[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bardziej rzeczywiste zastosowanie w moim życiu. Niewątpliwie znacząco się zmieniłem od
chwili wyruszenia na Szlak. Dzięki pomocy Petrusa odkryłem, że wiedza, którą posiadłem,
może mi pomóc wspiąć się po ścianie wodospadu, pokonać wrogów i rozmawiać z Posłańcem
o sprawach praktycznych. Poznałem oblicze mojej śmierci, Błękitny Glob Miłości, która
trawi, zalewający cały świat. Gotów byłem toczyć Dobrą Walkę i uczynić z życia pasmo
zwycięstw.
A jednak jakaś ukryta cząstka mej duszy wciąż żałowała magicznych kręgów,
transcendentalnych formuł, kadzideł i święconego atramentu. To, co Petrus nazywał hołdem
składanym Starszym, dla mnie było silną więzią i nostalgią za starymi, zapomnianymi
naukami. A myśl, że prawo wstępu do tego świata miałoby mi zostać odebrane, pozbawiała
mnie motywacji do dalszej wędrówki.
Kiedy po rytuale Tradycji wróciłem do hotelu, znalazłem przymocowany do klucza
Przewodnik pielgrzyma- książkę, po którą sięgał Petrus, kiedy żółte znaki były słabo
widoczne albo gdy chciał obliczyć odległość między miastami. Opuściłem Ponferradę tego
samego ranka, nie tracąc czasu na sen, i ruszyłem na Szlak. Pierwszego wieczoru
przekonałem się, że mapa ma zle oznaczoną skalę, i musiałem spać pod gołym niebem, pod
osłoną skały.
Tu, rozmyślając nad tym, co mi się przydarzyło od wizyty u pani Savin,
uświadomiłem sobie, jak uporczywie Petrus starał się mnie przekonać, że, wbrew temu, czego
zawsze nas uczono, liczą się przede wszystkim efekty naszych poczynań. Wysiłek jest
zbawienny i konieczny, ale jeśli nie przynosi oczekiwanego skutku, nic nie znaczy.
Od siebie, po wszystkim, co się stało, mogłem oczekiwać spełnienia tylko jednego
celu - odnalezienia miecza. A tego wciąż jeszcze nie dokonałem. Od Santiago de Compostela
dzieliło mnie już zaledwie kilka dni wędrówki.
- Jeżeli jest pan pielgrzymem, mogę pana zaprowadzić do Bramy Przebaczenia. -
Dziewczynka nachalnie proponowała swoje usługi, stojąc przy fontannie w Villafranca del
Bierzo. - Kto przejdzie przez tę bramę, nie musi już wędrować do Composteli.
Dałem jej parę peset, żeby sobie poszła i czym prędzej zostawiła mnie w spokoju. Ale
ona zaczęła się bawić, ochlapując wodą z fontanny mój plecak i bermudy.
- Proszę pana, proszę pana.
I wtedy właśnie przyszły mi na myśl tak często powtarzane przez Petrusa słowa:
Oracz ma orać w nadziei, a młocarz młócić w nadziei, że będzie miał coś z tego 31. Był to
urywek listu apostoła Pawła.
Musiałem jeszcze trochę wytrwać. Szukać, nie poddając się strachowi przed porażką.
Zachować nadzieję, że odnajdę miecz i poznam jego sekret. Kto wie, czy ta dziewczynka nie
próbowała mi powiedzieć czegoś, czego nie chciałem zrozumieć? Jeżeli Brama Przebaczenia,
która znajdowała się w kościele, mogła zapewnić osiągnięcie tego samego efektu duchowego
co przybycie do Santiago de Compostela, dlaczego mój miecz nie miałby czekać właśnie tu?
- Chodzmy powiedziałem w końcu do dziewczynki.
Spojrzałem na górę, z której niedawno schodziłem. Teraz trzeba było zawrócić i
częściowo wspiąć się na zbocze. Minąłem Bramę Przebaczenia, nawet nie starając się jej
przyjrzeć, bo wytyczyłem sobie konkretny cel - dotrzeć do Santiago. Ale znalazła się mała
dziewczynka, jedyna żywa istota, która wyszła z domu w to upalne popołudnie, a teraz
31
1 Kor 9, 10 (przyp. tłum.).
nalegała, żebym się cofnął i zwrócił oczy na coś, co ominąłem. Pośpiech i zniechęcenie
mogły spowodować, że przeszedłem obok przedmiotu moich poszukiwań, po prostu go nie
zauważając. Dlaczego właściwie ta dziewczynka nie odeszła, kiedy dałem jej pieniądze?
