[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Moje plany zależą od nastroju  powiedziałem
komitymi manierami kryÅ‚a siÄ™ desperacko nieszczęś­
lekkim tonem, próbując powstrzymać gorycz.
liwa kobieta. Nigdy nie byÅ‚em cierpliwym ani szlache­
- ZazdroszczÄ™ ci wolnoÅ›ci  westchnęła, podcho­
tnym człowiekiem, ale przy niej stawałem się jednym
dząc do swego portretu rozpiętego na sztalugach.
258 259
- I talentu. Ujrzałeś we mnie rzeczy, których nie
mam.
- Nie zdołałem ujrzeć wszystkiego, co w sobie
masz - sprostowałem. - Niektórych rzeczy nie da się
utrwalić na płótnie.
- Jak nazwiesz ten obraz?
- Bianca. To zupełnie wystarczy.
ROZDZIAA CZWARTY
Zapewne zrozumiała wtedy moje uczucia, choć
sam przed sobą nie chciałem się do nich przyznać.
Gdy na mnie spojrzała, w jej oczach pojawiło się coś
dziwnego. Zaraz jednak cofnęła się, jakby ze skraju
Coco Calhoun McPike nigdy nie zdawała się
przepaści.
na przypadek, a w dodatku z jej horoskopu na
- Pewnego dnia staniesz się sławny i ludzie będą
ten dzień wynikało, iż powinna aktywnie włączyć
cię błagać o obrazy.
siÄ™ w sprawy rodzinne i odwiedzić starego znajo­
Nie mogłem oderwać od niej oczu. Wiedziałem, że
mego. UznaÅ‚a, że poÅ‚Ä…czy te dwie sprawy, skÅ‚a­
być może więcej jej już nie zobaczę.
dajÄ…c nie zapowiedzianÄ… wizytÄ™ Holtowi Bradfor-
- Nie maluję dla sławy.
dowi.
- I dłatego jest ci ona pisana. A gdy tak się stanie,
PamiÄ™taÅ‚a go jako ciemnowÅ‚osego chÅ‚opaka o pÅ‚o­
ja będę wspominać to lato. Do widzenia, Christianie.
miennym spojrzeniu, który dostarczał do Towers
Odeszła między skałami, pośród dzikich traw
homary i włóczył się po wiosce, szukając kłopotów.
i kwiatów wznoszących się do słońca.
Przypomniała sobie również, że kiedyś pomógł jej
zmienić koÅ‚o, gdy staÅ‚a na poboczu drogi, zastanawia­
jÄ…c siÄ™, który koniec lewarka podkÅ‚ada siÄ™ pod samo­
chód. Sztywno odmówiÅ‚ wówczas przyjÄ™cia pieniÄ™­
dzy i zanim zdążyła mu podziękować, wskoczył na
swój motocykl i zniknął.
Dumny buntownik, myÅ›laÅ‚a, wjeżdżajÄ…c przed je­
go dom. A jednak, na swój szorstki sposób, szarman­
cki. Może przy odrobinie inteligencji - a Coco była
przekonana, że tego jej nie brakuje - uda jej się zagrać
na tych jego cechach i uzyskać to, czego chciała.
261
Holtowi promienny uśmiech. - Bardzo przepraszam,
A wiÄ™c to jest domek Christiana Bradforda. Oczy­
ale chyba przeszkadzam.
wiście widziała go wcześniej, ale nie zwracała uwagi.
Teraz zatrzymała się na chwilę i z przymkniętymi Holt mocno przytrzymywał Sadie, która wyrywała
oczami próbowała coś poczuć. Musiała tu pozostać się do pierniczków.
jakaś energia, coś, czego wiatr i deszcz nie zdołały
- SÅ‚ucham?
zmyć z murów.
- Chyba przeszkadzam - powtórzyła Coco. -
Coco uważała się za mistyczkę. Czy była to tylko
Wiem, że jest jeszcze wcześnie, ale nie umiem długo
jej wyobraznia, czy nie, w każdym razie miaÅ‚a wraże­
spać, gdy dzieÅ„ jest taki piÄ™kny. SÅ‚oÅ„ce, Å›piew pta­
nie, że jest w stanie wyczuć w atmosferze napięcie
ków, nie wspominając już o piłowaniu i waleniu
i pozostałości wielkich emocji. Zadowolona z siebie,
młotkami. Czy ona miałaby ochotę na pierniczka?
weszła na schodki.
- Nie czekając na odpowiedz, zdjęła jedno ciastko
UbraÅ‚a siÄ™ na tÄ™ okazjÄ™ bardzo starannie. OczywiÅ›­
z tacy i podała psu. - A teraz usiądz i zachowuj się
cie zależało jej na tym, by wyglądać atrakcyjnie, ale
grzecznie.
również godnie. Stary, klasyczny kostium Chanel
Sadie usiadła z uszczęśliwionym wyrazem pyska
w kolorze przypudrowanego błękitu był doskonały na
i z zachwytem wpatrzyła się w Coco.
tÄ™ okazjÄ™.
- Dobry pies - uśmiechnęła się Coco i przeniosła
Przywołała na twarz przyjazny uśmiech i zastukała
wzrok na Holta. - Pewnie mnie pan nie pamięta. Nie
do drzwi. Po drugiej stronie rozległo się szaleńcze
widzieliśmy się już od lat.
szczekanie psa, ktoś rzucił parę niecenzuralnych
- Pani McPike - stwierdziÅ‚ Holt. Owszem, pamiÄ™­
słów. Coco przyÅ‚ożyÅ‚a dÅ‚oÅ„ do piersi. Drzwi ot­
tał ciocię Coco, chociaż ostatnim razem, gdy ją
worzyły się z rozmachem i na progu stanął Holt,
widział, była platynową blondynką. Od tego czasu
prosto spod prysznica. Sadie jak pocisk przemknęła
minęło dziesięć lat, a jednak wyglądała teraz znacznie
obok niego. Coco wydała głośny pisk. Holt jednak
mÅ‚odziej. Albo przeszÅ‚a pierwszorzÄ™dny lifting, po­
wykazał się refleksem i pochwycił psa za obrożę,
myślał, albo odkryła zródło młodości.
zanim Sadie zdążyła zepchnąć gościa ze schodków.
- Tak, to ja. Bardzo mi pochlebia to, że pamięta
Trzymając w jednej ręce tacę z czekoladowymi mnie tak atrakcyjny mężczyzna. Ale gdy się ostatnio
pierniczkami, Coco przenosiÅ‚a wzrok z psa na męż­ widzieliÅ›my, byÅ‚ pan jeszcze chÅ‚opcem. ProszÄ™ bar­
czyznę i z powrotem. dzo. - Podsunęła mu tacę.
Nie miał wyboru. Musiał ją przyjąć i zaprosić
- Och Boże - powiedziała jednym tchem. - Jaki
gościa do środka.
ogromny pies! I jaki podobny do naszego Freda! A ja
- DziÄ™kujÄ™ - mruknÄ…Å‚, patrzÄ…c na pierniczki. Wi­
miałam nadzieję, że on niedługo przestanie rosnąć!
docznie przynoszenie mu prezentów stało się nowym
Przecież na tym psie dałoby się jezdzić! - Rzuciła
262
hobby Calhounów. Coco tymczasem przesunęła się Holt odstawił pierniczki na stół.
obok niego i swobodnie weszła do domu. - Co mogę
- Nie rozumiem, dlaczego. Ale powiedziaÅ‚em pa­
dla pani zrobić?
ni siostrzenicy, że jeśli przekonam się, iż między nimi
- Prawdę mówiąc, po prostu bardzo chciałam
istniała jakaś istotna więz, zrobię, co będę mógł, by
zobaczyć ten dom. PomyÅ›leć, że to wÅ‚aÅ›nie tu Chris­
wam pomóc.
tian Bradford mieszkał i pracował... - Westchnęła.
- Był pan w policji, prawda?
- I marzył o Biance.
Holt wsunÄ…Å‚ kciuki w kieszenie spodni, nieufny
- Cóż, na pewno mieszkał tu i pracował.
wobec tej nagłej zmiany tematu.
- Suzanna mówiła, że nie jest pan przekonany,
- Tak.
czy oni rzeczywiście się kochali. Rozumiem pańskie
- Muszę przyznać, że byłam zaskoczona, gdy
wątpliwości, ale to część historii mojej rodziny.
dowiedziałam się, jaki zawód pan wybrał, ale jestem
Pańskiej również. Och, jaki wspaniały obraz!
pewna, że dobrze pan wykonywał swoją pracę.
Przeszła przez pokój i stanęła przed mglistym
- StaraÅ‚em siÄ™ - odrzekÅ‚ Holt z pozornym spoko­
pejzażem wiszącym nad kamiennym kominkiem.
jem.
Choć obraz przedstawiał mgłę, kolory były żywe
- Przypuszczam, że rozwiÄ…zywaÅ‚ pan różne zaga­
i nasycone, jakby potÄ™ga życia i namiÄ™tnoÅ›ci próbo­
dki.
wała się wyłonić w pełni spoza szarej zasłony. Białe
Jego usta zadrgały.
czapy piany na falach, ostre, czarne krawędzie skał,
- Owszem, kilka.
ponure cienie wysp majaczyÅ‚y na tle zimnego, mrocz­
- Zawsze podziwiam policjantów z telewizji, któ­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl