[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kolorów wybrał dla Silvii czarny, chcąc ją widocznie ukarać za
winy jej przodków jeszcze zanim sama mogła czymkolwiek
zgrzeszyć. Ale ten właśnie kolor jej ciała mnie zachwycił.
Dotknąć opuszkami palców jej skóry! Nie wolno mi tego zrobić,
bo potem nie mógłbym się już opanować. W tym upale. W tej
nostalgicznie teatralnej scenerii przygiętych wiatrem do ziemi,
wystrzępionych także od wiartu, pożółkłych kokosowych palm.
W tym niezmiennym pejzażu popękanej
i zniewolonej palącym słońcem ziemi miłość jest rzeczą tak
naturalną, jak dojrzewanie kokosów.
Dotknąłem tylko jej twardych i gęstych włosów. Pochwyciłem
wbity we mnie surowy wzrok Ulissesa.
 Jak tam Angel?
 Miguel Angel...
Mocno zmarszczyła czoło, jakby starała się przypomnieć sobie
coś, co zdarzyło się bardzo dawno. Miguel Angel był przecież
moim rywalem o jej względy. Wówczas zwyciężyłem, bo jestem
biały. Nikt z nas trojga nigdy tego nie powiedział, ale przecież
było to oczywiste. Miguel Angel zdawał sobie z tego doskonale
sprawę, chociaż mogło się wydawać, że dla Silvii tylko on mógł
być kimś
najbliższym, bo był czarny, a zatem swój; ale tylko obcy mógł ją
stąd zabrać i wywiezć do nieznanego kraju. Pewnie tylko
udawała, że nie pamięta. Mogłem ją zabrać z tej wyspy już wtedy,
kiedy się poznaliśmy, kiedy nasza miłość gwałtowna i krótka
dojrzewała w tym samym pejzażu żółtych palm kokosowych. Już
wtedy rewolucja położyła swoją twardą rękę na prywatnym życiu
wyspiarzy. Wówczas zwyciężyła w niej siła i nonszalancja
młodości. Silvia przychodziła do hotelu, mimo że było to
zabronione. Mimo, że groziło to jej wysłaniem do obozu pracy.
Byłem jej wdzięczny, że przychodzi do mnie i wydawało mi się,
że robi to z tęsknoty za mną i moimi pieszczotami. A dopiero
nieco pózniej zacząłem podejrzewać, że przyciągnęła ją do mnie
nadzieja na wyjazd w nieznany i kuszący świat. Nigdy jednak jej
o to nie zapytałem.
 Usiądz jeśli chcesz  zaproponowała, ale w tonie jej głosu
wyczułem prośbę, abym tego nie robił.
 Przypomnij sobie, byliśmy razem na lodach w Coppelii.
 Zwykle tam chodzę. Coppelia to jedyne miejsce, gdzie można
się najeść lodami w rożnych smakach i kolorach. Cała Hawana
się tam spotyka. Skąd mogę pamiętać, że byłam tam właśnie z
tobą.
W jej głosie kryła się uraza. Wiedziałem, że była spowodowana
moim długim milczeniem. A milczenie brało się z niepewności,
czy mógłbym ją przywiezć do Warszawy i być z nią codziennie
przez miesiące i lata, w domu i na ulicy, wśród bliskich
i przyjaciół, wśród białych, bo wszyscy z nich są biali, a ona
jedna kolorowa. Lęk przed tym, że nigdy nie zostanie
zaakceptowana. Dzieci, które mi urodzi, też będą kolorowe, a
zatem obce. W chłodnym klimacie i odmiennym pejzażu
północnego kraju jej uroda może zgasnąć, urok rozwieje się
wśród śnieżnych pól zimową porą. Jej skóra przestanie lśnić, a
radosny uśmiech może zniknąć i prowokacyjna kobiecość
przestanie być atrakcyjna. Silvia nie mogła o tym wiedzieć.
Chciałem jednak o tym mówić, brnąłem coraz głębiej, aby
wywołać z jej pamięci wspomnienia.
 Przychodziłaś wówczas do Habana Riviera w zielonej
sukience i delikatnych hiszpańskich sandałkach...
 Nie mów tego. Przecież wiesz, że wyrzucili mnie z hotelu
zanim zdążyłam zrzucić pantofle na dywanie. Zadzwonili z
portierni, abym natychmiast zjechała na dół, bo mi nie wolno
przebywać z cudzoziemcem w pokoju. Grozili, że wylecę z
roboty.
 Ale pózniej udało się, nawet zamówiliśmy do pokoju rum i
kawę.
 Nigdy się nie udało. Widocznie sprowadziłeś sobie inną, a
teraz chcesz mi wmówić, że to byłam ja.
Wyczułem w jej głosie złość, a jednak nie dawałem za wygraną,
aby sprawdzić co jeszcze zachowało się w jej pamięci. Stałem w
dalszym ciągu opierając się o ramę drzwi.
 Usiądz, jeśli chcesz  powtórzyła i patrząc na chłopca
czarniejszego od niej ponownie przypom-
niała, że to jest Ulisses, syn Miguela Angela, brat Alejandro.
Popatrzyłem na chłopca i powiedziałem:
 Bardzo urosłeś Ulissesie, nie poznałbym cię na ulicy.
 Nie znam pana  odrzekł chłopiec  mama mi o panu nie
mówiła.
Mógłbym być jego ojcem, ale wówczas to nie byłby on. To nie
byłby ten sam Ulisses, nawet jeśli nosiłby to samo imię. W
każdym razie miałby jaśniejszą skórę i być może gładkie, proste
włosy.
_ Byłby inny...  powiedziałem do Silvii.  Pewnie miałby
niebieskie oczy i może nazywałby się Jacek.
 Chciałeś mieć ze mną syna?  zapytała zaskoczona i coś
jakby uśmiech rozjaśnił jej twarz. Może był to grymas, ale od tej
chwili Silvia się zmieniła.
_ Z wyspy nie wolno wywozić chłopców, musiałby zostać tutaj ze
mną. Zapomniałbyś o nim, jak zapomniałeś o mnie. Wysłałam
kilka listów, nie otrzymałam na nie odpowiedzi.
_ Nigdy tych listów nie dostałem.
 Prosiłam cię o lekarstwa, nawet się nie odezwałeś.
 Nic nie wiedziałem o twojej prośbie. Patrzyła na mnie z
dezaprobatą nie wierząc ani
jednemu mojemu słowu.
_ Przysięgam  powiedziałem  nie otrzymałem żadnego
twego listu.
Ukląkłem przed nią.
 Pół dnia cię dzisiaj szukałem w tym upale. Nelson także nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl