[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tak, tak potwierdził Józef coś bardzo zbliżonego, tylko o tutaj...
Zaraz bezceremonialnie przerwał mu Wiązaga łaskawy pan gadał dwa dni, a ja
słuchałem. Teraz ja pogadam dwie minuty, a niech pan posłucha.
To nieoczekiwane odezwanie się stropiło Domaszkę.
Otóż stuknął grubym palcem w papier architekt otóż pan chce, żebym ja małpował
Corbusiera i innych partaczy, żebym wybudował na polskiej wsi z mazowieckim krajobrazem
taki szynkwas amerykański?
Jak to szynkwas?! obruszył się Józef.
Szynkwas! Gorzej jeszcze! Garaż, fabrykę, czy za przeproszeniem pani, po prostu szalet!
Tfu! Nie, proszę łaskawego pana, to jest do luftu i nie ja będę szpecił kraj takim
paskudztwem. Owszem, wybuduję panu dwór jak się patrzy, ale w przyzwoitym stylu. Będzie
w sam raz do tych stawów i pagórków. Ale byłbym bałwanem, gdybym stawiał dom w tym
miejscu, gdzie od południa zakrywa wzgórze, a całym północnym frontem wystawia się na
gładkie pole.
Więc gdzież?
Tam, gdzie teraz rosną te dwie sosenki. Tam i tylko tam.
No, przypuśćmy, że ma pan rację, ale w takim razie i dojazd nie może być od folwarku?
No pewno wzruszył ramionami Wiązaga a któż to robi dojazd od folwarku? %7łeby
goście koło chlewów musieli przejeżdżać?
No, dobrze przyznał Józef ale wobec tego nie można będzie i wzniesienia wyzyskać
na oranżerię!
A po co państwu oranżeria? To zupełnie zbędne.
Jednakże...
Jak Boga kocham! uderzył się architekt po kolanach nie dadzą człowiekowi mówić!
Proszę, proszę pana poczerwieniał Józef.
No więc tak, żadnej oranżerii nie będzie, bo i nie. dałaby się przylepić do polskiego
baroczku.
Józef chciał zaprotestować przeciw polskiemu baroczkowi , lecz ugryzł się w język.
Tymczasem Wiązaga naszkicował projekt owego baroczku i pobieżnie wyjaśnił swoje
plany. Było to ładne, lecz absolutnie odbiegające od zamiarów Lusi i Józefa.
Otóż, łaskawi państwo, tak musi wyglądać dwór w Terkaczach i taki będzie położył
ołówek i dodał, zapalając fajkę przynajmniej ja tam innego nie wybuduję.
Daruje pan, lecz myśmy chcieli coś zupełnie innego zauważył Józef.
Toż wiem. I wcale państwu tego za złe nie biorę, że nie znacie się na tym, jak, co i gdzie
trzeba budować. Gdyby wszyscy się na tym znali, po kiego diabła byliby potrzebni architekci.
Przyznaję powiedziała Lusia że pan na tym zna się, a my nie. Jednak my chcemy
mieć dom w stylu nowoczesnym.
A, to proszę bardzo. Partaczy, co takie budki robią, jest bez liku. Ale ja innego nie
wybuduję.
Wyciągnął gruby niklowy zegar i rzuciwszy nań okiem, dodał:
Ja za pół godziny odjeżdżam. Tedy proszę w tym czasie o odpowiedz: przyjmują
państwo moje warunki, czy też wolą kogo innego.
Wsadził fajkę w zęby i wszedł do salonu.
To dziwny człowiek powiedziała Lusia.
Hm wziął rysunek do ręki Józef może on jednak ma słuszność?
Jeżeli nawet ma wzruszyła ramionami Lusia to jednak w dość oryginalny sposób
stawia sprawę.
Istotnie, panno Lusiu, ale, właściwie mówiąc, warto by się nad tym zastanowić.
Ja uważam, że nie ma nad czym. Ale skoro pan, panie Józku, jest zdania, że możemy
117
sobie wybudować dom właśnie taki, jaki chce pan Wiązaga...
O nie przerwał myślę tylko, że należy jego pogląd wziąć pod uwagę.
Więc cóż z tego?...
Zaczął obszernie rozwodzić się nad obu projektami i w końcu oświadczył, że jeżeli by
panna Lusia wybrała projekt baroczku , on przyjąłby to z radością.
Na twarzy Lusi odbiło się nie ukrywane niezadowolenie. Józef sam namawiał ją na willę w
nowoczesnym stylu, a teraz tak łatwo rezygnował. Wuj Jarzębowicz wprawdzie zawsze ulegał
decyzji cioci, ale robił to zapewne z miłości do niej. Dlaczego pan Józef ustępuje z miejsca
pierwszemu człowiekowi, który wypowiedział diametralnie przeciwną odeń opinię, tego nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]