[ Pobierz całość w formacie PDF ]
głosie.
Nie. Jestem pracownikiem Ministerstwa Kultury i Sztuki podałem starszej pani
legitymację słu\bową. Zajmuję się ochroną dóbr kultury...
Młodsza z pań zwróciła mi legitymację nie zaglądając do niej.
A co do Janisławic, to niepotrzebnie się pan trudził w tej sprawie a\ tutaj. Policja
ju\ mnie wymaglowała! A pan myślał, \e tylko on wpadł na mój ślad dzięki wizytówce?
Przykro mi, ale w nocy, gdy włamywacze oddawali w Sopocie swój łup, byłam akurat na
drugim krańcu Polski. Nie musi pan tego sprawdzać, bo to ju\ sprawdzono zaśmiała
się, a mnie, mimo przykrej sytuacji, w jakiej się znalazłem, bardzo się spodobał jej
śmiech.
Wiem te\ o ostatnich kradzie\ach dwóch złotych koron. Ale w tych
miejscowościach to ju\ mnie nikt nie widział ani te\ nie odkryto tam moich wizytówek!
Oj, wstyd mi się zrobiło! Skoro policja uwolniła ją od podejrzeń, to co ja tu robię?
Ale mój dobry czy te\ zły duszek tylko czekał na moje wątpliwości: Tomaszu, nie
rezygnuj z \adnej szansy! Wiesz przecie\, i\ w twoim fachu bywa i tak, \e czasem cień
cienia rzuca światło!
Ech, duszku! Mimo to spytałem mą piękną rozmówczynię:
A czy nie zastanawiała się pani, kto ze środowiska handlarzy antykami lub
kolekcjonerów nadał te skoki? Przecie\ to raczej pewne, \e owa tajemnicza dama
blond pochodzi z Trójmiasta!
Owszem skinęła główką pani Joanna w czasie, gdy ciągle byłam wzywana na
przesłuchania, niejeden raz myślałam, czy nie zawdzięczam tych nieprzyjemności komuś
ze znajomych. Ale jakoś nikt mi nie pasował...
Urwała. Przed antykwariat zajechał mercedes kabriolet 200SLK, równie piękny jak
drogi. Wysiadła z niego para: on był w średnim wieku, ubrany w połyskliwą koszulkę i
wąskie sztruksy, opinające pokazny brzuszek; ona bardzo młoda, w podkoszulku na
nagie ciało i kusych szortach.
Gość wyraznie mi wyglądał na biznesmena-dorobkiewicza. A ona na jego... no,
powiedzmy, sympatię.
Weszli do antykwariatu i stało się oczywiste, \e nie ma mowy o kontynuowaniu
naszej rozmowy o koronach i tajemniczej kobiecie z Sopotu.
Ukłoniłem się grzecznie właścicielkom antykwariatu i ju\ zabierałem się do wyjścia,
gdy powstrzymała mnie sama pani Joanna pytając:
Gdzie się pan zatrzymał?
W Bałtyku .
Znam ten hotel. A poniewa\ chciałabym się z panem spotkać, o ile to mo\liwe
najlepiej jeszcze dzisiaj, to mo\e w restauracji hotelowej?
Jeśli to pani nie sprawi ró\nicy, wolałbym w jakimś innym miejscu. W Bałtyku
łatwo o kogoś, kto zna moje nazwisko i zawód, a chciałbym uniknąć, póki mo\na, takich
spotkań. Zwłaszcza, gdy mam rozmawiać z panią.
Rozumiem. Mo\e więc na przykład w sopockim Złotym Ulu ? O siódmej.
Doskonale! ucieszyłem się, mo\e nawet trochę zbyt mocno, na myśl o spotkaniu z
piękną antykwariuszką.
Jacek patrzył na mnie spod oka i z dziwnym uśmiechem, gdy wychodziliśmy z
antykwariatu dołączając do wcią\ nadąsanej Zosi.
Wsiedliśmy do kolejki i za niewiele minut przemierzaliśmy ju\ deptaki Sopotu
pogryzając frytki.
