[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Marcel, o co tu chodzi?  wyszeptała Marylka, korzystając z okazji.
 Nie mam pojęcia. Tak czy inaczej, nie mamy wyjścia. Niech nas ten Quasimodo ulokuje przy
kominku, to się pozamykamy, ogrzejemy i coś do rana wymyślimy. A na razie bądz miła i w miarę
możliwości siedz cicho.
 Masz przy sobie broń?
 Jaką broń? Zwariowałaś? A niby skąd?  fuknął i pchnął ją lekko w górę schodów.  Idziemy!
Pokój okazał się fenomenalny. To znaczy z pewnością był fenomenalny jakieś pół wieku wcześniej.
Obecnie przedstawiał obraz nędzy i rozpaczy, acz w każdym szczególe zdradzał oznaki dawnej
świetności.
Niegdyś cudowne, drewniane boazerie na ścianach były dziś w tak złym stanie, że nadawały się chyba
wyłącznie na podpałkę. Stylowe, ręcznie robione meble nadgryzł ząb czasu oraz dłonie gości, którzy nie
mogli się powstrzymać przed wyryciem w drewnie inicjałów, dat pobytu i nazw miejsc, z których
przybyli.
 Może być? Już niosę pościel. Państwo pewnie głodni, a kucharka będzie dopiero od jutra  zatroskał
się staruszek.
 Nie, dziękujemy. Nie jesteśmy głodni. Ale coś byśmy wypili.
 O!  ożywił się dziadek i zniknął za drzwiami.
Marylka nawet nie zdążyła pomyśleć, jak je zabarykadować, kiedy był już z powrotem. Pod jedną
pachą targał johnny ego walkera i wielką butlę coca-coli, a pod drugą sześciopak piwa.
 Wystarczy wam na wieczór? Zaraz doniosę chleba ze smalcem. Tylko to mam, bo dawno żeśmy
żadnego spędu tutaj nie mieli, więc żywię się sam, chyba że kucharka wpada i coś mi podrzuca, żebym
z głodu nie zdechł. Pościel zaraz przyniosę  powtórzył.  Włączcie bojler w łazience. Proszę,
rozgośćcie się. Rano śniadanie koło dziesiątej. Kawa może być wcześniej  wyrecytował, sepleniąc
i plując.
Odwrócił się i szerokim gestem zaprezentował pomieszczenie, a pózniej sprawnie zabrał się do
rozpalania w kominku.
Przejęci sytuacją goście nie potrafili wykrztusić słowa. Dopiero jak otrzymali potrzebne do życia
akcesoria, jednocześnie rzucili się do drzwi, by przekręcić w zamku archaiczny klucz z uczepionym doń
wielkim drewnianym brelokiem.
 Zostaw go w zamku  napomniała Marcela Marylka.
 A niby po co?  zdziwił się.
 A po to, żeby nas nikt nie otworzył z drugiej strony  wyszeptała konspiracyjnie.  Jak myślisz, tutaj
może być podsłuch? Ten dziadyga wygląda bardziej niż podejrzanie&
 Guzik mnie to obchodzi! Marzę wyłącznie o ciepłej kąpieli, chlebie ze smalcem, buzującym ogniu
i miłym towarzystwie. A ty?
 Ja chyba też.  Marylka chuchnęła w dłonie. Wokół jej ust i dłoni pokazał się obłoczek pary. 
Kurde, zimno jak w psiarni! Chyba nie dożyjemy do rana. Jak nas ten straszny odzwierny nie ukatrupi, to
zamarzniemy albo przynajmniej odmrozimy kończyny. W tej sypialni obok jest chyba z minus dziesięć!
 Daj spokój. Spójrz, jakie wielkie łoże. Chyba czteroosobowe  zachichotał Marcel.  A i napojów
wyskokowych dostarczono nam mniej więcej na dwie pary. Powinniśmy dać radę. Nie bój się, nie jestem
ani nachalny, ani agresywny. Aby do jutra, kiedy wszystko się wyjaśni.
 Mam nadzieję  mruknęła Marylka znad walizki.
Przekopała jej zawartość i z rezygnacją westchnęła na widok zwiewnej piżamki, która w arktycznych
warunkach nie nadawała się do niczego. Wyciągnęła przybory toaletowe i pogratulowała sobie w duchu
zapobiegliwości. Natychmiast włożyła ciepły dres i przysiadła przy kominku. Marcel podał jej drinka.
 Chcesz lodu? Mogę odrąbać sopel z parapetu.
 Nie. Dzięki. Tym razem chyba się obejdę bez.
Wdzięczna przyjęła szklankę z ciemnym wysokoprocentowym płynem i pociągnęła spory łyk. Słodki
i mdły smak coli skutecznie łagodził ostry posmak whisky. Marylka nigdy nie przepadała za colą, która
smakiem przypominała jej jakieś lecznicze zioła wymieszane z mydlinami. Wystarczyłby plasterek
cytryny i byłaby pełnia szczęścia, pomyślała, lecz w porę przypomniała sobie, że to nie miejsce ani czas
na takie wydziwianie. Z lubością upiła kolejny łyk i wygodnie usadowiła się przed buzującym już na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl