[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Beznogi powstrzymał ich ruchem reki.
— Chwileczkę.
Rozdział VII
Najgenialniejsi wodzowie, politycy, mężowie stanu miewają pechowe okresy w swoich karierach, popeł-
niają błędy, oczywiste nawet dla przeciętnego zjadacza chleba. Wyprawa Napoleona na Moskwę była niewąt-
pliwie nonsensem i z punktu widzenia politycznego, i strategiczno-militarnego. Juliusz Cezar również zupełnie
niepotrzebnie poszedł do senatu, mimo iż ostrzegano go, że coś nie gra.
Downar przeżywał właśnie taką złą passę. Doskonale zdawał sobie sprawę, że wspólnie z Olszewskim
popełnili szereg błędów od samego początku tego dziwnego śledztwa. Tonie wpływało dodatnio na jego samo-
poczucie. A teraz znowu tajemnicze zniknięcie sierżanta Kopacza. Rozmowa z szefem pogłębiła jeszcze stan
depresyjny.
— No i co z tym chłopakiem? — spytał pułkownik.
—.Nie ma go. Nie daje znaku życia. Od tamtego wieczoru...
Leśniewski niecierpliwie strzepnął palcami.
— Słuchaj, Stefan, nie chcę cię martwić, ale wydaje mi się, że zaczynasz w piętkę gonić.
— Niestety i ja odnoszę to samo wrażenie — przytaknął Downar z melancholijnym uśmiechem.
— Może jesteś przemęczony?
— Niedawno wróciłem z urlopu.
— Może za krótko wypoczywałeś? Downar machnął ręką zrezygnowany.
— Daj spokój. Wreszcie każdy kiedyś się kończy. Dosyć się już naharowałem. Czas na emeryturę.
— Nie gadaj głupstw — żachnął się Leśniewski — Chłop zdrowy, simy, pełen energii i na emeryturę?
— Sam przecież powiedziałeś, że „w piętkę gonię".
— Tak to się tylko mówi — zaczął wycofywać się Leśniewski — Wiesz chyba, że tak nie myślę.
— Wystarczy, że ja tak myślę — mruknął Downar. — Cholernie się niepokoję o togo chłopaka. Boję się,
żeby go nie wykończyli
— Nie trzeba go było samego puszczać za tym oprychem.
— Ba! Mądry Polak po szkodzie. Pewnie, że nie trzeba go było puszczać. Ale kto mógł przewidzieć taką
historię. Chłopak bystry, silny, wysportowany, dobry bokser, miał przy sobie pistolet. Do głowy mi nie przy-
szło, że będzie potrzebował obstawy. Pakuła chciał z nim jechać, a ja mu kazałem pilnować willi Wasickie-go.
— A co z Wasickim?
— Nic. Wrócił spokojnie do domu. Pilotowałem go od samej „Moskwy".
— Spotkał się z kimś?
— Tak, z tym beznogim, ale tamten wcześniej wyszedł z kina. Ja wiedziałem, że Kopacz za nim pojedzie.
Zostałem, żeby przypilnować Wasickiego.
— Paskudna sprawa — powiedział Leśniewski — Mamy do czynienia z ludźmi, którzy nie przebierają w
środkach. Nie wydaje mi się jednak, żeby zlikwidowali Kopacza. Raczej będą go chcieli zatrzymać jako za-
kładnika. Nie wiemy w tej chwili, ilu ich jest na naszym terenie, ale w każdym razie będą się chcieli stąd wydo-
stać, a mając zakładnika mogą stawiać warunki. Przypuszczają, i słusznie, że nie zechcemy poświęcić naszego
człowieka.
— Myślę, że masz rację — przytaknął Downar. — Jeżeli twoje rozumowanie jest prawidłowe i jeżeli Ka-
zio Kopacz znajduje się w ich rękach, to lada chwila powinniśmy się spodziewać jakichś wiadomości
Downar wrócił do siebie i pogrążył się w niewesołych rozmyślaniach. Prawdę mówiąc, nie bardzo wie-
dział, co dalej przedsięwziąć.
Rozległo się pukanie do drzwi Nikt jeszcze nic widział sierżanta Pakuły w tak posępnym nastroju.
— Co się stało? — spytał zaniepokojony Downar. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl