[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie trzeba było wiele zmieniać. Roześmiała się, Wstawiłam tylko meble. Jeszcze,
oczywiście, zostało mnóstwo do zrobienia. Ale chciałam już koniecznie wykończyć te
zasłony.
Sama obiłaś? Wskazał ręką kanapę pokrytą błyszczącym materiałem
przypominającym jedwab.
Oczywiście. Roześmiała się. Nie sądzisz chyba. że płaciłabym za coś, co równie
dobrze mogę zrobić arna.
Nie sądzę... Patrzył na nią z podziwem. No jasne, że nie sądzę.
Wyglądasz na bardzo zmęczonego.
Z trudem opanowała chęć, by go przytulić. Był taki rozczulająco bezbronny. Stał na
środku sklepu w wymiętym ubraniu, torbę podróżną ciągle miał na ramieniu.
Nie polecam nikomu takich krótkich wypraw do Brazylii. Tam i z powrotem w ciągu
siedmiu dni.
Do Brazylii? zdziwiła się.
Oczy jej zabłysły, bo akurat ten kraj chciała kiedyś zwiedzić.
Tak. Już nigdy więcej, za żadne skarby. Ale warto było. Elizabeth Berenstein
skradziono bardzo rzadkie ametysty. Miała z nich wykonać jakąś biżuterię na specjalne
zlecenie rządu jednego z państw afrykańskich. Musiałem natychmiast zdobyć coś, czym
mogłaby te ametysty zastąpić. Za tydzień mijał termin.
Przetarł oczy.
A i tak musi ciężko pracować, żeby zdążyć na czas.
Miała szczęście, że mogłeś pojechać.
Głos Carly zabrzmiał nieco nienaturalnie. Po co Malory wciągnął Elizabeth do tej
rozmowy?
Nie zapominaj, że leżało to też w moim interesie odparł.
Dostrzegł moje oburzenie pomyślała Carly.
Mam nadzieję. W końcu kosztowało cię to niemało wysiłku.
Carly usiłowała się opanować. Chciała, żeby myślał, że przemawia przez nią tylko troska.
Niczego innego w tym, co powiedziała, chyba nie zauważył. Głos wyraznie mu
złagodniał.
Przykro mi, że nie udało nam się skontaktować. Ale mam nadzieję, że wiadomość
dotarła do ciebie.
Tak, w końcu dotarła powiedziała, uśmiechając się z przymusem.
Dzwoniłem, bo chciałem się z tobą zobaczyć. Nie było cię, wiec powiedziałem twojej
matce, ze wyjeżdżam i nie będzie mnie do końca tygodnia.
Mama, jeśli coś wydaje się jej nieważne, od razu o tym zapomina. A nieważne jest
wszystko, co nie dotyczy ani jej, ani teatru.
Na przyszłość będę o tym pamiętał. Malory uśmiechnął się. Rozumiem: piękna, ale
roztargniona.
Carly wzruszyła ramionami.
Więc kiedy się dowiedziałaś?
Dziś rano. Od Belli.
Twoja matka jest niemożliwa zmarszczył brwi.
Normalnie nie jest aż taka. Chyba obecność Clorindy zupełnie ją rozstroiła.
Carly widząc, że Malory jest naprawdę zmartwiony, uśmiechnęła się do niego łagodnie.
Boże! To ona jeszcze nie wyjechała? Zdenerwował się nie na żarty.
O ile wiem, to nie odrzekła ostrożnie. Bella uważa, że jeśli ciebie nie będzie w
pobliżu, wyjedzie już dziś albo najdalej jutro.
To znaczy że muszę wyłączyć telefon! Ziewnął. Chyba lepiej będzie, jeśli pójdę już
do domu i spróbuję odespać podróż.
Nie byłeś jeszcze w domu? spytała Carly zaskoczona.
Mogła się przecież domyślić tego wcześniej.
Nie, najpierw musiałem sprawdzić, czy ciągle jeszcze tu jesteś.
W oczach Malory ego pojawiło się pożądanie.
Rumieniec oblał twarz Carly, a ona znów nie mogła nic na to poradzić. Czyżby Malory
sądził, że może zaczynać wszystko od nowa? Spośród najrozmaitszych emocji, które teraz
czuła, najważniejsze było oburzenie.
Zwariowałeś chyba powiedziała w końcu. Idz do domu, odpocznij, bo jeszcze się
rozchorujesz.
Tak zle nie będzie. Leciałem w obie strony pierwszą klasą. Zawsze tak robię, kiedy
podróżuję gdzieś daleko.
Miał ten sam wyraz twarzy co wtedy, gdy stał przed drzwiami jej pokoju hotelowego w
Phuket i czekał, czy wpuści go do środka.
Natomiast w duszy Carly walczyły sprzeczne uczucia. Jedną połową siebie pragnęła go
rozpaczliwie, drugą zaś walczyła zawzięcie z tą trudną do odparcia pokusą. Ale albo ona, albo
Elizabeth. Musiał wybierać. Carly miała teraz zamęt w głowie, lecz jedna rzecz nie ulegała
kwestii. Malory musi natychmiast iść do domu. Wiedziała, że rozmawia z nią tylko po to,
żeby odwlec ten moment.
Malory powiedziała musisz już iść. Nie mam tu nawet nic do picia. Nie mówiąc już
o jedzeniu.
Gdzie serce, tam dom . Wiesz o tym? Pochylił się ku niej. Dobrze, już idę. Ale ty
też nie zostawaj tu zbyt długo.
Najwyrazniej troszczył się o nią, przecież się nie przesłyszała.
Nie uspokoiła go. Ja też za chwilę pójdę. Podeszła do drzwi. Malory wciąż nie miał
ochoty wychodzić. Gdy chwyciła za klamkę, powstrzymał ją.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]