X
ďťż

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Uśmiechnęła się.
- Conor, ja jeszcze nie dokończyłam. Jakkolwiek mĂłj oj­
ciec gniewa się na mnie, wciąż czuje się moim ojcem. Długo
musiałam go przekonywać, lecz w końcu zgodził się jutro
wziąć nas ze sobą.
- Wziąć nas ze sobą?
- Tak. Do pałacu. %7łeby przedstawić nas krĂłlowej. - I po­
całowała go w oba policzki.
Kiedy zaś pół godziny pĂłzniej zasypiała, jej ostatnią my­
ślą było, Ĺźe młoda monarchini, nieustępliwa w tylu spra­
wach, być może teraz okaże swą łaskawość.
ROZDZIAA DZIEWITNASTY
W końcu ukazała się przed nimi imponująca budowla.
- To Greenwich Castle - wyjaśniła Anna Claire Conoro-
wi i Innisowi.
Monarszy sztandar powiewał na szczycie wieży na znak,
że królowa przebywa w swojej rezydencji. Widać było całą
kolumnę stojących na baczność Ĺźołnierzy. Ich piękne mun­
dury przyciągały oko.
- Po co królowej aż tylu zbrojnych? - spytał Innis. Jego
głos nieco się załamywał. Chłopak uparł się, żeby jechać
z nimi. Anna Claire podejrzewała, że widział siebie w roli jej
obrońcy.
- To krĂłlewska gwardia przyboczna. Jest tu po to, Ĺźeby
nic złego nie mogło przytrafić się królowej.
Lord Thompson przypatrywał się przystojnemu młodemu
człowiekowi siedzącemu przy jego cĂłrce. Jakkolwiek wymie­
nili dotychczas niewiele słów, zdążył już odkryć, że Conor
O'Neil odebrał staranne wykształcenie i nie brak mu ogłady.
- Czy juĹź wiesz, kawalerze, z czym zwrĂłcisz się do krĂł­
lowej?
PoniewaĹź z tamtej strony padło tylko krĂłtkie potwierdze­
nie, lord Thompson pochylił się ku córce i zapytał szeptem:
- Uważasz, że mądrą rzeczą było brać ze sobą tego
malca?
- Ja i Conor nie mogliśmy pozostać głusi na jego prośby.
Gdybyśmy mu odmĂłwili, mĂłgłby posunąć się do czegoś nie­
obliczalnego. Nie chciałam, by dołączył do Rory'ego w wię­
zieniu.
- Czy to tak Irlandczycy wychowują swoje dzieci? - za­
pytał z przekąsem.
- Nie sądzę, Ĺźeby była to tylko irlandzka słabość. Wczo­
raj wieczorem nazwałeś mnie, ojcze, zbuntowaną córką.
Uśmiechnął się.
- Zdaje się, że tę potrzebę niezależności odziedziczyłaś
po swoich rodzicach. - Pocałował ją w dłoń, na co zareago­
wała prześlicznym rumieńcem zadowolenia. - Czy juĹź mĂł­
wiłem ci, że jestem z ciebie dumny, kochanie?
Poczuła się szczęśliwa. Zanim jednak zdążyła odpowie­
dzieć, powóz zatrzymał się i czas było wysiadać.
Prowadził lord Thompson. WiĂłdł ich amfiladą wspania­
łych pokoi, pełnych dworzan i słuĹźby. Tak doszli do przed­
sionka sali audiencyjnej, gdzie się zatrzymali.
- Muszę zapytać was o broń - rzekł lord Thompson do
Conora i Innisa. - Jeśli posiadacie jakąś, zostawcie ją tutaj.
Conor dotknął wiszącego u pasa krótkiego korda.
- Dlaczego mam to zrobić?
- Dlatego, Ĺźe staniesz, kawalerze, przed obliczem krĂłlo­
wej. Jeśli gwardziści zobaczą u ciebie broń, zaaresztują cię
natychmiast.
Conor niechętnie wyjął broń z pochwy i połoĹźył na wska­
zanym miejscu.
Anna Claire widząc, że Innis nie idzie w ślady Conora,
szturchnęła go w ramię.
- Wiem, że masz nóż. Musisz się z nim rozstać.
- Przenigdy.
Spojrzała na Conora, niemo błagając go o pomoc. Wystar­
czyło mu tylko kiwnąć głową. Chłopiec posłusznie wyjął
sztylet z cholewy i oddał go lordowi Thompsonowi.
- Teraz jestem bezbronny - rzekł z ponurym wyrazem
twarzy.
- Lepiej być bezbronnym niż wtrąconym do więzienia -
odparła.
Wokół nich zrobiło się tłoczno. Dworzanie przyszli obej­
rzeć kolejną codzienną audiencję, ktĂłra zawsze miała w so­
bie coś z widowiska. Elżbieta, korzystając ze swej władzy,
rozstrzygała wszystkie sprawy. Stawali przed nią zarówno
drobni przestępcy, jak i szlachetnie urodzeni. Słynęła z cię­
tego dowcipu. Chwalono ją za mądrość, ale jej cierpliwość
bardzo szybko mogła przemienić się w gniew.
Lord Thompson szepnął kilka słów dworakowi w złotych
i szkarłatnych szatach. Tamten kiwnął głową i zniknął za
drzwiami. Lord Thompson podszedł do córki.
- Czekajcie, aĹź zostaniecie wezwani przed oblicze krĂłlo­
wej - rzekł i natychmiast się oddalił.
Conor odprowadził go wzrokiem.
- TwĂłj ojciec nie wejdzie razem z nami?
Anna Claire potrząsnęła głową.
- MĂłj ojciec jest jednym z doradcĂłw krĂłlowej. Podczas
audiencji stoi u jej boku. Rozstrzyga kwestie prawne. Powie­
dział mi, iż w naszej sprawie niewiele może pomóc.
Spojrzała w bok i wydała okrzyk trwogi. Szedł ku niej
lord Dunstan.
- Witam panią. Właśnie spotkałem pani ojca i usłyszałem
z jego ust dobrą wiadomość. - Zgiął się i pocałował ją w rę-
kę. - Pomimo ciężkich przejść w ostatnim okresie wygląda
pani olśniewająco. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl
  • Drogi uzytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczac Ci coraz lepsze uslugi. By moc to robic prosimy, abys wyrazil zgode na dopasowanie tresci marketingowych do Twoich zachowan w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam czesciowo finansowac rozwoj swiadczonych uslug.

    Pamietaj, ze dbamy o Twoja prywatnosc. Nie zwiekszamy zakresu naszych uprawnien bez Twojej zgody. Zadbamy rowniez o bezpieczenstwo Twoich danych. Wyrazona zgode mozesz cofnac w kazdej chwili.

     Tak, zgadzam sie na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerow w celu dopasowania tresci do moich potrzeb. Przeczytalem(am) Polityke prywatnosci. Rozumiem ja i akceptuje.

     Tak, zgadzam sie na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerow w celu personalizowania wyswietlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych tresci marketingowych. Przeczytalem(am) Polityke prywatnosci. Rozumiem ja i akceptuje.

    Wyrazenie powyzszych zgod jest dobrowolne i mozesz je w dowolnym momencie wycofac poprzez opcje: "Twoje zgody", dostepnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usuniecie "cookies" w swojej przegladarce dla powyzej strony, z tym, ze wycofanie zgody nie bedzie mialo wplywu na zgodnosc z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.