Ta babka leci na wujka powiedziała Zosia ciskając pustą tackę do kosza na
śmieci.
Co ty mówisz? oburzyłem się. Nosi inne nazwisko ni\ matka, więc jest chyba
mę\atką.
Zosia skrzywiła się:
Nie nosi obrączki, a poza tym mo\e być rozwódką, wdową?
No! mruknął Jacek. Widziałem, jak się gapiła na wujka!
Zaimponował jej wujek znajomością staroci. My, kobiety uśmiechnęła się
skromnie lubimy, jak się nam imponuje!
A co byś, kobieto, powiedziała na kąpiel w morzu? uciekłem od niewygodnego
dla mnie tematu.
Hura! Idziemy na pla\ę! i nasza kobieta podskoczyła jak dziecko.
Ale do Złotego Ula pójdę sam.
O nie, wujku. Co to, to nie! Muszę się przecie\ wujkiem opiekować! Bo jeszcze
wpadnie mi wujek w sieci tej blondyny! Co by tam ona nie opowiadała o swej
niewinności potwierdzonej przez policję, to dla mnie zawsze będzie podejrzana.
Nic nie odpowiedziałem, ale przez moment pomyślałem to samo.
Dobrze gadasz! przytaknął siostrze Jacek. Mama kiedyś mówiła ojcu, \e wujka
to ju\ niejedna babka za nos wodziła, taką ma do nich słabość. No i zna się na
starociach, a nie na charakterach pięknych kobiet!
Ona wcale nie jest piękna skrzywiła się ponuro Zosia.
No dobrze zgodziłem się z podopiecznymi. Idziemy do Złotego Ula razem.
To tylko kawiarnia, a nie nocny lokal, więc mo\e tam wpuszczą parkę małolatów pod
moją opieką. A co do uroku pięknych kobiet, to umówiłem się nie na randkę, lecz w
sprawach słu\bowych.
Na pla\y, opodal Aazienek Południowych, opalały się setki ludzi. Z trudem
znalezliśmy miejsce na rozło\enie koca. Obok nas sma\yły się na słońcu rodziny z
małymi dziećmi, które bądz obsypywały siebie, rodziców i nas piaskiem, bądz z piskiem
pędziły, depcząc wszystkich, na brzeg morza, by taplać się na płyciznie. Wśród
dorosłych przewa\ali ludzie w średnim wieku: tęgawe panie i panowie z brzuszkami.
Pró\no Zosia rozglądała się ukradkiem za kandydatem na osobistego narzeczonego .
Nie sądzę te\, aby trafił się jej nadziany facet , jak zapowiadała. Zrednia zamo\ność, to
chyba maksimum, na co mogła liczyć. Bogaci polecieli na Kajmany, Seszele, Hawaje,
Tahiti, Araba czy te\ do Tajlandii.
Rodzeństwo pobiegło pływać, a ja uło\yłem się plecami do słońca, przymknąłem
oczy i pogrą\yłem się w myślach:
Tak, Sopot, jak i całe Trójmiasto, ze swoim bogatym półświatkiem, przemytnikami,
obcymi marynarzami, tajnymi kasynami, przestępcami ró\nego kalibru i paserami oraz
wcią\ napływającymi i odpływającymi przybyszami ze wszystkich stron kraju był
wymarzonym miejscem dla organizowania rozmaitych przestępstw, a pózniej łatwego
pozbycia się łupów. Tu tajemnicza blondyna mogła czuć się jak ryba w wodzie. Czy te\
mo\e jak pająk, który z bezpiecznego schronienia rozsnuwa nici swej sieci najdalej jak
mo\e.
Wrócili Jacek i Zosia. Chłopak pozował nieco na kulturystę, natomiast jego siostra,
jak wiele dziewcząt w tym wieku, była zbyt szczupła, o chudych nogach i rękach. Takie
panienki jak ona nazywałem panny patyczkówny , bo przypominały mi postacie
ludzkie, które w dzieciństwie tworzyłem z zapałek.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]