[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ale jemy razem lunch.
- Tak, mój urodzinowy lunch.
- Wszystkiego najlepszego.
- Dziękuję.
- Musisz się czuć bardzo samotna.
- Ależ skąd. Nie jestem dzieckiem. Dwudzieste piąte urodziny
nie są wielkim wydarzeniem.
Jednak z nostalgią pomyślała o rodzinnym domu. W tym dniu
Nonna i Lupe zawsze przygotowywały jej ulubione potrawy na
uroczystą kolację. A potem był urodzinowy tort i mnóstwo
prezentów.
- No proszę. Dziewczyna ma już ćwierć wieku, a tak dobrze
się trzyma - zażartował Sloan.
RS
83
W tej samej chwili Dina pomyślała, że ten nieoczekiwany
posiłek z przystojnym mężczyzną jest jej najlepszym prezentem
urodzinowym. Gdy jedli, opowiedziała mu o swoim wspólniku i
jego żonie, pracującej w biurze jako recepcjonistka i sekretarka.
Kiedy opuszczali restaurację, uświadomiła sobie, że wyciągnął z
niej wszystkie ważne informacje.
Był piękny wiosenny dzień. Wszędzie wokół kwitły kwiaty -
forsycje, tulipany i narcyzy. Na niebie nie było ani jednej
chmurki.
- Odprowadzę cię do samochodu - zaproponował.
- Dziękuję. Pójdę pieszo. To tylko kilka przecznic stąd.
- To odprowadzę cię do domu.
- Dlaczego?
- Bo jest wspaniały dzień, a ty jesteś piękną kobietą. Czy to
nie jest wystarczający powód?
- Skoro tak mówisz...
Sloan wszedł na górę, aby obejrzeć wynajęte mieszkanie
Diny. Na oknach stały doniczki z żonkilami.
- Bardzo ładnie się tu urządziłaś.
- Napijesz się kawy?
Zawahał się, a potem pokręcił głową.
- Poinformuję twoją rodzinę, że u ciebie wszystko w
porządku. Zarówno z mieszkaniem, jak i z pracą.
- I już cię nie zobaczę? Znowu się zawahał.
- Myślę, że nie będzie takiej potrzeby. Chyba że wynikną
jakieś sprawy. Wiesz, do kogo się zwrócić, jeśli będziesz
potrzebowała pomocy prawnika?
- Oczywiście. A ty zawsze możesz liczyć na nasze usługi w
zakresie finansów. - Starała się mówić równie chłodnym i
oficjalnym tonem.
Sloan otworzył drzwi.
- Do widzenia, Dino.
- Do widzenia. Dziękuję za lunch.
RS
84
Gdy wyszedł, podbiegła do okna i patrzyła, jak się oddala
szybkim krokiem. Poczuła się opuszczona i samotna.
Postanowiła zająć się czymś, aby opanować zły nastrój. Zaczęła
sprzątać mieszkanie.
O czwartej przysłano jej cztery kosze kwiatów. Pózniej
nadeszły dwa następne i trzy bombonierki.
Dina rozpłakała się, czytając kartki od rodziny i Tony'ego.
Wszyscy oprócz urodzinowych życzeń napisali, aby jak
najprędzej przyjechała do domu.
Jednak jeszcze nie mogła tego zrobić. Co więcej, doszła do
wniosku, że wyjazd z rancza był słuszną decyzją. Nareszcie
stała się samodzielna i mogła poszukać swojego miejsca w
wielkim świecie. Ale nadal tęskniła za rodziną.
Po seansie filmowym Clarisse zaprosiła Sloana do swojego
mieszkania. Kupiła je po rozwodzie. Miała także nową pracę.
Opowiadała o niej z wielkim entuzjazmem. Starał się słuchać jej
szczebiotania, ale myślami ciągle wracał do Diny. Podziwiał jej
odwagę i stanowczość.
- Dlaczego jesteś taki poważny? - spytała Clarisse. Postawiła
filiżankę z kawą i deser na marmurowym stoliku przed sofą.
Sloan rozejrzał się po salonie. Był urządzony gustownie, ale
bez wyobrazni. Podobny do mojego, pomyślał.
- Wybacz. Zamyśliłem się. Kiepski ze mnie rozmówca.
- Nieprawda. Wprost przeciwnie.
Uśmiechnęła się, aby potwierdzić, że powiedziała to, co
myśli. Była czarującą kobietą o nienagannych manierach. Nie
narzucała się i cierpliwie czekała na pierwszy krok ze strony
Sloana. Prawdziwa dama, pomyślał.
Gdy skończyli jeść szarlotkę, upieczoną przez panią domu,
rozsiedli się wygodnie na sofie. Clarisse spoglądała na gościa
coraz bardziej zalotnie.
