[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Serena odruchowo dotknęła własnego brzucha,
jakby chciała osłonić swoje dziecko. Drugą rękę
164 NORA ROBERTS
podała Maggie, by mogła ją. ścisnąć, gdy nadejdzie
kolejna fala bólu.
- Powiedz, Amelio - popatrzyÅ‚a na siostrÄ™ bÅ‚a­
galnie - uratujesz ich? Oboje?
- Jeśli Bóg pozwoli - odpowiedziała, ocierając
spoconą twarz rękawem sukni.
- Pani MacGregor, mogÄ™ poprosić Parkinsa, że­
by nazbierał drewna - zaofiarowała się pani Drum-
mond, lecz umilkła, słysząc rozdzierający krzyk
Maggie. Dopiero po chwili odważyła się znowu
otworzyć usta. - Powiem mu, żeby zaraz leciał do
lasu. W końcu mężczyzna powinien przydać się
na coÅ› wiÄ™cej niż tylko sadzenie nasienia w ko­
biecym Å‚onie.
Fiona bez sÅ‚owa skinęła gÅ‚owÄ…. ByÅ‚a zbyt zmÄ™­
czona, by zwrócić kucharce uwagÄ™ za niezbyt sto­
sowny komentarz.
- Dobrze, pani Drummond - westchnęła cięż­
ko. - Proszę powiedzieć Parkinsowi, że będziemy
mu ogromnie zobowiÄ…zane.
- Coll! - szlochała Maggie, rzucając głową po
mokrej od potu poduszce. W pewnej chwili jej
błędny wzrok skupił się na Serenie. - Reno!
- Tu jestem, kochanie. Wszyscy tu jesteśmy.
- Coll... ChcÄ™ do Colla.
- Wiem. Wiem, malutka - schyliÅ‚a siÄ™, by po­
całować bezwładną dłoń przyjaciółki. - On nie-
Rebelia 165
długo też przyjedzie - skłamała. Czuła, jak jej
dziecko wierci się w brzuchu i nie mogła odpędzić
niepokoju na myśl o tym, co stanie się z nią za
kilka miesięcy. Czy tak jak Maggie będzie wiła
się w bólach, nadaremnie wzywając Brighama,
którego i tak przy niej nie będzie? - Amelia mówi,
żebyś starała się odpoczywać między skurczami.
Musisz oszczędzać siły.
- Staram się. Ale czy to musi trwać tak długo?
- szepnęła Maggie, obracając szarą, wymęczoną
twarz ku Amelii. - ProszÄ™ ciÄ™, powiedz mi prawdÄ™.
Co z dzieckiem?
Przez uÅ‚amek sekundy Amelia walczyÅ‚a z po­
kusÄ…, by jÄ… okÅ‚amać. ZdecydowaÅ‚a jednak, że po­
wie prawdę. Przekonała się bowiem, że w ciężkich
chwilach porodu kobiety dużo lepiej znosiły nawet
najgorszą prawdę niż kłamstwo.
- Maggie, dziecko zle się ułożyło. Wprawdzie
wiem, co trzeba zrobić, ale poród będzie bardzo
trudny.
- Czy ja umrę? - w pytaniu Maggie nie było
rozpaczy, jedynie naturalna potrzeba, by wiedzieć,
co jÄ… czeka.
Tym razem Amelia nie odpowiedziała od razu.
JakiÅ› czas temu zdecydowaÅ‚a, że jeÅ›li sytuacja sta­
nie się krytyczna, poświęci dziecko, by ratować
matkę. Nim zdążyła znalezć ostrożną odpowiedz,
166 NORA ROBERTS
nadszedł potężny skurcz, Maggie wyprężyła się
i zaczęła krzyczeć z bólu, póki całkiem nie opadła
z sił.
- Boże, ratuj moje dziecko -jÄ™czaÅ‚a. - Nie po­
zwól, żeby umarło. Przysięgnij, że je uratujesz.
Przysięgnij!
- Nikt nie umrze! - Serena z caÅ‚ych siÅ‚ Å›cis­
nęła wiotką dłoń. Maggie na moment ucichła.
- Nikt nie umrze - powtórzyła z pasją. - Tylko
musisz walczyć. Kiedy złapie cię ból, krzycz na
całe gardło, ale nie poddawaj się. MacGregorowie
nigdy siÄ™ nie poddajÄ….
Huraganowy ogieÅ„ angielskiej artylerii w kil­
ku miejscach przełamał szeregi jakobitów. Oni zaś
nie byli wystarczajÄ…co dobrze uzbrojeni, by odpo­
wiedzieć równie silnym ostrzałem. Ustawieni
w szyku bojowym padali jak muchy, nim zdołali
oddać choćby jeden strzał. Wiatr zwiewał dym
w ich stronę, deszcz ze śniegiem zacinał prosto
w twarz, a oni bezradnie patrzyli na rzez wśród
swoich. Wrogie kule armatnie zapędzały się nawet
do najdalszych linii, siejąc wokół zniszczenie
i śmierć.
- SÅ‚odki Jezu, co siÄ™ tam dzieje? Dlaczego nie
dają sygnału do ataku? - Coll z twarzą czarną od
dymu i rozpaczą w oczach patrzył na to spusto-
Rebelia
167
szenie. - CzekajÄ…, aż wytnÄ… nas w pieÅ„, nim zdÄ…­
żymy wyciągnąć szpadę?
Brigham bez słowa zawrócił konia i pognał
w stronę prawego skrzydła, przedzierając się przez
gęsty dym i grad kul.
