[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Podoba ci się Roque?
- Nie. Usiłowałam tylko rozgryzć wasze rodzinne stosunki. Być może
niepotrzebnie. Zważywszy nastawienie twojej matki, raczej tu nie wrócimy,
zwłaszcza że już osiągnąłeś swój cel.
- Naprawdę myślisz, że poślubiłem cię tylko po to, by odepchnąć od siebie
Caterinę?
- Powiedzmy, że wykorzystałeś kłopoty taty, by upiec dwie pieczenie na
jednym ogniu.
- Niezależnie od motywacji, ty w żadnym wypadku na tym nie tracisz.
Leonie pomyślała, że już straciła, zakochując się w przekonanym o swej
nieomylności egoiście. Przysięgła sobie, że póki namiętność nie wygaśnie, nie da
poznać Vidalowi, co naprawdę do niego czuje. Skradł jej serce, odebrał rozsądek,
ale mogła jeszcze ocalić resztki honoru.
78
S
R
Dotarli do Palacio de Mecia pózno w nocy. Służba już poszła spać, ale
zostawiła zapalone światła zarówno na klatce schodowej, jak i w sypialni. Mimo
póznej pory Vidal zaproponował kieliszek czegoś mocniejszego przed snem. Leonie
nie odmówiła. Alkohol nie pomagał jej wprawdzie zasnąć, lecz przewidywała, że i
bez tego czeka ją nieprzespana noc.
- Zważywszy wasze wzajemne nastawienie, potraktowałeś Roque'a dość
łagodnie - zauważyła, odbierając od Vidala pełny kieliszek.
- Nie chciałem robić przedstawienia przy całej rodzinie. Roque jak zwykle
wychodził ze skóry, żeby mnie sprowokować. Najchętniej udowodniłby swoją
wyższość w bójce. Nawet jeśli uznasz mnie za tchórza, nie dam mu tej satysfakcji.
- Nawet mi przez myśl nie przeszło, by posądzać cię o brak odwagi -
zapewniła Leonie z zalotnym uśmiechem, w nadziei że pochlebstwem ułagodzi
gniew małżonka.
Rzeczywiście niebawem dostrzegła ciepłe błyski w jego oczach. Zapragnęła,
żeby znowu ją przytulił. Nawet jeśli nie czuł do niej nic prócz pociągu fizycznego,
postanowiła zrobić wszystko, żeby ją pokochał. Doszła do wniosku, że najprędzej
podbije jego serce czułością. Wstała, delikatnie wyjęła mu z ręki kieliszek i
poprosiła, żeby zabrał ją do sypialni.
Rano zeszła na śniadanie z duszą na ramieniu. Tak jak przewidywała, teściowa
była niezawodna:
- Gdzie twoja godność?! Wystawiłaś nas na pośmiewisko! Czy przysięga
wierności nic dla ciebie nie znaczy?
- Spacer po ogrodzie na oczach tłumów to nie zdrada - odparła Leonie tak
spokojnie, jak potrafiła.
- Twoje miejsce jest przy mężu!
- Też tak uważam, ale skoro nas rozsadzono, uprzejmość nakazywała
zabawianie rozmową sąsiadów.
79
S
R
Logiczne argumenty nie przekonały pani Dos Santos. Nadal rzucała gromy na
synową. Wyprowadzona z równowagi Leonie zawzięcie broniła swej niewinności.
Awantura trwałaby pewnie do obiadu, gdyby gospodarz nie zakończył jej
autorytatywnym stwierdzeniem, że ukaranie niepokornej żony należy do męża.
- Leonie już mnie przeprosiła - zapewnił Vidal natychmiast.
Leonie nie powstrzymała uśmiechu. Pan Dos Santos zwrócił cię do syna:
- Wiem, że nie pociąga cię rolnictwo, ale w przyszłości nie unikniesz
odpowiedzialności za majątek. Dlatego pojedziesz z nowym zarządcą na objazd
winnic.
