[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powinienem porwać cię w ramiona i zmiażdżyć ci
wargi w pocałunku. - Wykrzywiwszy usta w ironicz
nym uśmiechu, zacisnął rękę na dłoni Tabithy.
Instynktownie przysunęła się bliżej.
- Nie bądz śmieszny, Dev. Gdybyś ni stąd, ni
zowąd się na mnie rzucił, wystraszyłabym się. Takie
zachowanie byłoby zupełnie nie w twoim stylu.
- Nie?
Zdecydowanym ruchem pokręciła głową.
- Podobasz mi się właśnie dlatego, że różnisz się
od innych mężczyzn. Jesteś wrażliwy i nieśmiały.
Dobrze się z tobą czuję, wiesz? Bezpiecznie. Mężczy
zni ciÄ…gle odgrywajÄ… rolÄ™ twardzieli, takich macho. Ty
tego nie robisz. JesteÅ› szczery, delikatny, nie oglÄ…dasz
się za każdą piękną dziewczyną, która przechodzi
obok, nie flirtujesz. Nienawidzę gierek i podchodów,
nie znoszę fałszu. A my... Mam wrażenie, że nadajemy
na tych samych falach, dlatego bez strachu zapytałam,
czy mogę cię pocałować.
- No a gdybym jednak rzucił się na ciebie? - spytał
zaciekawiony.
56 PRZYGODA NA KARAIBACH
Roześmiała się wesoło.
- Uznałabym, że za dużo wypiłeś. Nie należę
do kobiet, na które mężczyzni się rzucają. A ty
nie należysz do mężczyzn, którzy rzucają się na
kobiety.
Zmrużył oczy.
- I to mnie nie czyni nudziarzem i sztywniakiem?
- To cię czyni wspaniałym, uroczym facetem
- szepnęła czule. Wspięła się na palce, objęła go za
szyję i delikatnie musnęła wargami jego usta.
Do niczego więcej nie dążyła - to miał być jeden
krótki, niewinny pocałunek. Po prostu czując rodzącą
się między nimi więz, chciała ją jakoś umocnić.
Pogłębić.
Wiedziała, że nie może pozwolić sobie na nic
więcej, by nie wzbudzić niepokoju Deva. Jeszcze
zacznie się zastanawiać, co ją naszło. Nie chciała go
wystraszyć, żądać więcej, niż mógł lub chciał jej dać.
Pocałunek miał być przypieczętowaniem przyjazni,
oznakÄ… sympatii.
Nie spodziewała się jednak, że przeszyje ją
dreszcz. %7łe Devlinowi ręka zadrży, że serce zabije mu
mocniej. Oderwała usta od jego ust. Ich twarze
dzieliły ze trzy centymetry, czuła na wargach jego
oddech. Wciąż stała na palcach i wciąż obejmowała
go za szyjÄ™.
- Mogę jeszcze raz? - spytała szeptem.
- Proszę - odparł zmienionym głosem.
Tym razem przywarła do niego całym ciałem.
Jayne Ann Krentz 57
Kiedy zbliżyła usta do jego ust, usłyszała, jak Devlin
wypowiada szeptem jej imię. Zakręciło się jej w gło
wie.
- Tabi, moja słodka Tabi.
Jedną rękę zacisnął mocniej na jej dłoni, drugą
nieśmiało, jakby z wahaniem, objął ją w talii. Miała
wrażenie, że oboje są równie zdenerwowani i spesze
ni. Pomyślała sobie, że powinna przejąć inicjatywę. %7łe
taki wrażliwy człowiek jak Dev nie będzie chciał się
narzucać.
Dziwne to było: prowadziła, wyznaczała granicę.
Dawało jej to niesamowite poczucie swobody. Nigdy
nie czuła się tak wolna, jak w objęciach Devlina. Nie
musiała się zastanawiać, co partner zrobi, czy ją
zaakceptuje, czy odrzuci. Wsunęła palce w jego lśnią
ce gęste włosy, poruszyła biodrami. Usłyszała cichy
jęk rozkoszy. Ogarnęła ją euforia. Dev nie całował jej
z poczucia obowiązku albo żeby nie sprawić jej
przykrości. Reagował na jej dotyk. Wyraznie czuła
jego podniecenie.
Zamknęła oczy. Stał w lekkim rozkroku, oparty
plecami o burtę, ona zaś stała pomiędzy jego nogami.
Ciepło, jakie od niego biło, przenikało przez cienki
materiał jej sukienki. Nie napierał, nie naciskał; po
zwalał, by trzymała ster, by decydowała o tym, jak
daleko mogą się posunąć.
Budziło się w niej uśpione pożądanie. Zdała sobie
sprawę, że pragnie czegoś więcej - mocniej się wtulić,
goręcej całować. Uważaj, ostrzegł ją wewnętrzny
58 PRZYGODA NA KARAIBACH
głos, bo go wystraszysz. Nie rób nic, co by mogło
zepsuć waszą znajomość.
Zacisnął uda, a rękę, która spoczywała na jej talii,
przesunął niżej na biodro. Zaczął je gładzić, a języ
kiem i wargami wyczyniał cuda. Tabicie zakręciło się
w głowie. Jeszcze nigdy w życiu nie przeżywała tylu
silnych doznań, nie odbierała tylu cudownych bodz
ców. Ale wiedziała, że tym pieszczotom musi położyć
kres. Resztkami sił, pokonując wewnętrzny opór, bo
wcale nie chciała nic kończyć, oderwała usta od ust
Deva.
- Tabi?
- Już dobrze, Dev - szepnęła. - Wiem, że wszystko
dzieje siÄ™ trochÄ™ za szybko. Ale nie martw siÄ™, panujÄ™
nad sytuacjÄ….
- Tabi... Ja... - Zamilkł i zmarszczył czoło, jakby
szukał właściwych słów.
- Nie. - Przytknęła palce do jego ust. - Nic nie
mów. Oboje jesteśmy zaskoczeni, nie spodziewaliśmy
się tego. Niczego jednak nie zepsuję, przysięgam. To
pewnie przez wino i ten księżyc na niebie. Widać, że
żadne z nas nie jest szczególnie biegłe w sztuce
uwodzenia. - Uśmiechnęła się figlarnie.
Przez chwilę milczał.
- Ja na pewno nie jestem - szepnął w końcu.
- Wiem. I to jedna z rzeczy, która tak bardzo mi się
w tobie podoba - przyznała szczerze.
- NaprawdÄ™?
- Tak. Mam wrażenie, że cię znam. %7łe cię rozu-
Jayne Ann Krentz 59
miem. %7łe wyznajemy podobne wartości. %7łe wierzymy
w to samo i odczuwamy ten sam strach.
- Strach?
- Przed angażowaniem się w nowy związek. Chce
my, żeby on coś znaczył. Nie interesują nas powierz
chowne znajomości, przygody wakacyjne. Och, Dev,
tak dobrze cię znam. - Pokręciła ze zdumieniem
głową. - To niesamowite, jak wiele nas łączy. Wiesz,
nic dziwnego, że nie pasujemy do reszty towarzystwa.
Jesteśmy odludkami, prawda?
- W pewnym sensie. - Roześmiał się. - Podej
rzewam, że przygotowując broszury reklamowe, ar
[ Pobierz całość w formacie PDF ]