[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tak nic nie pomożecie. Moim zdaniem, wybór jest prosty.
Jest! No przecież, że jest! zakrzyknął i widziałem, że stara się być
przekonująco
entuzjastycznie nastawiony do moich słów. Ja już wybrałem, kochany mistrzu!
Na gniew naszego Pana, wybrałem!
Znowu złożył dłonie, jakby chciał się do mnie pomodlić.
Słusznie powiedzieliście, mistrzu inkwizytorze, że Stern jest jak wrzód na
dupie. Czemu miałbym stawać po jego stronie? Czy on nam co dobrego
wyrządził? Czy on dla nas dobrodawca jaki lub łaskawca? Nie, mistrzu
najdroższy, to hycel, kurwisyn, złodziejaszek i kozojebca.
Wymawiając ostatnie słowa, burmistrz nie trzymał już dłoni jak do modlitwy,
lecz pięścią prawej uderzał we wnętrze lewej i pewien byłem, jak sobie
wyobraża, że to barona Sterna tłucze po mordzie. Czyżby nienawidził feudała nie
tylko jako osoby szkodliwej dla miasta, ale również z jakichś prywatnych
powodów? Kto wie...
Oczywiście, jeżeli tylko zechcecie, będziecie mogli być obecni przy
przesłuchaniach jako przedstawiciel ratusza powiedziałem. Choć zostawiam
to do waszej roztropnej rozwagi i mądrej decyzji, gdyż obserwatorzy o sercach
tak łagodnych jak wasze, panie burmistrzu, często nie wytrzymują tej dozy
błogosławionego okrucieństwa, które musimy zaserwować wrogom naszej
świętej wiary.
Proszę bardzo, oczy aż mu zabłysły!
Będziecie torturować Sterna? I Bronganga również? Taaak?
Jeśli inaczej nie da się dojść prawdy. Jeśli w inny sposób nie da się skruszyć
twardych serc grzeszników, wtedy tak, panie burmistrzu, wtedy tak.
Westchnąłem smutno. Wtedy zaprosimy winowajców, by pogrążyć ich ciała w
bólu przechodzącym pojęcie człowieka tak poczciwego jak wy.
Zacny mieszczanin aż się rozpromienił.
Bóg was zesłał! wykrzyknął i chyba był to okrzyk niewymuszenie szczery.
Na triumf Pana naszego, Bóg was zesłał!
Uśmiechnąłem się jedynie, gdyż pobudki pchające ludzi zarówno do złych, jak i
dobrych uczynków okazywały się, jak zwykle, łatwe do odgadnięcia, a ich
postępowanie aż zbyt proste do sterowania. Oczywiście jedynie wtedy, kiedy
miało się zaszczyt być absolwentem przesławnej Akademii Inkwizytorium oraz
dysponowało umysłem na tyle prężnym, by pojąć, przetrawić i zastosować
wszelkie rady i nauki naszych mistrzów oraz nauczycieli.
Rozdział XI
Pułapka
Baron Stern odwiedzał miasto w każdą niedzielę, by wziąć udział w
południowej, uroczystej mszy. Zawsze stawiał się w tym samym kościele,
świątyni pod wezwaniem Płonącego Ducha, i zawsze w towarzystwie co
najmniej kilkunastu przyjaciół. Specjalnie dla Sterna oraz jego kompanów
rezerwowano pierwszy rząd ław. Były to wygodne meble, z oparciami i
siedziszczami wykładanymi aksamitem. Słudzy szlachty zostawali na kościelnym
dziedzińcu i tam czekali na zakończenie mszy.
Andreas Voerter wrócił do Luthoff wraz z aresztowanym ogrodnikiem, którego
na razie jednak zdecydowałem się nie przesłuchiwać, lecz kazałem, by pilnie
obserwowano go w celi, zarówno dniem, jak i nocą. Yoerterowi opowiedziałem o
planach pochwycenia Sterna.
