[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podciągnęło górne powieki, że już nie mogłem zamknąć ani przyszczurzyć oczu, jak bym się
nie starał. To spróbowałem się uśmiać i powiadam: - Ale to musi być po nastojaszczy
horror szoł ten film, że tak wam zależy, abym go wyoglądał. - Na co jeden z tych w białym
zarechotał i odezwał się:
- Tak jest, właśnie horror szoł, przyjacielu. Jakbyś zgadł, że szoł i że horror.
Potem nałożyli mi taką jakby myckę na łeb i widziałem, że idzie od niej mnogo
drutów, i do brzucha przyssali mi taką jakby ssawkę i drugą do starego cykacza, i było mi
kącikiem widno, że od nich też biegną druty. Potem rozdał się hałas drzwi otwieranych i
zrazu było poznać, że wchodzi jakiś oczeń gromadny ważniak, jak te wszyslkie unter
flimony w białym zesztywnieli. No i zobaczyłem ja tego doktora Brodzkicgo. Był to malutki
chujowinka, bardzo zatłuszczony, kudełki mu się kręciły jak u baranka pokręcone kudłato
na całej czaszce, na klufie jak ta kartoszka miał bardzo grube oczki. Dojrzałem, że odziany
jest w garnitur po nastojaszczy horror szoł i absolutny szczyt mody, a wydawał z siebie
oczeń subtylną i leciutką woń sali operacyjnej. Towarzyszył mu doktor Branom, cały w
ułybkach, jakby chciał mnie podeprzeć na duchu. - Wszystko gotowe? - odezwał się doktor
Brodzki z tym przydechem. I usłyszałem głosy wykrzykujące: ta jest! ta jest! ta jest!
najpierw z odległości, a potem bliżej, no i rozłegł się taki buczący szum, jakby coś
powkluczano. A potem światła zgasły i został się Wasz Pokorny i Opowiadający To
Wszystko Przyjaciel, sam jeden po ciemku, cały w strachu sam na sam i adzinoko, nic
mogący się ani poruszyć, ani zamknąć oczu, ani w ogóle nic. A potem, o braciszkowie moi,
zaczął się pokaz filmowy od bardzo gromkiej muzyki, lecącej z głośników, dzikiej i pełnej
dysonansów. A potem na ekranie pokazał się obraz, ale bez tytułu i czołówki. Tylko ulica,
mogła to być jaka bądz ulica w jakim bądz mieście, w mroku nocy i przy palących się
latarniach. Film tak jakby oczeń charoszy i profesjonalny, żadnych tam chlups chlaps i
migania, jak w tych dajmy na to świńskich obrazkach, co widuje się u kogoś w ciemnym
zaułku. Muzyka cały czas dudniąca bardzo ponuro. I pokazał się stary, bardzo stary chryk
idący ulicą i nagle wyskoczyli na niego dwaj małysze odziani w to, co było jak raz szczytem
mody (sztany po dawnemu obciśnięte, ale już nie ten obfity fular, tylko normalnie halsztuk)
i wzięli się z nim figlować. Słychać było każdy jego wrzask i jęk, całkiem po nastojaszczy,
daże zmachany oddech i sapanie tych dających wycisk małyszów. Przerobili go sawsiem na
budyń, tego chryka, przysuwając łup łup lup z piąchy, obdarłszy go do imentu z łachów i na
zakończenie z buta w te gołą płyć (walającą się czerwono i krwawo w szajsowatym błocku
rynsztoka) i precz odbiegli raz dwa raz. A potem zbliżenie na baszkę tego ciężko
złomotanego chryka, jucha ciekła z niej krasno i przekrasno. To komiczne, jak barwy
nastojaszczego świata dopiero się widzą prawdziwe, kiedy je zobaczysz na filmie.