Petrus ciągle powtarzał, że lubię opowiadać sobie bajki. A może się mylił?
Idąc za dziewczynką, przypomniałem sobie historię Bramy Przebaczenia. Kościół
zawarł swoisty układ z chorymi pielgrzymami. Ponieważ od tego miejsca do Composteli
droga znów stawała się niebezpieczna i wiodła przez góry, w XII wieku papież ogłosił, że
wystarczy, jeśli ten, komu zbrakło sił, by kontynuować wędrówkę, przekroczy Bramę
Przebaczenia. Uzyska takie same odpusty, jakie otrzymywali ci, którzy docierali do
ostatecznego celu pielgrzymki. W ten sposób papież rozwiązał problem wielu pątników i
zachęcił do pielgrzymek.
Szliśmy drogą, którą już pokonywałem - krętymi, stromymi ścieżkami biegnącymi po
śliskim zboczu. Dziewczynka wyprzedzała mnie, zwinna i szybka jak strzała, a ja nieraz
musiałem prosić, by zwolniła kroku. Słuchała mnie, ale już po chwili znów ruszała biegiem.
Po półgodzinie i wielu moich protestach stanęliśmy wreszcie przed Bramą Przebaczenia.
- Mam klucze do kościoła - powiedziała. -Wejdę i otworzę bramę, aby mógł ją pan
przekroczyć.
Weszła bramą główną, a ja czekałem na zewnątrz. Kaplica była mała. Bramę,
zwróconą na północ, zdobiły muszle i sceny z życia świętego Jakuba. W chwili gdy
usłyszałem zgrzyt klucza w zamku, potężny owczarek niemiecki wyskoczył nie wiadomo
skąd i stanął między mną a bramą.
Moje ciało natychmiast przygotowało się do walki.
Znowu - pomyślałem. Wygląda na to, że ta historia nigdy się nie skończy. Wciąż
nowe próby walki, poniżenia. I ani śladu miecza.
Jednak w tej chwili otwarła się Brama Przebaczenia i stanęła w niej dziewczynka.
Widząc wpatrującego się we mnie psa i mnie, z oczyma utkwionymi w jego ślepia,
wypowiedziała kilka ciepłych słów i w ten sposób udobruchała zwierzę. Merdając ogonem,
pies pobiegł w głąb kościoła.
Być może Petrus miał rację - uwielbiałem snuć opowieści. Zwykły owczarek
niemiecki wyrósł w moich oczach do rozmiarów groznego zwierzęcia nie z tego świata. To
był zły znak -przejaw zmęczenia, które czasem sprawia, że dajemy się zwodzić.
Lecz wciąż jeszcze była nadzieja. Dziewczynka skinęła ręką, prosząc, bym wszedł.
Pełen oczekiwań przekroczyłem Bramę Przebaczenia i uzyskałem łaski, jakich dostępują
pielgrzymi w Com-posteli.
Ogarnąłem spojrzeniem pustą świątynię, w której prawie nie było posągów ani
obrazów, szukając jedynej rzeczy, która mnie interesowała.
- Można tu zobaczyć kapitele w kształcie muszli, symbolu Camino de Santiago -
zaczęła opowiadać mała, grając rolę przewodniczki. Oto święta Agata z... wieku...
Wkrótce zrozumiałem, że nie warto było zawracać z drogi.
- A to święty Jakub Matamoros32 z uniesionym mieczem i Maurowie pod kopytami
jego koma, posąg z... wieku...
Tu znajdował się miecz świętego Jakuba. Ale nie mój. Dałem dziewczynce jeszcze
kilka peset, ale ich nie przyjęła. Z lekka urażona, nie udzielając żadnych wyjaśnień,
powiedziała, żebym wyszedł.
Zszedłem po stromym zboczu i ruszyłem w kierunku Composteli. Kiedy powtórnie
wędrowałem uliczkami Villafranca del Bierzo, stanął przede mną mężczyzna, który
oświadczył, że ma na imię Angel, i zapytał, czy zechcę zwiedzić kościół Zwiętego Józefa
Cieśli. Choć imię mężczyzny miało w sobie tyle magii33, tuż po doznanym rozczarowaniu
doszedłem do wniosku, że Petrus był wielkim znawcą ludzkich dusz. Cechuje nas skłonność
[ Pobierz całość w formacie PDF ]