[ Pobierz całość w formacie PDF ]

są wszechwiedzące... Rosalie powiedziała mi... - dodała
i spojrzała na ojca - powiedziała, że mama musiała mnie
kochać.
- Jasne, że mama cię kochała - Adam poszukał dłoni
córki i uścisnął ją. - I ja też cię kocham.
Cate oparła się głową o ramię ojca.
- A Rosalie? - szepnęła.
- Co Rosalie?
Dziewczyna nie odpowiedziała. Lecz Adam zrozumiał,
że córka daje znak, iż gotowa jest zaakceptować jego zwiÄ…­
zek z panną James, o ile miałoby do niego dojść.
Ale czy dojdzie?
Herbata u Cazellów... Serce Rosalie biło niespokojnie.
Wczoraj Adam zapraszał ją na kolację, a to oznaczało,
że jeszcze wczoraj mogła być z nim tak blisko, jak wtedy,
w tym tropikalnym raju... Lecz gdyby powiedziała  tak",
musiałoby to zapewne oznaczać jakieś większe  tak", dla
całego ich wspólnego życia, na które wciąż nie wiedziała,
czy chce się zdecydować.
Dzisiaj zaÅ›... dziÅ› wpadnie do nich tylko na niezobowiÄ…­
zujÄ…cÄ… herbatÄ™.
Spojrzała przez okno taksówki. Dojeżdżali już pod
wskazany adres, do rezydencji przy Knightsbridge. Budynek
był dwupiętrowy, oddalony od ulicy. Za nim rozciągał się
maÅ‚y park... To tylko, kilka przecznic od Harrodsa, po­
myślała Rosalie. Wybiorą się tam z Cate, żeby znalezć dla
TAJEMNICZA MODELKA 125
niej coÅ› odpowiedniego na dystyngowany pogrzeb dyplo­
matyczny...
Ledwie zdążyła wysiąść, otwarły się drzwi frontowe. Na
progu stanęła Cate. MiaÅ‚a na sobie wytarte dżinsy i roz­
ciągnięty, zielono-granatowy sweter.
- Jak dobrze, że jesteś - powiedziała.
- Przyrzekłam, a więc jestem - uśmiechnęła się Rosalie
i z tym uśmiechem weszła do środka. Wewnątrz poczuła
jednak, że tężeją jej mięśnie twarzy, bo przecież zaraz miała
siÄ™ przywitać z Adamem, a nie byÅ‚a pewna, co ma mu wÅ‚a­
ściwie do powiedzenia?
- ByliÅ›my dziÅ› z tatÄ… w domu mamy - odezwaÅ‚a siÄ™ Ca­
te. - Pozabierałam stamtąd różne swoje rzeczy... - urwała
i wzruszyła ramionami.
Rosalie w lot zrozumiaÅ‚a, że dziewczyna jest ciÄ…gle nie­
pocieszona.
- Wolałabym tam więcej nigdy nie wracać - dokończyła
Cate.
- Kiedyś zechcesz wrócić, przynajmniej wspomnieniami
- Rosalie objęła Cate i przytuliła ją do siebie. - Człowiek
wiele razy wraca do przeszÅ‚oÅ›ci. Ale rany muszÄ… siÄ™ za­
bliznić.
- Możliwe... - szepnęła dziewczynka. I podniosÅ‚a gÅ‚o­
wę: - Ciągle mi się zdawało, że gdzieś tam mamę widzę.
To znaczy nie naprawdÄ™... ale...
- Rozumiem. - Rosalie pocałowała Cate w czoło. - Bo
bliski człowiek kojarzy nam się z wszystkim, czego dotknął,
z wieloma czynnościami, które wykonywał... - No
a gdzież to twój tata?
- Czeka w salonie.
- No to chodzmy do niego.
Minęły hall i weszły do obszernego pomieszczenia z ko-
EMMA DARCY
126
minkiem, ujÄ™tym w ramÄ™ z czarnego marmuru. Nad komin­
kiem wisiaÅ‚ znany obraz Drysdale'a  Australijska prowin­
cja". A może to jednak kopia, zastanowiÅ‚a siÄ™ Rosalie? Na­
przeciw kominka stała skórzana sofa, a po bokach - dwa
fotele. Wszystko tu było solidne, gustowne i kosztowne.
Adam powstał na widok wchodzących. Wydał się jeszcze
wyższy i mocniej zbudowany niż zwykle. Był w czarnych
dżinsach i ciemnowiÅ›niowej koszuli. Spojrzenie jego sza­
rych, inteligentnych oczu, wydało się Rosalie przeszywające.
- Rosalie, co za radość gościć cię tutaj - powiedział,
nadając swym słowom szczególny, osobisty charakter.
- Właściwie zapraszała mnie Cate - Rosalie obejrzała
siÄ™ za siebie.
Adam uśmiechnął się do swej córki.
- Cieszę się, że masz w tym swój udział... Ale, ale,
czy nie poszłabyś na górę, żeby przymierzyć którąś z tych
rzeczy przywiezionych rano?
- Dobrze, tato - zgodziła się Cate.
Rosalie poruszyła się niespokojnie.
- Może ci w czymś pomogę? - zapytała. - Pójdę z tobą...
- Ależ nie - Cate uniosła obie ręce. - Po co? Zresztą
u mnie jest taki bałagan. Wszystko porozrzucane...
Po tych słowach odwróciła się na pięcie i wyszła.
Ledwie wyszła, Adam zbliżył się do Rosalie i zatopił
spojrzenie w jej oczach. Potem sięgnął po torebkę, którą
przyciskała do siebie. Ujął ją i płynnym gestem rzucił na
sofÄ™. ObjÄ…Å‚ Rosalie.
- Marzyłem o tym, żeby cię dotknąć, przez tyle dni -
powiedział. - I nocy...
Rosalie poczuła jak przenika ją gorąco jego ciała. A gdy
zaczÄ…Å‚ jÄ… caÅ‚ować, niezÅ‚omne postanowienia dotyczÄ…ce ja­
kiegokolwiek posłannictwa lub misji zaczęły się chwiać,
TAJEMNICZA MODELKA 127
słabnąć i zacierać. Oddawała mu pocałunki z mocą równą
jego pasji.
- Należymy do siebie - Adam oderwał się na chwilę.
- Nie zaprzeczaj.
Nic nie odpowiedziała. Zamknęła oczy, oparła głowę na
jego piersi i po prostu chłonęła obecność tego mężczyzny,
aromat jego obecności, oddech, siłę; brała w siebie każdy
jego ruch.
- Jeszcze coś - zamruczał Adam. - Nie pozwolę ci
już odjechać i zniknąć z mego życia. Słyszysz, Rosalie?
- UjÄ…Å‚ jej podbródek i zmusiÅ‚ do tego, by spojrzaÅ‚a na nie­
go. - Jesteśmy dla siebie stworzeni. I nie tylko ciałem, ale
i duszÄ….
Stworzeni dla siebie? Niepewnie spoglądała w jego oczy.
Owszem, jej ciało pragnęło jego ciała. Ale dusza...? Czy
on nie za wiele żąda?
- Adamie, pozwól mi pozbierać myśli - szepnęła.
- Nad czym tu myÅ›leć, Rosalie! - wybuchnÄ…Å‚. - Prze­
cież sama przyjechałaś dziś do mnie!
- Przyjechałam do Cate.
- No dobrze. Ale i do mnie też.
Milczała, spuściwszy oczy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl