[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tylko skąd człowiek poszukiwany przez FBI ma wiedzieć, czy w
starym domu są duchy? - pomyślała ze złością.
Energicznie przesunęła ręcznikiem po włosach, potem wzięła z półki
suszarkę. Michael Chamberlain nie był aniołem. Po prostu miał
zdolność jasnowidzenia i umiał sugestywnie podsuwać ludziom prawdy,
w które chciał, by uwierzyli.
Pokrywając wargi cienką warstwą błyszczyku, doszła jednak do
wniosku, \e byłoby całkiem przyjemnie iść do starego domu Madisona
w czyimś towarzystwie. Donald wyśmiał ją, kiedy poprosiła go, by z nią
poszedł, a jej przyjaciółki po prostu stanowczo odmówiły. Ale, oczywiś-
cie, była to tylko jej wina, bo powiedziała im, co się stało, gdy pierwszy
raz poszła do tego domu sama.
Tak, postanowiła, pójdę z Michaelem do starego domu Madisona, a
potem wymyślę, jak się go pozbyć jeszcze tego wieczoru. Musiała
znalezć na to jakiś sposób, bo nazajutrz szła do pracy, a nie mogła
zostawić tego mę\czyzny samego w jej mieszkaniu.
Zadowolona, \e w końcu podjęła logiczną decyzję, weszła do sypialni
po ubranie. Wło\yła d\insy i cienki sweter. Codzienny, całkiem
zwyczajny strój, pomyślała. Tyle \e sweter skurczył się w praniu i był
odrobinę zbyt obcisły, a d\insy miały rozdarcie poni\ej pośladków,
gdy\ przed kilkoma laty Emily zawadziła nimi o gwózdz. Od tej pory
le\ały zapomniane w głębi szafy. Donald nie lubił, gdy nosiła d\insy, a
ju\ na pewno nie takie z dziesięciocentymetrowym rozdarciem na
pośladkach.
Wcią\ wahając się, czy dobrze wybrała strój i czy nie powinna jednak
przebrać się w coś bardziej pasującego do jej wieku, otworzyła drzwi i
osłupiała. Malutka kuchnia wyglądała jak po wybuchu lodówki.
Jedzenie było wszędzie. Na blacie stały otwarte do połowy puszki,
pudełko z jajkami le\ało przewrócone na kredensie, z którego spływały
\ółte sople. Na kuchence stała dymiąca patelnia. Dokładnie w chwili,
gdy Emily zobaczyła to pobojowisko, włączył się alarm
przeciwpo\arowy.
- Na pierwszy rzut oka to się wydaje łatwe! zawołał Michael,
wpatrując się w nią ze zdumieniem ze środka tego bałaganu. Zerknął
na włączony czujnik. - Czy teraz przyjedzie policja?
Emily pobiegła do składziku po szczotkę, \eby wyłączyć alarm.
Jaka pani jest ładna, gdy się pani złości - powiedział Michael, siedząc
w samochodzie obok Emily.
- To jest najstarszy banał świata - odparła przez
zaciśnięte zęby. - A pan posprząta całą kuchnię.
- Z przyjemnością. - Szeroko się do niej uśmiechnął. - Mo\e przy
okazji nauczy mnie pani gotować.
- Za krótko pan tu będzie. Dziś wieczorem musi pan opuścić to
mieszkanie.
- Oczywiście. Mo\e polecę samolotem. To byłoby ciekawe: unieść
się w powietrze w tej powłoce cielesnej.
- Dokąd pan poleci? - spytała, zanim zdą\yła pomyśleć. Spojrzał na
nią z błyskiem w oczach.
- Nie wiem. A gdzie pani chciałaby się wybrać? Otworzyła usta, \eby
powiedzieć do Pary\a", ale ugryzła się w język.
- Wybieramy się z Donaldem na kemping w Górach Skalistych.
- Naprawdę? To ciekawe. Sądziłbym raczej, \e jest pani miłośniczką
muzeów. Widzę panią... w Rzymie. Nie, nie, w Pary\u.
Emily puściła tę uwagę mimo uszu.
- Jesteśmy prawie na miejscu. - Wskazała skinieniem głowy starą
budowlę na wzgórzu.
Olbrzymi, bezstylowy dom postawiono w 1830 roku. Emily
podejrzewała, \e zyskał on sobie sławę nawiedzonego ze względu na
swój wiek i zaniedbanie. Prawie wszystkie szyby były powybijane, a
dach miał liczne dziury. Dom stanowił własność komunalną, poniewa\
jednak miasta nie było stać na jego wyremontowanie utrzymywanie, nikt
nie zawracał sobie nim głowy.
- Aadne miejsce - stwierdził Michael, patrząc na
Emily. - Pani zawsze lubiła wielkie domy. Czy opowiadałem, jak pani
była pokojową królowej?
Nie zamierzała tego słuchać, a tym bardziej w to wierzyć.
- Takiej rudowłosej. Nosiła wielkie... - Zrobił kolisty ruch wokół
szyi.
- Wielką kryzę?
- Nie, koronkę. Koronkowy kołnierz. I uwielbiała perły. Pani ją
kochała. Ona bardzo dobrze obchodziła się ze słu\bą, w ka\dym razie
dopóki nie kazali jej wyjść za mą\ wbrew jej woli. Bo wtedy uznała, \e
jeśli musi poświęcić się dla kraju, to jej słu\ba te\ powinna.
- El\bieta - powiedziała cicho Emily, zatrzymując samochód przed
domem. - Mówi pan o królowej El\biecie, prawda?
- Chyba tak. Trudno mi je wszystkie spamiętać i rozró\nić. Ale
przypominam sobie, \e lubiła pani te miejsca, w których pani
mieszkała.
Gdy zgasiła silnik, zauwa\yła kątem oka roziskrzone oczy Michaela.
Niewątpliwie dobrze wiedział, jak bardzo ją zaintrygował. Oczywiście,
nie wierzyła w ani jedno jego słowo, ale czy to mo\liwe, \eby naprawdę
widział dwór El\biety? Jeśli tak, to mo\e odpowiedziałby na kilka
pytań, dręczących od dawna historyków.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]