Każę zawrzeć drzwi do kościoła, by w aresztowaniu nie przeszkodzili nam
służący. Potem aresztujemy Sterna oraz jego syna i obu wyprowadzimy tylnym
wyjściem, za ołtarzem.
Bez nich dwóch przeciąłem dłonią powietrze szlachta będzie jak kura bez
głowy. Mogą biegać w kółko, ale nic nie wymyślą.
Oby rzekł Voerter. Jeżeli doprowadzisz do zbrojnego buntu, Officjum nie
pobłogosławi cię za to.
Inkwizytorium radziło sobie nie z takimi problemami jak bunt
prowincjonalnych szlachciców, ale rzeczywiście nie pobłogosławiono by mnie za
doprowadzenie do podobnych wypadków, gdyż ich koszt liczyłby się w złocie,
ludzkich życiach oraz utracie szacunku. Zwięte Officjum nie dysponowało czymś
takim jak armia czy najemne oddziały (jedynie biskup Hez-hezronu dysponował
gwardią liczącą kilkuset ludzi). Kiedy była nam potrzebna siła zbrojna (a
zdarzało się to już bardzo rzadko), po prostu wydawaliśmy polecenia
miejscowym feudałom, mieszczanom lub dowódcom cesarskich wojsk, by oddali
nam pod rozkazy swych żołnierzy. Lecz to była ostateczność, gdyż inkwizytorzy
woleli posługiwać się perswazją i szerzyć błogosławiony lęk boży za pomocą
samej swej obecności, nie miecza oraz ognia.
A co ze szlachcicami? spytał jeszcze Andreas. Też ich aresztujemy?
Najważniejsze, byśmy wyprowadzili Sterna i jego syna rzekłem. Resztę
zostawimy na głowie mieszczan. Jeśli uda im się aresztować szlachciców, niech
to zrobią. Jeśli ich wytną, trudno. Jeśli towarzysze Sterna uciekną, mieszczanie
będą na to gotowi. Uzgodniłem z burmistrzem, że bramy miejskie zostaną
zamknięte zaraz, kiedy tylko zacznie się msza, a ludzie burmistrza ogłoszą, że
Stern sprofanował kościelne relikwie. Mieszczanie mają tu dłoń świętej Agaty,
która cieszy się ogromnym szacunkiem, zwłaszcza wśród pospólstwa, więc
zapalą się z gniewu jak stóg siana. Uśmiechnąłem się. Złapią każdego
szlachcica, zanim zdoła się wydostać z miasta.
Dłoń świętej Agaty? Hm... zamyślił się Voerter. Widziałem jedną we
Fleschburgu i jedną w Akwizgranie. Słyszałem też, że mają po jednej w
Bizancjum oraz w Rzymie.
Proszę bardzo, święta Agata byłaby więc doskonałą praczką. Z pięcioma
rękoma? Ha! Ale dość żartów. Jak podoba ci się plan, Andreasie?
Jeżeli nikt cię nie zdradzi...
Zauważyłem, że powiedział cię , nie nas , lecz postanowiłem nie reagować.
Jeszcze nadejdzie czas, kiedy Voerter z własnej woli zapali się do mych
projektów.
O wszystkim wie jedynie burmistrz, a on nie ma interesu w tym, żeby
zdradzić. Wręcz przeciwnie.
Co wiedzą milicjanci?
Nic. Msza ma być dedykowana miejskim cechom. Strażnicy każdej z trzech
bram mają odebrać błogosławieństwo przed ołtarzem, które przyjmą uroczyście
wystrojeni oraz uzbrojeni.
Ilu ich będzie?
Każdą z bram opiekuje się dziesięciu ludzi. Pochodzą z cechu rzezników,
sukienników oraz piekarzy. To wielki zaszczyt dla cechu... Będzie więc
trzydziestu zbrojnych mieszczan.
W co zbrojnych?
W halabardy, włócznie i gizarmy. Rozciągnąłem wargi w uśmiechu.
Voerter odpowiedział tym samym.
Powinni uradzić. Kto da sygnał?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]