobieta zdoła zmiękczyć tego zimnego drania. Musi pani
być niezwykłą osobą.
- Na Boga, Josh nie jest taki - rzekła Maggie z uśmiechem. - On po prostu ukrywa swą
prawdziwą naturę pod maską twardego faceta.
- Naprawdę? - McCray ironicznie uniósł brwi spoglądając na Josha.
- Tak. Trzeba go tylko lepiej poznać, by się o tym przekonać. - Maggie dopiero teraz
spostrzegła na ganku tulącą się do siebie parę.
- Kto, u licha, jest z Shirley? Ona go całuje!
- Ricky - wyjaśnił Josh. - Prosiłem, aby McCray go sprowadził. Okazało się, że nigdy
nie zapomniał Shirley. Pomyślałem, że mógłby być dla niej w sam raz.
Oczy Maggie wypełniły się zdumieniem i radością.
- Josh, jesteś wspaniały, kochany! Czyż on nie jest kochany, McCray?
- A czy ktoś może wskazać mi miejsce, w którym dają szampana? - roześmiał się
wspólnik.
- Prosto korytarzem - wyjaśnił Josh. - Trunki nalewa drugi pan młody. Aatwo go
rozpoznasz. Ma taki sam śmieszny strój jak ja. Możesz do niego mówić Pułkowniku.
- Trafię. - McCray klepnął Josha w ramię i udał się na poszukiwania.
Maggie odwróciła się do męża.
- Shirley wygląda na szczęśliwą. To wspaniale, że zadałeś sobie tyle trudu, by
odszukać Ricky'ego. Myślisz, że ona opuści nas teraz, by zamieszkać w Portland?
- Nie zdziwiłoby mnie to. Ale chodzmy lepiej pokroić ten tort. Odessa i Pułkownik
będą czekali.
Josh ujął Maggie pod ramię. To teraz pani January, powtarzał sobie. Jest jego żoną.
Trudno marzyć o czymś wspanialszym.
- Wiesz, o czym myślałam, Josh?
- O czym?
- O naszej przyszłości - rzekła Maggie. - Jest tyle możliwości.
- Sądzę, że prowadzenie hotelu wystarczy. Josh miał już sporo związanych z tym
planów. McCray odkupił od niego agencję i January postanowił zainwestować trochę gotówki
w Peregrine Manor. Maggie patrzyła błyszczącym wzrokiem.
- Nie miałam na myśli dworu. Marzę o otwarciu pierwszej prywatnej agencji
detektywistycznej w Peregrine Point. Josh, przecież wspominałam o tym wcześniej.
- Nie - sprzeciwił się stanowczo.
- Czemu nie? - ciągnęła z entuzjazmem. - Biuro mogłoby mieścić się tu, we dworze.
W przerwach między dochodzeniami zająłbyś się pisaniem książki i chyba miałbyś na to
wiele czasu, bo nie sądzę, by w Peregrine Point znalazło się wielu klientów.
- Chyba nikt.
- Och, ktoś pewnie by się znalazł. Natura ludzka jest taka sama i w małych
miasteczkach, i w metropoliach.
- Maggie...
- Myślę, że gdy nie będę zbyt zajęta, mogłabym ci pomagać w dochodzeniach.
- Dziękuję bardzo, ale nie.
- Naprawdę zamierzam poznać podstawy prowadzenia prywatnych dochodzeń, Josh.
January nie mógł już dłużej wytrzymać. Wybuchnął śmiechem. Zmiał się jeszcze i w
parę minut pózniej, gdy Maggie krojąc tort znalazła ukryte w nim małe pudełeczko.
Trudno opisać wyraz jej twarzy, gdy po otwarciu pudełka znalazła wewnątrz
szmaragdową broszkę ciotki Agaty.
- Josh! - Spojrzała na męża rozjaśnionym wzrokiem. - Znalazłeś broszkę ciotki. Jak
tego dokonałeś?
- Ciągle ci powtarzam, że jestem doświadczonym detektywem.
Zarzuciła mu ręce na szyję w obecności wszystkich gości.
- Jesteś prawdziwym bohaterem - szepnęła.
- Tak, tym razem przekonałem się, że to popłaca.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]