- Na miÅ‚ość boskÄ…! - krzyknÄ…Å‚, spinajÄ…c wierz­
chowca tuż przed samym księciem. - Niech Wasza
Wysokość rozpocznie atak. Giniemy jak psy!
- Co mówisz? - spokojnie odpowiedział Karol
- Czekamy, aż Cumberland zaatakuje pierwszy.
- Wasza Wysokość nie może stÄ…d dostrzec, ja­
kie spustoszenie zrobiła ich artyleria. Nie ma sensu
czekać na Cumberlanda, bo on nie zaatakuje, póki
jego działa zabijają nas z bezpiecznej odległości.
My nie mamy takiej siÅ‚y ogniowej i, na Boga, gi­
niemy stojÄ…c!
Książę Karol odprawił go zdecydowanie. Kiedy
jednak nakazywał mu wracać na swoje miejsce,
nadjechał Murray z identyczną prośbą. Książę
uległ więc podwójnej presji.
- Dobrze więc - zgodził się wreszcie. - Dajcie
sygnał do ataku.
PosÅ‚aniec ruszyÅ‚ natychmiast w stronÄ™ powstaÅ„­
czych szeregów, jednak dosiÄ™gÅ‚a go kula, nim zdo­
łał tam dotrzeć. Widząc to, Brigham dał koniowi
ostrogę i sam popędził w stronę swych oddziałów.
Wysoko uniósł szpadę i co sił w płucach krzyknął
168 NORA ROBERTS
hasło, na które wszyscy czekali. Odpowiedział mu
ogłuszający ryk tysięcy gardeł, po czym ludzie
ustawieni po Å›rodku pierwszej linii puÅ›cili siÄ™ bie­
giem przez wilgotne torfowisko. RunÄ™li na drago­
nów, wywijając pałaszami i kosami.
Anglicy, którzy do tej pory nie byli w stanie
wytrzymać siły szkockiego ataku, najwidoczniej
nauczyli się czegoś na własnych błędach, gdyż
zamiast rzucić się do ucieczki, zacieśnili szeregi
i zamknÄ™li szarżujÄ…cych górali w krzyżowym og­
niu. Mimo to atak trwaÅ‚ nadal. Jednak szybko po­
twierdziły się najgorsze przewidywania Murraya.
Teren bitwy zdecydowanie służył Anglikom. Przez
moment zdawaÅ‚o siÄ™, że wojownicy ksiÄ™cia roz­
niosÄ… dragonów Cumberlanda, gdyż pierwsza czer­
wona linia zachwiała się i cofnęła. Wycofujących
się żołnierzy szybko jednak zastąpili inni.
Zwietnie wyszkoleni dragoni ani na moment nie
przestawali strzelać. W czasie gdy żołnierze
z pierwszej linii oddawali strzaÅ‚y, ci z drugiej bÅ‚y­
skawicznie przeÅ‚adowywali broÅ„ i za moment po­
syÅ‚ali ogÅ‚uszajÄ…cÄ… salwÄ™. Mimo to górale wciąż by­
li w natarciu. Zabici i ranni padali wprost pod nogi
biegnÄ…cych za nimi towarzyszy, jednak atak nie
tracił impetu.
Działa dudniły niezmordowanie, posyłając
w stronę biegnących Szkotów tysiące zdra-
Rebelia 169
dzieckich kartaczy - pocisków wypełnionych
gwozdziami, oÅ‚owianymi kulkami i opiÅ‚kami że­
laza.
Brigham słyszał, jak okruchy żelastwa odbijają
się od jego puklerza, aż wreszcie jakieś odłamki
trafiły go w ramię i bark. Całe szczęście było to
tylko niegrozne draÅ›niÄ™cie, mógÅ‚ wiÄ™c dalej prze­
dzierać się w stronę książęcego prawego skrzydła.
Oczy piekÅ‚y go niemiÅ‚osiernie, podrażnione opa­
rami strzelniczego prochu, i były takie chwile, gdy
prawie nic nie widziaÅ‚. Mimo to z lodowatym upo­
rem wyrąbywał sobie drogę ku tyłom wojsk Cum-
berlanda. Jak przez mgÅ‚Ä™ dostrzegÅ‚, że Murray do­
tarÅ‚ tam pierwszy, straciwszy w ferworze walki pe­
rukę i kapelusz. Powoli zaczynał orientować się
w sytuacji.
Wprawdzie atak na prawym skrzydle zdołał
i przedrzeć się przez angielskie szyki, spychając
wroga daleko w tył, jednak na pozostałych pozy-
cjach jakobici byli w defensywie. Oddział Mac-
Donaldów zostaÅ‚ srogo ukarany za próby wywa­
bienia dragonów przed pierwszą linię ich obrony.
Anglicy nie dość, że nie przypuścili szturmu, to
jeszcze sprawili Szkotom krwawÄ… Å‚azniÄ™, zasypu­
jÄ…c ich gradem kul.
Widząc, co się święci, Brigham postanowił cof-
nąć się ku własnym szeregom, by wesprzeć tych,
170 NORA ROBERTS
którzy wciąż dotrzymywali pola Anglikom. Parę
metrów przed sobÄ… dostrzegÅ‚ Colla, który rozsta­
wiwszy szeroko nogi, biÅ‚ siÄ™ zajadle z trzema dra­
gonami, wymachując wściekle mieczem i dzgając
sztyletem. Bez chwili namysłu rzucił się na pomoc
przyjacielowi.
Tym razem nie był to romantyczny pojedynek
w pierwszych promieniach wschodzącego słońca, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl