[ Pobierz całość w formacie PDF ]
napawała głęboką niechęcią. Może lepiej by było zatrudnić kogoś, kto gwarantowałby
utrzymanie produkcji, a samej nie rezygnować ze zdobycia zawodu fizykoterapeutki?
Zawsze wydawało mi się, że to niezwykle ciekawa i potrzebna ludziom profesja.
64
Zadzwonił telefon. Popatrzyłam na zegarek i zdziwiłam się, że jest dopiero wpół do
dziesiątej. Czyżbym się położyła do łóżka o tak wczesnej porze?
Usłyszałam głos Ingego.
- No, jak wam idzie? - zapytał z lekką drwiną.
- Nie czuję kręgosłupa! - jęknęłam.
Rzeczywiście, z trudem się podniosłam.
- Cały dzień zbieraliśmy ziemniaki na polu!
- Zbierałaś ziemniaki? Ty? - spytał z niedowierzaniem. - Posłuchaj, Taran, czy ty trochę
nie przesadzasz? Chyba nie musisz się zajmować taką pracą?
- Ale było bardzo fajnie. Thor mi przez cały czas pomagał.
Inge zamilkł na moment, po czym rzekł:
- Wiesz, zamierzam wpaść do was w weekend. Przyjadę tylko na sobotę, bo w niedzielę
mam spotkanie z klientem. Pasuje?
- O, świetnie! - ucieszyłam się. - Ale czy naprawdę nie mógłbyś pobyć trochę dłużej?
Wiesz, teraz jest tu tak pięknie, drzewa zaczynają się złocić i...
- Niestety, nie tym razem - odpowiedział zdecydowanym tonem, więc poniechałam
dalszych prób, by go przekonać. - I najlepiej będzie, jeśli zabierzesz się razem ze mną
do miasta - dodał.
- Co? Tak szybko? - z trudem kryłam rozczarowanie. - Zamierzałam pobyć w Valdres
przez kilka dni Muszę jeszcze pozałatwiać parę spraw.
- W fabryce też jesteś potrzebna - odparł ostro.
- Wiem - mruknęłam potulnie. - Ten podatek wisi nade mną jak miecz Damoklesa.
Zastanawiam się, czy nie mogłabym już teraz sprzedać domu? Niebawem się
pobierzemy, a wtedy i tak przeniosę się do ciebie. Chyba nie potrzebujemy dwóch
domów?
- Ten budynek zyskuje na wartości - odpowiedział tonem biznesmena. - Im pózniej go
sprzedamy, tym wyższą uzyskamy cenę. Zresztą przyszło mi do głowy, że moglibyśmy w
nim zamieszkać, a sprzedać mój. Mieszkanie na wyspie jest mało praktyczne. Ale o tym
porozmawiamy, gdy się zobaczymy. Nie działaj pochopnie, kochanie!
65
Mielibyśmy zamieszkać w tym starym smutnym domu? Czy nigdy się go nie pozbędę?
Co mi przyjdzie z tego, że Inge sprzeda swój?
- No to pa! Do zobaczenia w sobotę - zakończyłam zgaszona.
Następnego ranka przy śniadaniu powiedziałam Thorowi, że Inge planuje przyjazd.
- Pewnie zatrzyma się w twoim domu?
Popatrzył na mnie jakoś dziwnie. Zdawało mi się przez moment, że na dnie jego
błękitnych oczu czai się zazdrość.
- Nie, nie zostanie na noc, tego samego dnia wraca do miasta - odparłam, a on na te
słowa wyraznie się odprężył.
Jedliśmy w milczeniu, ale w końcu cisza zaczęła mi ciążyć.
- Powiedz, jak się czujesz w nowym miejscu? Podoba ci się tutaj? - zapytałam.
- O, tak! - odpowiedział zachwycony. - Znacznie bardziej niż w zatłoczonym mieście.
- Wiesz, to niesamowity zbieg okoliczności, że się spotkaliśmy po tylu latach - rzekłam,
kończąc kanapkę.
- Rzeczywiście - odparł z ociąganiem. - Przyjechałem do miasta w poszukiwaniu ojca.
Ale niestety, nie spotkałem go, pewnie się przeprowadził.
- Ojciec? - zdumiałam się, bo jakoś nigdy nie pomyślałam, że taka osoba istnieje.
- Tak, mama powiedziała mi, że on tu mieszka. Dała list stanowiący dowód, że jestem
jego synem. Pokazałem papier w urzędzie, ale dowiedziałem się, że ktoś taki nie
mieszka na terenie miasta. Może umarł?
- Jak się nazywał? - zapytałam zaciekawiona.
- Nie wiem - odparł krótko. - Mama nigdy nie wymieniła jego nazwiska, a ja nie umiałem
odczytać podpisu.
Rzeczywiście, przecież nie potrafił czytać.
- Mogę zobaczyć tę kartkę? Może mogłabym ci jakoś pomóc.
- Mam ten list w teczce - odpowiedział. - Zaraz przyniosę.
- Pokażesz mi pózniej - powstrzymałam go. - Zjedz spokojnie.
66
Thor usiadł więc i spokojnie dokończyliśmy śniadanie.
Tego dnia postanowiliśmy wybrać się do Fagernes i kupić traktor, a przy okazji, jako że
był piątek, zgodnie z umową mieliśmy odebrać ze stacji Krego.
Zdecydowaliśmy się na traktor w kolorze niebieskim.
- Potrzebujemy jeszcze przyczepy - zdecydowałam, a kiedy Thor popatrzył na mnie
zdziwiony, wyjaśniłam, że jakoś musimy przetransportować owce do zagrody.
Wypisałam czek i tak traktor stał się naszą własnością. Thor wszedł do kabiny i
uruchomił silnik, a potem wolno ruszył za moim samochodem w stronę stacji. Nie miałam
pojęcia, jakie są wymagania wobec traktorzystów i czy Thor ma jakieś uprawnienia.
Zapewnił, że potrafi dobrze prowadzić traktor, a ja mu zaufałam. Zresztą, czy miałam
jakiś wybór?
Do przyjazdu pociągu zostało jeszcze trochę czasu, weszliśmy więc na kawę do
kolejowej restauracji urządzonej z wyszukanym smakiem. Raz po raz zerkałam na Thora,
właściwie moje oczy same kierowały się w jego stronę. Zauważyłam, że i on z trudem
powstrzymuje się, by na mnie nie patrzeć.
Był naprawdę przystojny, chociaż trochę cichy i nieśmiały, ale trudno się spodziewać
pewności siebie u kogoś, kogo nieustannie wyszydzano. Najbardziej fascynowały mnie
jego oczy, takie niewinne jak u dziecka, kontrastujące z sylwetką promieniującą siłą i
męskością.
- Naprawdę ładny ten traktor - powiedział, przerywając moje rozmyślania.
Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową.
- Teraz możemy prowadzić gospodarstwo na poziomie! - ciągnął dalej w optymistycznym
tonie.
- Jeśli ty nami odpowiednio pokierujesz, to na pewno sobie poradzimy - zapewniłam.
- Chciałbym, żebyśmy wszystko robili wspólnie - rzekł z zapałem, patrząc na mnie tymi
swoimi niezwykłymi oczyma. - Nie sądzisz, Taran, że byłoby wspaniale? Wiem, że lubisz
to miejsce i dobrze się tu czujesz, więc dlaczego nie? Dokupilibyśmy trochę inwentarza
i... No, tak - przerwał nagle swe marzenia... - Ale fabryka, no i Inge!
Przez krótką chwilę marzyłam razem z nim, nęciła mnie taka perspektywa, bo
wiedziałam, że w Valdres na pewno byłabym szczęśliwa. Ale przecież obiecałam wyjść
za Ingego, a nie należałam do ludzi, którzy rzucają słowa na wiatr. Poza tym chciałam
poślubić Ingego!
67
- A wiesz, prawda - rzekł nagle Thor. - Nie znalazłem tej koperty z listem, który dała mi
mama. Pewnie została w szopie w lesie. Czy mogłabyś mi ją przywiezć? A nuż mi się
jeszcze kiedyś przyda?
- Oczywiście, pojadę do chaty drwali zaraz po powrocie do miasta - zapewniłam.
Nadjechał pociąg i Kre cały w skowronkach przywitał się z nami. Był taki
uszczęśliwiony, że zapomniał o zmęczeniu. Traktor bardzo mu się podobał i pochwalił
nasz zakup.
W wesołym nastroju ruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Thor wszedł do kabiny i
położył ręce na kierownicy. Był zupełnie spokojny, uznałam więc, że nie zapytam go o
prawo jazdy.
Kre usiadł w samochodzie na tylnym siedzeniu i z największą uwagą obserwował
poczynania Thora, który, jak się okazało, naprawdę dobrze prowadził! Bez żadnych
problemów, bezpiecznie dotarliśmy na miejsce.
Nasz traktor!
- Chyba nigdy dotąd nie odczuwałam takiej radości, rozpiera mnie duma właścicielki -
powiedziałam, oglądając nowy nabytek ze wszystkich stron. - To nasza pierwsza własna
inwestycja!
- Czuję to samo! - zgodził się ze mną Kre.
Z radością odkryłam, że odrodziła się między nami prawdziwa więz. Dawno nie
odczuwałam takiej wspólnoty z młodszym bratem jak w tej krótkiej chwili.
Długo siedzieliśmy tego wieczoru i snuliśmy plany związane z gospodarstwem. Kre
[ Pobierz całość w formacie PDF ]