[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kroplami. Oglądali powolne falowanie tutejszego morza ciekłych metali. Tu i ówdzie leżały
przewrócone potężne łańcuchy skał, jakby je ktoś wyrywał z korzeniami. Nigdzie nie było
widać śladu porządku, który mógłby świadczyć o działaniu inteligencji.
Szalupa dokonała trzech wypadów na powierzchnię, powracając za każdym razem na
Nemesis dla odpoczynku, regulacji instrumentów i analizy zebranych informacji. Laaris
uruchomił wszystkie komputery, żeby znalezć jakieś powiązanie niezmiennego sygnału
Obcych z terenem planety. Informacje zebrane podczas lotów na małych wysokościach
zaczęły w końcu dawać pewien schemat zależności, który wskazał najpierw na półkule
południową, aż wreszcie współrzędne utworzyły sektor o średnicy zaledwie jednego
kilometra.
Bron polecił wykonać fotografie lotnicze z różnych wysokości, które wykorzystał do
zrobienia rozsądnego szkicu terenu. Drżącą ręką przewracał odbitki. Dopiero teraz zdał sobie
sprawę, że już mu te dane pokazywano. Instynktownie potrafił interpretować grę światła i
cienia. Zrozumiał, że wszystko opisano mu w czasie jego komy na pokładzie Skuy. Wtedy
pamiętał gównie przerażającą końcówkę snu. Teraz wrócił do początku tej podróży i był
pewien, że tym razem odbędzie ją do końca.
Jaycee!
Słucham, Bron .
Opisz klawiaturę specjalną kanału transferowego.
Po co? Czyżbyś wybierał się na urlop?
Opisz ją!
Dobrze już, dobrze. Regresja katatoniczna, znieczulenie bez utraty świadomości, kara i
śmierć. Co to ma znaczyć, Bron?
Bron podniósł do oczu jedną z fotografii i wskazał palcem na jeden z zaciemnionych
obszarów.
To jest wejście do tunelu. Wejdę tam. O ile się nie mylę, będzie to ciężka podróż. Masz
sześć godzin na przygotowanie się. Odpocznij. Kiedy wyruszą będę potrzebował całego
poparcia, jakiego możesz mi udzielić.
Rozdział XXXVII
Szalupa wylądowała ciężko na jedynym płaskim kawałku terenu. Przez całą drogę w
atmosferze była targana niemiłosiernie przez burze, a chmury skondensowanych polimerów
węglowodorowych zakłócały wskazania przyrządów nawigacyjnych. Teraz stała na lekko
ugiętych wspornikach z dziobem wzniesionym do gwiazd. Sto metrów dalej widniało wejście
do pieczary znajdujące się w stoku góry. Dzięki jakimś nieznanym mechanizmom wpadał w
nią duży strumień.
Twoja odporność na większość słabości ciała została więcej niż udowodniona
stwierdziła Jaycee ponurym tonem. Na nieszczęście nie wiemy, czy potrafisz przeżyć własne
samobójstwo. Czy to jest to miejsce?
Wiemy, że sygnały pochodzą z tego sektora, a ten strumień wpadający do groty wydaje się
potwierdzać mój sen.
A wiec co zamierzasz?
Wejdę tam.
86
Colin Kapp - Formy Chaosu
Z eskortą?
Sam. Tylko z tobą.
Nie rozumiem twoich motywów, Bron. Nawet bez Obcych jest to samobójcza wyprawa.
Spójrz tylko na siłę prądu. Co ty chcesz udowodnić?
Moja droga przez te grotę jest już częścią historii. Musze dowiedzieć się, co jest za ostatnim
zakrętem.
Bądz szczery. Nie jesteś męczennikiem i nie będziesz nadstawiał swojej oślej skóry w imię
dobra stosunków międzygwiezdnych. To nie jest ani heroizm, ani zwykła ciekawość. Jeżeli
wchodzisz do wnętrza tego tunelu, to znaczy, że jesteś prawie pewien, że znajdziesz tam coś,
czego chcesz i co będziesz mógł zabrać. Nie bardzo wiem, jak ty na to wpadłeś, ale muszę
przyznać, że jestem ciekawa tego, co się stanie .
Wiesz, co jest w tobie złego Jaycee? Nie masz duszy.
A wiesz czego ty nie masz, Bron? Nie masz przed sobą żadnej przyszłości .
Bron kontemplował przez kilka minut przerażającą panoramę zanim wreszcie zdecydował
się. Wyszedł z szalupy, polecając załodze pozostanie w środku na wypadek, gdyby
potrzebował ich pomocy. Na zewnątrz jego kombinezon stał się jeszcze sztywniejszy i
bardziej niewygodny. Tym bardziej, że musiał iść po ostrych i stromych nierównościach.
Posuwał się do przodu jak nurek pochwycony nagle przez podwodny prąd. Nie wiedział czy
to z powodu własnej wyobrazni, czy też ułożenia terenu, miał wrażenie, że nawet wiatr
popycha go w kierunku jaskini.
Zmiało, Bron. Jestem z tobą .
[ Pobierz całość w formacie PDF ]