[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyłączył - powiedziała cicho Rebecca za jego plecami.
- Z łaski dostanę jakieś ochłapy, co? - W jego głosie brzmiało jakby
udręczenie.
- 94 -
S
R
- Niestety, mamy tylko pieczeń wołową - odcięła się. Dlaczego jest tak
uparty, dlaczego nie chce zobaczyć, że ocaliła ich oboje przed znacznie
większymi stresami? - Proszę - dodała matowym głosem.
- Dobrze. Zgadzam się na twoją propozycję. Zostanę, ale nie będę nalegał
na małżeństwo - powiedział i odwrócił się nagle. W jego oczach miejsce bólu
zajęły niebezpieczne błyski. - Odpowiedz mi tylko na jedno pytanie: czy
zamierzasz posłużyć się naszym dzieckiem, żeby wyjść za mąż za Paula?
Nagle poczuła, że robi jej się niedobrze.
- Nie - powiedziała z trudem, próbując jednocześnie dać sobie radę z
zawrotami głowy. - To ty wpadłeś na ten pomysł, Slade. Nigdy bym o czymś
takim nie pomyślała.
- Przecież ciągle go kochasz - rzekł z goryczą. - To jest właściwy powód,
dla którego nie chcesz mnie poślubić, prawda?
- Nie. Przykro mi, że tego nie rozumiesz - odparła, słaniając się na
nogach. - Przepraszam cię, ale muszę usiąść.
Osunęła się miękko na ziemię, zanim Slade zdążył zareagować na tę
nieoczekiwaną słabość. Zrobiło jej się ciemno przed oczami, na czoło wystąpił
zimny pot, z najwyższym trudem zachowywała resztki świadomości.
- Rebecco! - głos Slade'a z ledwością przedzierał się do jej umysłu. Jak
przez mgłę.
Niejasno zdała sobie sprawę z tego, że klęczy u jej boku.
- Trochę mi słabo, to wszystko - powiedziała, ale już silne ramiona
uniosły ją do góry.
- Lepiej mi było na ziemi - zaprotestowała.
- Najlepiej ci będzie w łóżku - oświadczył ponuro i szybko poszedł w
stronę domu.
Zdołała objąć go za szyję i położyła głowę na jego barku. Nie
protestowała więcej. Dobrze było znów czuć jego objęcia.
- 95 -
S
R
- Wybacz mi - powiedział z bólem. - Jestem ostatnim kretynem, że tak cię
zdenerwowałem. Przyjechałem tu po to, żeby się tobą zaopiekować, a za-
chowuję się jak słoń w składzie porcelany.
- To prawda - zgodziła się.
Zaśmiał się z przymusem.
- Daj mi trochę czasu. Zobaczysz, że wszystko się uda, że mamy ze sobą
więcej wspólnego, niż mogłabyś przypuszczać. Przekonam cię. Nie pozbędziesz
się mnie tak szybko, Rebecco.
- Wcale nie chcę się ciebie pozbywać - mruknęła, czując rozkoszne ciepło
jego ciała.
- I jeszcze jedno - dodał poważnym tonem Slade. - Więcej nie wsiądziesz
do spychacza. Powiesz, co jest do zrobienia i ja się tym zajmę.
- Taak? A potrafisz go obsługiwać?
- Nauczę się - powiedział z zaciętością.
- A dasz radę zrobić wszystko, czego będę chciała?
- Nauczę się - powtórzył jeszcze bardziej nieubłaganie.
Zastanowiła się. Wcale nie miała zamiaru oddawać wszystkiego w ręce
Slade'a. Z drugiej jednak strony tak będzie lepiej dla dziecka. No i znikną
kłopoty z bezsennością... Niech mu tam.
- Dobrze. Nauczę cię.
Slade niezauważalnie odetchnął z ulgą.
Rebecca wtuliła twarz w jego szyję i postanowiła na razie nie martwić się
o przyszłość. Nieważne, jak długo Slade zamierza z nią zostać, po prostu trzeba
wykorzystać każdy dzień do maksimum, jakby miał być jedynym. Dobrze, że
przynajmniej najważniejsze dało się ustalić.
Na szczęście wybiła mu z głowy te niedorzeczne plany małżeńskie.
- 96 -
S
R
ROZDZIAA DWUNASTY
Spędzili razem niespodziewanie cudowne dwadzieścia trzy dni. Rebecca
liczyła je skrupulatnie.
Tym razem jednak nie przebywali cały czas razem. W jednym z wolnych
pokoi Slade zainstalował masę elektronicznych urządzeń, które przywiózł ze
sobą, i codziennie spędzał tam parę godzin, kontaktując się z Brisbane. Czasami
wstawał także nocą, żeby połączyć się ze swoimi pracownikami w Nowym
Jorku. Niekiedy Rebecca wyobrażała sobie, że tak zostanie już na zawsze,
jednak wkrótce przychodziły chwile otrzezwienia i jej marzenia rozwiewały się
jak dym. To było rozwiązanie tymczasowe, które z pewnością nie przetrwa
długo.
Milly patrzyła na to wszystko z kwaśną miną do momentu, gdy Slade
przekonał ją, że nie pobrali się nie z jego winy. Od tej pory stara gospodyni trak-
towała go znacznie przyjazniej, okazując dezaprobatę Rebecce, która nie
zachowała się jak przystało na wnuczkę tak przyzwoitej kobiety jak Janet
Wilder. Rebecca beztrosko lekceważyła to wszystko, gdyż szkoda jej było nawet
jednej sekundy na jałowe dyskusje.
Slade uczył się obsługiwać spychacz, doglądać bydła i wszystkiego, czego
tylko od niego oczekiwała. Protestował, gdy wsiadała na konia, żeby pojechać
obejrzeć któreś z daleko wypasanych stad, ale zgadzał się, że przecież nie
wszędzie da się dojechać dżipem. Kręcił głową z niezadowoleniem i siodłał
drugiego konia. Po pracowitym dniu i niecierpliwie wyczekiwanym wieczorze
żadne z nich nie miało już problemów z zasypianiem.
Nie mogła się tylko nadziwić jednej rzeczy. Nie wyglądało na to, żeby
Slade czuł się w najmniejszym stopniu znudzony albo zmęczony życiem, jakie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]