Przyglądałem się temu i zaczęło do mnie mocno docierać, że wcale się nie czuję za
dobrze, co przypisałem niedożywieniu i temu. że mój żołąd jeszcze się nie sawsiem
przestawił na pożywne jadło i witaminy, jakie mi tu dają. Ale próbowałem o tym zapomnieć
i skupić się. o braciszkowie moi, na puszczonym od razu kolejnym filmie. Ten wszedł prosto
na młodziutką dziulkę, jak najpierw jeden malczyk robi jej nasilno to stare tam i nazad,
potem drugi i trzeci i jeszcze następny, a ona w głośnikach wrzeszczy gromko i wprost
użasno, a przy tym leci muzyka przejmująca taka i tragiczna. To było prawdziwe, bardzo
prawdziwe, choć jak dobrze pomyśleć, to niemożebne sobie wyobrazić, że wpychle po
nastojaszczy dają sobie to robić na filmie i gdyby to nakręcał ktoś z Tych Dobrych albo
Firma Państwowa, chyba nie wyobrażacie sobie, żeby im pozwolili zdejmować te filmy bez
interwencji w to, co się wyrabia. Więc nawierno był to na balszoj sprytny montaż albo trik
czy jak się ta sztuczka nazywa. Bo aż do izbytku prawdziwe. A jak przyszło się do tego, że
szósty czy siódmy już malczyk obszczerza się w rechot i dawaj pchać jej w międzynoże, a ta
dziulka na ścieżce dzwiękowej krzyczy jak z uma szedłszy, to mnie zaczęło mdlić. Jakby cały
obolawszy poczułem, że mogę się porzygać, albo i nie porzygać, i zrobiło mnie się
niewynosimo, braciszkowie moi, tak sztywno uwiązanemu na tym krześle. Jak ten kawałek
się skończył, usłyszałem od konsolety glos doktora Brodzkiego: Reakcja dwanaście i pięć
dziesiątych? A to całkiem całkiem obiecujące.
I dawaj w następny kawałek, na ten raz po prostu ludzka morda, całkiem pobladłszy
ludzki pysk i jak trzymają go fest i robią, z nim różne parszywe sztuczki.
Ciut spotniawszy od tego bólu w kiszkach i pić mi się chciało niewynosimo i w
czaszce pulsowało mi buch buch buch, i jakbym nie wyślepial się na ten film, to wierojatno
by mnie tak nie mdliło. Tylko że nie mogłem zawrzeć oczu i nawet jak starałem się
przewracać głazami, to i tak nie mogłem wykręcić gałek na tyle, żeby umknąć się temu
filmowi spod lufy. Tak i musiałem widzieć, co się wyprawia, i słuszać tych obłąkanych
wrzasków, co krugom dobywały się z tego ryja. Wiedziałem, że to się nie może dziać
naprawdę, ale co za różnica? Do gardła mi podchodziło a rzygnąć nie mogłem, widząc, jak
brzytew mu najpierw oko wyrzyna, pózniej chlaszcze w dół płat policzka i wreszcie pru pru
prut po całości, a czerwona krew bryzga na obiektyw. I apiać ten zadowolony głos doktora
Brodzkiego:
- Zwietnie, świetnie, świetnie!
Następny filmik był o starej babuli, co miała sklepik, jak banda małyszów przyszła ją
skopać, pokładając się od gromkiego rechotu i te malczyki rozpirzyli jej cały sklepik i
podpalają go. Widać jak ta bidna stara próchniaczka chce się wyczołgać z ognia, skrzycząc i
wrzeszcząc, ale nie może się ruszyć, bo te małysze kopiąc potrzaskali jej nogę. Więc te
płomienie ogarnęły ją z hukiem i widać, że jej gęba w męczarniach jakby o coś błagała przez
ten ogień i wreszcie ginie w ogniu, i słychać najstraszliwsze, udręczone i dręczące wrzaski,
jaki mogło wydać głosiszcze ludzkie. Teraz już wiedziałem, że mnie zemdli, więc
uwrzasnąłem się:
- Będę rzygał. Dajcie mi się porzygać. Błagam, dajcie mi jakieś naczynie.
A ten doktor Brodzki odkrzyknął:
- To tylko wyobraznia. Nic się nie bój. Proszę następny film. - Może to miał być żart,
bo z ciemności dobiegł mnie jakby rechot. A potem kazano mi oglądać najobrzydliwszy film
o japońskich torturach. Była wojna 1939/45 i przybijali sołdatów ćwiekami do drzew i
fajczyli pod nimi ogniska i jajka im obrzynali, a nawet pokazano, jak żołnierzowi jednemu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl