[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie bierz tego do siebie - wtrącił się Wade. - To są sprawy czysto zawodowe. Pendersen
ma prawo wyboru. Woli Cormacka i nie można mieć do niego pretensji. Zauważ, że
występowanie w obronie Quinta nie należy do moich zwyczajów.
- Wade ma rację - powiedziała Eve spokojnie.
- Mam tak po prostu o tym zapomnieć? - Rachel była coraz bardziej zdenerwowana. - Może
wyślę mu butelkę wina i pogratuluję wyboru?
- Rachel!
- Tak, wiem! Mam nie brać tego do siebie! Oddzielać sprawy zawodowe od osobistych!
Ciągle to słyszę - uniosła się. - Ale niestety, to niemożliwe. A Spagna? Eve, czy gdyby nie
spotykał się z tobą, skarga Misty zostałaby formalnie złożona? Czy Nick dzwoniłby do kuzyna
dziennikarza? Czy ten artykuł ukazałby się? Widzicie? Tak miesza się sprawy osobiste i
zawodowe.
- Masz rację, Rachel - poddał się Wade. - Ale co z tego?
- Jak to co? - powtórzyła. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Nic inteligentnego nie
przychodziło jej do głowy.
- Czasami sprawy osobiste i zawodowe przeplatają się - stwierdziła Eve. - Ale zgadzam się z
Wade'em. Nie ma tu żadnego konfliktu interesów i nie robimy nic nieetycznego.
- Nie dziwię się, że przy takiej filozofii kancelaria bankrutuje - Rachel odwróciła się i
pobiegła do swojego gabinetu. Przez jej przegraną sprawę firma straciła ważnego klienta.
Chociaż ciotka Eve i Wade zdawali się nie przejmować tą stratą, ona przejmowała się za
nich oboje.
Kiedy wychodziła z biura, padał deszcz, a ponieważ nie wzięła parasola, przemokła do
suchej nitki.
W domu przebrała się szybko w dżinsy i koszulkę. Właśnie suszyła włosy, gdy ktoś zapukał
do drzwi. Pomyślała z niechęcią, że to pewnie Laurel, ale ponieważ samochód zostawiła przed
domem, nie mogła udawać, że jej nie ma. Niezadowolona otworzyła drzwi.
- Mama, mama - wykrzykiwał Brady, dopóki nie znalazł się w jej objęciach.
- Baliśmy się, że nie przyjdziesz na kolację, i przyjechaliśmy po ciebie.
Spojrzała Quintowi w oczy ponad główką wiercącego się dziecka. Uniósł brwi ze
zdziwieniem.
- Dana ostrzegała, że jesteś na mnie zła, bo się nie odezwałem. Byłem w Sagertown.
Podobno dzwoniłaś do domu rano i jesteś wściekła o Pendersena.
- Wszystko już wiesz?
- Dzięki Sheelym wiadomości szybko się rozchodzą - wziął ją pod rękę. - Jedzmy do domu
na kolację. Brady jest głodny.
- To już naprawdę wstrętne, Cormack. Wykorzystywać małe dziecko...
- Przecież wiesz, że nie mam skrupułów. I nie będziemy się kłócić o Pendersena. Nie po
tym, co zaszło wczoraj.
- No tak, teraz jeszcze powołujesz się na ojca, który jest tak okropny, że nie sposób ci nie
współczuć. To nie w porządku.
- Rachel, spójrzmy prawdzie w oczy. Wczoraj wieczorem musiałem wysłuchać dwóch
godzin wrzasków i płaczu.
Rachel drgnęła lekko, lecz pozostała nieugięta.
- Nie zapomnij wspomnieć o chłopcach.
- Tak przy okazji, to jedziemy po nich. Zjedzą z nami kolację i obejrzą film. Potem odwiozę
ich do domu.
- Bo Carla i jej matka potrzebują ciszy i spokoju.
- Bo idą na zakupy po rzeczy do spalonego domu. Dostały pieniądze z ubezpieczenia. No co,
idziesz?