Sloan wyczuł zbliżające się zagrożenie. Wstał, aby udać się
do toalety. Tam pozostał dłużej, niż wypadało. Zastanawiał się,
jak wybrnąć z niezręcznej sytuacji. Wyglądało na to, że tego
RS
85
wieczoru zdesperowana Clarisse postanowiła wystawić go na
próbę. Ociągając się, wrócił do salonu.
- Było bardzo miło, ale muszę już iść - powiedział z
udawanym żalem.
- Jeszcze nie ma jedenastej. Chodz, usiądz tu - zachęciła go
Clarisse, wskazując miejsce obok siebie. - Naleję świeżej kawy -
dorzuciła.
Zrezygnowany Sloan przysiadł na kilka minut. Wypił kawę i
spojrzał w okno.
- Nie mogę zostać dłużej. Mam mnóstwo pracy - oświadczył.
- Przecież nie idziesz jutro do sądu - powiedziała. Przysunęła
się do niego i uwodzicielsko zatrzepotała rzęsami. - Nie
pogniewam się, jeśli mnie pocałujesz - dodała,
Sloan nie wiedział, jak się zachować. Do tej pory ich
spotkania kończyły się delikatnym pocałunkiem w policzek.
Widywali się od miesiąca, raz lub dwa razy w tygodniu. Gdy
byli na kolacji u kuzynostwa, tamtych dwoje uważało ich za
parę. On sam nie miał jeszcze sprecyzowanych planów
względem Clarisse.
Dziewczyna uśmiechała się zachęcająco i należało coś zrobić,
nie raniąc jej uczuć.
- Przepraszam - powiedział i sięgnął po papierową
chusteczkę. Udał, że kicha. - Wygląda na to, że się przeziębiłem.
W domu wezmę witaminę C i jakieś leki.
Clarisse z uwodzicielki stała się siostrą miłosierdzia. Jej
przesadna uległość zaczęła Sloanowi działać na nerwy.
Kichnął jeszcze kilka razy, aby wypaść bardziej
przekonująco.
- Lepiej będzie, jeśli już pójdę - powiedział i cmoknął ją w
czoło. Zerwał się z sofy i ruszył do przedpokoju.
Clarisse poszła za nim. Tym razem była trochę zirytowana.
Jednak po chwili znowu się uśmiechała.
- Przyjdz na kolację jutro wieczorem.
RS
86
- Wiesz, chyba będzie lepiej, jeśli zostanę w łóżku i nieco się
podkuruję.
- Przełożymy to więc na następny tydzień...
- Mam już pewne plany.
Naprawdę chciał pojechać na kilka dni w góry, by odpocząć.
Między innymi od kobiet - od stonowanej Clarisse i
spontanicznej Diny.
Clarisse popatrzyła na niego podejrzliwie.
- Wiesz, że nie spotykam się z nikim innym. Sądziłam, że tak
samo jest z tobą - oświadczyła.
- Cóż, mam także przyjaciół - odparł łagodnym, ale
zdecydowanym głosem.
- Naturalnie - uśmiechnęła się pojednawczo. - Chyba pojadę
odwiedzić moją rodzinę w Arizonie. Nie byłam tam od dawna -
dodała.
To dobry pomysł. Czy chcesz, żebym cię odwiózł na
lotnisko?
- Nie, dziękuję. Wezmę taksówkę - odpowiedziała trochę
chłodno.
Pożegnali się i Sloan pojechał do domu. W drodze walczył z
wyrzutami sumienia. W końcu nie zrobiłem nic złego,
rozgrzeszał się. Niczego jej nie obiecywałem. Poza tym
zachowywałem się jak dżentelmen. Nie straciłem głowy, nie
posunąłem się za daleko. No właśnie, dlaczego?
Oczami wyobrazni ujrzał inną kobietę. W jej obecności robiło
mu się gorąco, z nią miał ochotę robić te wszystkie niegrzeczne
rzeczy. Chyba ta wiedzma rzuciła na mnie urok, stwierdził,
kończąc swoje rozważania.
Dina zamknęła biuro. W tym tygodniu każdego wieczoru
pracowała do pózna. Była już połowa maja, ale wielu
spóznionych klientów dopiero teraz przygotowywało zeznania
podatkowe. Należało to zrobić do końca miesiąca.
RS
87
Biuro było zasypane dokumentami. Dla młodej księgowej
stanowiło to nowe wyzwanie. W mleczanu nigdy nie miała tyle
pracy.
- Ach, to ty, Luke. Przestraszyłeś mnie! - zawołała na widok
brata i uściskała go.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]