[ Pobierz całość w formacie PDF ]
działa. Popatrz.
104
Zdjęła z ustawionego na brzegu lady stosu plastikową tackę i podała mu ją.
Następną wzięła dla siebie i ruszyła pierwsza, wybierając potrawy. Podążał za
nią, biorąc sobie po jednym talerzu z każdym daniem.
Daleko było jeszcze do końca lady, gdy zabrakło mu miejsca na tacce.
Proszę powiedziała całkiem naturalnie. Połóż część na mojej.
Przeszli do długiej sali jadalnej, gdzie stały kwadratowe stoły nakryte zacho-
dzącymi na siebie kawałkami białego materiału. Przy niektórych siedzieli ludzie,
kończąc swe posiłki. Zarówno mężczyzni, jak i kobiety mieli na sobie kombine-
zony i kitle, podobne do tych, które już widział. Czuł się przez to nieswojo, choć
to on był ubrany normalnie. Sosa zaprowadziła go do wolnego stołu i rozstawiła
na nim jedzenie oraz napoje.
Mogłabym przedstawić cię wszystkim, ale na ogół wolimy, żeby przy po-
siłkach zostawiano nas w spokoju. Jeśli pragniesz towarzystwa, odsuń krzesła,
a jeśli chcesz być sam, przechyl je, o tak.
Oparła oba wolne krzesła o boki stołu.
Nikt nam nie będzie przeszkadzał.
Spojrzała na jego zestaw.
Jeszcze jedno, Sos. My nic nie marnujemy. Musisz zjeść wszystko, co sobie
wziąłeś.
Skinął głową. Był głodny jak wilk.
Nazywamy to miejsce Podziemiem powiedziała, gdy jadł ale nie
uważamy się za przestępców. Przerwała, bo Sos nie zrozumiał aluzji. Tak
czy inaczej, wszyscy tu jesteśmy martwi. To znaczy bylibyśmy, gdyby nie. . . no
więc, gdybyśmy nie przyszli tą samą drogą co ty. Wchodząc na Górę. Ja przyby-
łam w zeszłym roku. Mniej więcej raz na tydzień trafia się ktoś. . . ktoś, komu się
udaje. Kto nie zawraca. W ten sposób nasza populacja jest w miarę stała.
Sos spojrzał na nią, z ustami pełnymi jedzenia.
Niektórzy zawracają?
Większość. Czują się zmęczeni albo zmieniają zdanie i zaczynają schodzić.
Ale nikt nigdy nie wrócił z Góry!
To prawda odparła z niepokojem w głosie.
Nie dopytywał się więcej, choć zapamiętał sobie tę sprawę, by wyjaśnić ją
pózniej.
Jesteśmy więc naprawdę martwi, ponieważ nikogo z nas nie zobaczą już
na świecie. Nie jesteśmy jednak bezczynni. Wszyscy pracujemy bardzo ciężko.
Pokażę ci to, jak tylko skończysz jeść.
Tak też zrobiła. Zaprowadziła go najpierw do kuchni, gdzie spoceni kucharze
bezustannie przygotowywali talerze z jedzeniem, pomocnicy zaś przepuszczali
brudne talerze i tacki przez buchającą parą zmywarkę. Pokazała mu biura, w któ-
rych prowadzono rachunki. Nie zrozumiał celu tych obliczeń, choć powiedziano
mu, że są one z jakichś względów potrzebne, by utrzymać równowagę między
105
wydobyciem, produkcją i eksportem. To miało sens. Przypomniał sobie oblicze-
nia, jakie musiał prowadzić, gdy ćwiczył wojowników Sola. To Podziemie było
znacznie bardziej skomplikowaną społecznością.
Zabrała go na stanowisko obserwacyjne, gdzie ludzie patrzyli na ekrany tele-
wizyjne i słuchali dziwnych dzwięków. Obrazy na monitorach nie przypominały
jednak oglądanych w gospodach. Natychmiast przykuły jego uwagę.
To jest Sos przedstawiła go mężczyznie, który był tu szefem. Przybył
czterdzieści osiem godzin temu. Jest. . . pod moją opieką.
Jasne. . . Sosa odrzekł tamten, dojrzawszy bransoletę na jej ręce. Uści-
snął dłoń Sosa. Jestem Tom. Cieszę się, że cię poznałem. W gruncie rzeczy
znałem cię już wcześniej. Ja cię tu sprowadziłem. Naprawdę byłeś dobry!
Sprowadziłeś mnie?
Mimo swobodnej uprzejmości było w tym mężczyznie o niezwykłym imieniu
coś dziwnego i niezbyt sympatycznego.
Pokażę ci to.
Tom podszedł do jednego z ekranów.
To jest nasza telewizja użytkowa, pokrywająca wschodnie zbocze Helikonu
poniżej granicy śniegu.
Włączył urządzenie i Sos rozpoznał wyboisty teren, który uprzednio pokony-
wał z pomocą sznura. Nigdy przedtem nie widział w telewizji prawdziwego ob-
razu, to znaczy poprawił się takiego, który odnosiłby się do współczesnego
świata. Był zafascynowany.
Helikon. . . to Góra? zapytał wytężając umysł, by przypomnieć sobie,
gdzie słyszał o czymś, co się tak nazywało. Dom. . . muz?
Tom spojrzał na niego. W jego jasnych oczach ponownie pojawiło się coś
dziwnego.
Skąd to wiesz? Tak, ponieważ pamiętamy tu rzeczy pochodzące ze starego
świata, nazwaliśmy naszą Górę. . .
Usłyszał sygnał docierający z jednego z pozostałych urządzeń. Odwrócił się
szybko w tamtą stronę.
Właśnie teraz jeden schodzi w dół. Popatrz, przełączę na niego.
To przypomniało coś Sosowi.
Ci, którzy schodzą. . . co się z nimi dzieje?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]