- Austin, Dustin, mama, jeść - zawołał Brady. - Tata też jeść. - Mały wyraznie cieszył się, że
ją widzi. Gadał jak najęty i małą rączką głaskał ją po policzku.
Rachel uznała się za pokonaną. Grzecznie ruszyła za Quintem do samochodu. Właściwie to
dobrze, że zaprosił młodszych braci. Po wyczynach ojca i matczynej histerii nie było im łatwo,
więc cieszyła się, że przynajmniej na Quincie mogą polegać.
Snowy też nie odmówiłby pomocy w razie potrzeby.
Póki jednak wrzał w niej gniew z powodu Pendersena, za nic nie przyznałaby się do tych
myśli.
- Jeszcze nie skończyliśmy rozmowy - ostrzegła go, gdy ruszyli.
- Wiem o tym doskonale. Zanim jednak odwiezli chłopców na noc do domu i położyli
Brady'ego spać, Rachel zdążyła w duchu przemyśleć zachowanie Pendersena. Miała już dość
marnowania czasu i nerwów na tego człowieka. Niech Quint go sobie wezmie!
Nalał im po kieliszku wina i usiedli na kanapie.
Był wyraznie zmęczony. Pod oczami miał fioletowe sińce.
- Musisz się położyć wcześnie spać. Jesteś wykończony.
- Pod warunkiem że pójdziesz ze mną. Uśmiechnął się i przesunął dłonią po wewnętrznej
stronie jej uda.
Rachel chwyciła go za rękę i przytrzymała. Nie myślała już o Pendersenie, ale chciała
omówić z nim inne sprawy.
- Mogłeś do mnie zadzwonić i powiedzieć mi, gdzie jedziesz.
- Była szósta rano. Myślałem, że śpisz. Planowałem telefon po południu, ale zgadłem, że
jesteś na mnie zła, i nie chciałem się z tobą kłócić przed spotkaniem w North Jersey Power.
- Rozmowa w North Jersey Power nie była zbyt miła?
- Zdecydowanie nie. Chcieli mnie spławić, ale się nie dałem. Na szczęście byłem
naładowany jeszcze po wyczynie Franka, więc potraktowałem ich ostro. Wzięli mnie za
szaleńca. Potem pojechałem prosto do firmy ubezpieczeniowej.
- Postraszyłeś ich?
- Trochę. Załatwiłem siedmiocyfrowe odszkodowanie dla Kena i Marcii Polk. Firma za
wszelką cenę chciała uniknąć rozprawy.
- Nic dziwnego. Nie mieliby z tobą szans.
- Rachel, nie chcę być już nigdy więcej twoim przeciwnikiem. - Pocałował ją w skroń i
spojrzał głęboko w oczy. - Mój ojciec od lat nie pracuje w kancelarii. Dał jej tylko swoje
nazwisko. Wykupiłem jego udziały i płacę mu pensję, bo nie ma żadnych praw do zysku.
- To znaczy, że jak go podadzą do sądu, twoja firma nie ucierpi?
- Nie. Carla też jest bezpieczna. Dom należy tylko do niej. Nikt go nie odbierze za długi
Franka.
Rachel bawiła się palcami jego dłoni.
- Dbanie o interesy kobiet, zwłaszcza w zakresie ich praw do domów, to twoja specjalność.
- Tylko jednej kobiety. A jeśli chodzi o firmę, to chciałbym zmienić nazwę i dodać twoje
nazwisko.
- Saxon i Cormack? Czy Cormack i Saxon? - Rachel pokręciła głową. - Nie mogę tego zrobić
Eve i Wade'owi.
- Myślałem raczej o Cormack i Cormack. Firma rodzinna: mąż i żona. Ale mogę
współpracować z Saxonami, jeśli zechcą.
- Czy ty...
- Proszę cię o rękę? Tak. - Posadził ją sobie na kolanach. - Zgódz się i nie podawaj tysiąca
przyczyn, dla których powinniśmy poczekać. Nie chcę czekać. Kocham cię i zawsze będę
kochać.
- Nie zamierzam niczego odkładać. Zgadzam się. Zgodziłam się na wszystko, kiedy pierwszy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]