[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nieco dalej, opuszczając pozbawioną Mocy bańkę, stworzoną przez isalamiry. Jaden i Avinoam
natychmiast ruszyli za nim, wykrzykując jeden przez drugiego, żeby się zatrzymał. Nie zapalili
jednak mieczy. Bazel oczywiście pozostał głuchy na ich prośby. Wlokąc za sobą łańcuchy,
kontynuował marsz w stronę schodów.
Kiedy dotarł do końca kładki, Leia na chwilę straciła go z oczu, ale wciąż słyszała głośny
szczęk łańcuchów. Była pewna, że Han stoi jak osłupiały, a sądząc po emocjach, jakie wyczuwała
od Jadena i Avinoama poprzez Moc, właśnie wydarzyło się coś dziwnego. Dotarła do schodów i
puściła się pędem na dół, zeskakując wspomaganymi Mocą susami po jedno piętro naraz.
Kiedy dotarła do ostatniego półpiętra, zobaczyła coś, czego nie mogła nijak pojąć. Bazel stał
na galerii kawałek niżej. Zrzucone łańcuchy leżały u jego stóp, ale Mandalorianin wciąż tkwił w
jego mocarnym uścisku. Z każdej szczeliny jego zbroi sączyła się krew. Palce Ramoanina tkwiły w
jego napierśniku, jakby zatopione w beskarze, chociaż powierzchnia metalu wydawała się
nienaruszona. Oczywistym było, że posługuje się Mocą, ale Leia nie miała pojęcia, jakiej używa
techniki - nigdy czegoś takiego nie widziała.
W pewnej chwili Bazel odwrócił się i nawiązał z nią kontakt wzrokowy. Otworzył szeroko
paciorkowate oczy i wreszcie zauważył stojących obok Jadena i Avinoama. Strząsnął grubym
nadgarstkiem, posyłając bezwładne ciało Mandalorianina na podłogę galerii. Leia z zaskoczeniem
spostrzegła, że w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą tkwiły zanurzone w beskarze palce
Bazela, nie ma najmniejszej nawet rysy - kompletnie nic.
Wciąż jeszcze zastanawiała się, jak to możliwe, kiedy jej i uszu dobiegł dudniący głos
Bazela:
- Księżniczko?
Skinęła głową i uniosła brwi, zdziwiona łagodną nutą pobrzmiewającą w głosie olbrzyma.
- Tak, Bazel? - Zaczęła schodzić w jego stronę, powoli i ostrożnie, żeby go nie spłoszyć. -
Poznajesz mnie? Czy wiesz, gdzie...
Bazel podniósł jedną z wielkich rąk, zakończoną serdelkowa tymi palcami.
- Ani kroku dalej! - kwiknął panicznie, a potem, zezując Jadena i Avinoama, dodał szybko: -
Oni chcą cię dorwać!
Leia zatrzymała się w pół kroku i pokręciła powoli głową.
- Nie, Bazelu. To nie tak. To nasi przyjaciele.
Nie mogła powiedzieć nic gorszego. Wzrok Bazela znów stał się podejrzliwy. Ramoanin
zerknął na wiodące w dół schody. W tym czasie Han wycelował blaster w plecy olbrzyma, a Jaden i
Avinoam chwycili mocniej rękojeści swoich mieczy, żeby w razie potrzeby móc ich użyć jako
pałki.
Bazel oczywiście wszystko to widział. Podniósł na Leię gniewny wzrok i warknął:
- Jesteś jedną z nich!
Postąpił w stronę schodów prowadzących w dół. Han spojrzał na żonę, niemo pytając, czy
powinien ogłuszyć Ramoanina strzałem, a Jaden i Avinoam przygotowali się do skoku...
Zanim jednak Leia zdołała coś zarządzić, z drugiego końca galerii doleciał głos Raynara
Thula:
- No jasne, Barv! - Raynar zaczął iść w stronę Leii i reszty, nie spuszczając wzroku z
prowadzących w dół schodów. W tej samej chwili w wybitym otworze w ścianie pojawił się
kopułowaty kształt floatvana. - Wszyscy nimi jesteśmy - dodał Raynar. - Wiesz o tym, prawda?
Bazel zatrzymał się i przez chwilę zastanawiał nad odpowiedzią.
- Oczywiście - potwierdził po namyśle.
Raynar także przystanął i wskazał gestem floatvana, który wynurzył się już z otworu do
połowy i wisiał nad galerią z otwartym włazem. W środku widać było pustą pryczę hibernacyjną
Bazela, a obok - przytwierdzone do ściany doniczki z drzewkami olbio.
- I wiesz także, że powinieneś wsiąść na pokład śmigacza - ciągnął Raynar.
- Nie! - Bazel stąpnął ciężko na pierwszy schodek i mało brakowało, a Leia kiwnęłaby
Hanowi głową, jednak nagle Ramoanin zatrzymał się i spytał podejrzliwie: - Dlaczego?
Raynar uśmiechnął się - a przynajmniej spróbował to zrobić. Jego twarz była niczym maska
pokryta bliznami, przez co jej wyraz sprawiał wrażenie nieco okrutnego i wymuszonego. Ten
widok przyprawił Leię o gęsią skórkę.
- Chcesz zostawić z nami Yaqeel? - spytał Thul. - Nie mając nawet pewności, kim jesteśmy?
Od strony schodów dobiegł niski, smutny skrzek i przez chwilę Leia bała się, że Bazel
naprawdę porzuci swoją najlepszą przyjaciółkę. Czekała w napięciu, nie ważąc się nawet sprawdzić
jego aury w Mocy ani czytać mu w myślach, podczas gdy zielony olbrzym zastanawiał się nad
wybrnięciem z sytuacji.
W rzeczywistości jednak wybór, jaki oferował Ramoaninowi Raynar, nie był żadnym
wyborem. Ucieczka oznaczała pozostawienie Yaqeel na pastwę tajemniczych, okrutnych istot, które
opanowały Zakon Jedi. Czy to jednak z powodu benzodu, który uczynił go podatniejszym na
sugestię Raynara, czy to z powodu twardej lojalności, Bazel po prostu nie mógł opuścić przyjaciółki
w potrzebie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]