- Zgoda. Obiecuję, że będę grzeczny - dodał Vidal, pochwyciwszy
porozumiewawcze spojrzenie żony.
Zarządzenie pana domu najbardziej ucieszyło Leonie. Zyskała czas na
opracowanie dalszej strategii postępowania. Czułe pożegnanie z Vidalem dało jej
nadzieję na osiągnięcie trwałego pokoju albo nawet wzajemność w miłości. Po jego
wyjściu Leonie zebrała odwagę na spotkanie z teściową. W gruncie rzeczy nie
żywiła do niej urazy. Reprezentowała takie poglądy, jakie jej wpojono.
Przed wejściem do wskazanego przez pokojówkę salonu powiedziała sobie
twardo, że warto osiągnąć rozejm. Zastała panią domu przy pisaniu listu. Choć
powitanie nie wypadło zachęcająco, Leonie nie porzuciła powziętego zamiaru.
Przeprosiła za wczorajszy incydent.
- Dlaczego nie zrobiłaś tego przy śniadaniu? - usłyszała po kilku sekundach
wymownego milczenia.
- Broniłam się jak każdy zaatakowany. W moim kraju panuje większa
swoboda, a tutejszych obyczajów jeszcze nie znam. Wiem, że nigdy w pani oczach
nie dorównam Caterinie, ale z miłości do męża będę przestrzegać obowiązujących w
jego ojczyznie zasad.
- Nie wyszłaś za niego dla majątku? - spytała pani Dos Santos, mierząc
synową podejrzliwym spojrzeniem.
80
S
R
- Oczywiście, że nie, choć byłoby hipokryzją twierdzić, że nie odpowiada mi
życie bez trosk materialnych. Prawdę mówiąc, dopiero po ślubie odkryłam uroki
dobrobytu. Kochałabym Vidala tak samo, gdyby nie posiadał nic.
- Czas pokaże, czy to prawda - mruknęła pani Dos Santos bez przekonania.
Leonie pomyślała, że Vidal musiałby zbankrutować, żeby potwierdzić
prawdziwość jej deklaracji, o ile wcześniej mu się nie znudzi. Przemocą odepchnęła
ostatnią myśl, żeby nie dokładać sobie zmartwień. Mimo rezerwy pani domu Leonie
opuściła pokój w przekonaniu, że pierwsze lody zostały przełamane.
Ponieważ do obiadu pozostały trzy godziny, z braku lepszej rozrywki
postanowiła zwiedzić posiadłość. Wybrała rzadko uczęszczaną aleję wśród drzew,
których cień chronił przed skwarem palącego słońca. Vidal wyjaśnił jej, że latem w
dolinie Douro zawsze panuje upał, a zimy są zimne i mokre, w przeciwieństwie do
Anglii, gdzie ani letnie chłody, ani nagłe ocieplenia w listopadzie nie należą do
rzadkości. Pogrążona w rozmyślaniach, skręciła w boczną ścieżkę. Przystanęła
gwałtownie, przed otwartą bramą na widok nadchodzącej z naprzeciwka postaci.
Caterina również zamarła w bezruchu, otworzyła szeroko oczy, jakby zobaczyła
ducha.
- Jak dobrze, że to ty! - wykrzyknęła, gdy podeszła bliżej. - Nie poznałam cię
z daleka. Przyszłam poprosić ciebie i Vidala o pomoc.
- Pieszo? Szesnaście kilometrów?
- Na skróty znacznie mniej.
- Dlaczego nie wzięłaś samochodu?
- Nie mam prawa jazdy.
- Vidal powinien wrócić na obiad. Wejdz i zaczekaj u nas. Dam ci coś
zimnego do picia.
- To zbyt ryzykowne. Ktoś mógłby mnie zobaczyć.
- W takim razie jak zamierzałaś nawiązać z nami kontakt?
81
S
R
[ Pobierz całość w formacie PDF ]