[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Tutaj będziemy sami we dwoje - pomyślała i zaczerwieniła się na samą myśl.
Obok w saloniku, a raczej w imponującym salonie czekał na nią Miklos.
Podbiegła do niego, a on chwycił ją w ramiona. Nie całował jednak.
- Nie miałem dzisiaj okazji, aby ci powiedzieć, jak pięknie wyglądałaś.
- Trochę się... boję - wyszeptała.
- Boisz się?
- Bo jestem szczęśliwa... jestem z tobą... i jesteśmy małżeństwem. Och, Miklosu,
przypuśćmy, że obudzę się i stwierdzę, że mnie opuściłeś, że jestem sama i nigdy cię już nie
zobaczę?
- Nie śnimy, kochanie - odparł. - Jesteśmy tu razem, więc nawet jeśli śnimy, to niech
ten sen trwa.
- To pałac marzeń. Chcę patrzeć na zieleń i wodę. Mam ochotę popływać, oczywiście,
jeżeli mi wolno...
- Pozwolę ci na wszystko, co zechcesz, dopóki trwać będzie nasza miłość.
- Kocham cię tak bardzo... Moja miłość jest jak muzyka, a wiesz, że ona wypełnia
moje serce i cały wszechświat.
Mówiła z taką emocją, a w głosie jej brzmiała nuta takiej szczerości, że przyciągnął ją
do siebie i całował tak długo, aż pokój zawirował dokoła niej i nieprawdopodobieństwem
było już myśleć o czym innym, jak o nim, o jego ramionach i ustach...
Potem zdawało się Gizeli, iż minęło zaledwie kilka minut i służba oznajmiła, że obiad
gotowy, ale mogło upłynąć dużo więcej czasu, zanim przeszli do białego pokoju po drugiej
stronie hallu. I tutaj okna wychodziły na jezioro, a w niszach ściennych stały posągi.
Stół, podobnie jak wszystkie inne meble, ozdobiony był białymi kwiatami.
Ten wystrój zachwycił Gizelę.
Usiedli przy stole, ale teraz ku jej zdumieniu służba się nie pojawiła. Obsługiwał ją
Miklos całując w przerwach między daniami.
Potrawy były przepyszne, ale nie byli głodni i po chwili przeszli do salonu, zabierając
kieliszki. Na przemian wznosili toasty słynnym tokajem.
Potem okazało się, że mieli sobie bardzo dużo do powiedzenia, przedyskutowania i
zaplanowania. W niektórych momentach słowa stawały się zbędne: spojrzenie oczu Miklosa
było wystarczająco wymowne.
Gizela wiedziała, że potrafi czytać w jej myślach, i za to kochała go jeszcze bardziej.
Było jednak coś, co ją jeszcze trapiło.
- Jesteś... zupełnie pewny, że twoja rodzina zaakceptowała mnie i papę?
- Zastanawiałem się, czy zadasz mi to pytanie. Mam już gotową odpowiedz, mój
promyczku. Nie musisz się niczym martwić. Nikt ci nie będzie dokuczał.
Uśmiechnął się i dodał:
- Moja rodzina jest bardzo wymagająca i węgierska, ale jesteśmy po trosze
kosmopolitami. Wielu moich kuzynów często jezdzi do Anglii.
Zdziwiła się.
- Jeśli nie z innych powodów, to chociażby na polowanie, a cesarzowa Elżbieta, ze
swoim zamiłowaniem do myślistwa, bywa tam tak często, że stała się niemal naszym
ambasadorem w tym kraju.
Uśmiechnęła się.
- Powiedz mi, co mogą sądzić o papie.
- Znają Anglię i wiedzą, jak wysoka jest pozycja markiza. Spotykali twojego dziadka
zarówno w Buckingham, jak i w Windsorze u królowej Wiktorii.
Odetchnęła z ulgą, jakby z barków spadło jej ostatnie zmartwienie.
- Poza tym - dodał z błyskiem w oczach - zauważyłem, że twój ojciec cieszył się ze
swojej nowej roli markiza.
Roześmiała się.
- Pomyślałam tak samo. Ale nie przyznałby się do tego, że woli, gdy kłaniają mu się
jako markizowi, a nie jako Paulowi Ferrarisowi.
- Zwiat jest dziwnie urządzony - stwierdził. - I możemy z tego się śmiać, ale, moja
najdroższa, łatwiej jest płynąć z prądem niż pod prąd.
- Jednak byłeś gotów to dla mnie zrobić.
- Dla ciebie byłbym gotów poruszyć niebo i ziemię, ale dzisiaj w kaplicy dziękowałem
Bogu z całego serca, że możesz być moją żoną, a ja nie muszę stale zwracać uwagi, żeby cię
ktoś nie zranił.
- Och, kochanie... Nie chciałam, abyś się dla mnie poświęcał, ale czułam, że jestem
zbyt słaba, by żyć bez ciebie, w ciągłym przygnębieniu i desperacji.
- Od chwili kiedy znieważyła cię ta świnia, wiedziałem, że muszę się tobą
opiekować... Przedtem kochałem cię, ale nie zdawałem sobie sprawy, że miłość oprócz
szczęścia niesie ze sobą odpowiedzialność.
Dalej mówił stanowczym tonem:
- To proste, Gizelo. Stałem się mężczyzną i pojawiło się coś ważniejszego, coś
głębszego, co jest nieodłączną częścią naszej miłości. Aż dziwne, że wcześniej sobie tego nie
uświadomiłem.
Bez słowa spojrzała na niego.
- W obliczu Boga połączyliśmy swój los, a nasza miłość ma dać początek nowemu
życiu, aby nasze dzieci szły drogą, którą idziemy, kiedy nas zabraknie.
Powiedział to tak poważnie, że wzruszył Gizelę. Rozumiała, co chciał wyrazić.
- Przypuszczam, że gdy ludzie łączą się bez miłości, to zarówno oni, jak i ich dzieci
tracą coś istotnego, wzbogacającego ich życie - powiedziała.
- Uświadomiłem to sobie wówczas, gdy myślałem, że cię tracę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl