[ Pobierz całość w formacie PDF ]
życie — powiedziała cicho.
Hanna
Po\vir
— Liano! — wykrzyknął radośnie. Miał ochotę wziąć ją w ramiona
szc °Cn° przyc*sn^c do nierówno bijącego, oszalałego nadmiarem
CI^ serca. Powstrzymało go jednak jej spojrzenie.
wraca — wyszeptała.
vmna się dowiedzieć, jak bardzo panią kocham. Ale nie...
nie 2a,,, ^ miec panią tylko dla siebie, choć przez jedną, niczym
oczekiw }COn^ §°dzinę. Liano, jutro rano, o dziesiątej. Będę cię
Słyszysz lfW t^m samym mieJscu, w którym ostatnio się spotkaliśmy.
ochanie? Przyjdziesz? Być może do tego czasu przyjadę tu raz
137
\
jeszcze. Gdyby jednak to się nie udało, zobaczymy się jutro rano.
Powiedz mi, że przyjdziesz!
— Przyjdę — wyszeptała.
Po chwili Hanna weszła na werandę.
Błagalne spojrzenie Liany sprawiło, że Detlev zmusił się do spokoju
i wyszedł Hannie naprzeciw. Chciał zostawić Lianie trochę czasu, by
mogła odzyskać równowagę. f
— Mama przyjdzie tu za chwilkę. Poszła jeszcze tylko do kuchni, by
wydać odpowiednie zarządzenia, dotyczące śniadania.
— Nie jest zła na mnie, że znowu się zjawiłem w Brinkenhof?
Hanna roześmiała się.
— Jest strasznie zła! A oto wraca i tata.
Hanna podeszła do balustrady i pomachała ojcu. W tym czasie
Detlev zdążył raz jeszcze uścisnąć dłoń Liany.
— Siedząc przy stole z Brinkenami i jedząc ze smakiem śniadanie,
opowiedział, głównie w celu uspokojenia i pocieszenia Liany, o tym, że
wczorajszego wieczora długo jeszcze pozostał w Rastenau.
— Mój wujek znalazł bowiem w archiwum zamkowym niezwykle
ciekawy dokument, dotyczący rozporządzenia ustalającego warunki dzie-
dziczenia dóbr należących do Rastenau. Przy okazji odkryliśmy dołą-
czoną do niego klauzulę, której treść do tej pory nie była nam znana.
Te słowa skierowane były przede wszystkim do Liany, co od razu
zrozumiała.
— Czy mógłbym wiedzieć, czego dotyczy owa klauzula, Detlevie?
Interesuję się podobnymi ciekawostkami — zapytał pan domu.
— Wie pan zapewne o tym, że wszyscy hrabiowie z rodu Rastenau,
jeżeli nie chcieli zostać odsunięci od spadku, nie mogli poślubić kobiety
niższej od nich urodzeniem.
— Wiem, wiem, drogi hrabio.
Detlev opowiedział im o treści klauzuli, dołączonej do rozporządze-
nia.
'
Hanna podniosła głowę. W jej oczach pojawił się wyraz zdziwienia
i niepokoju. Potem odezwała się dziwnie brzmiącym głosem:
— Zatem, jeżeli wuj pana zgodzi się na zastosowanie tego dopisku,
może pan poślubić kobietę o niższej od pana pozycji społecznej, nie
tracąc jednocześnie praw do spadku?
138
_ Tak jest, Hanno.
~~j na odchyliła się nieco do tyłu i, czując nagłą słabość, oparła się
CL krzesła. Zrozumiała, jaka była przyczyna jego dzisiejszej
0 P° ' podejrzenie, że Detlev kocha Lianę, zamieniło się w pewność.
ra l mu Bóg przeznaczył szczęście, mnie przypadnie w udziale
". je" — pomyślała z przerażeniem i smutkiem.
ClL Dzielna dziewczyna posiadała umiejętność rezygnacji, siłę ducha,
rakterystyczną dla ludzi, którzy potrafią wyrzec się swego szczęścia
Hl tych, których kochają, i nie mają do życia wygórowanych pretensji.
Snojrzała na Lianę i zauważyła, że z trudem walczy ona z ożywieniem
i przepełniającym jej serce szczęściem.
Detlev nie podejrzewał nawet, ile siły ducha potrzebowała jego
dzielna przyjaciółka, by zwalczyć w sobie ogromny ból, którego, nawet
o tym nie wiedząc, był przyczyną.
Tego dnia nie udało mu się już ponownie zostać sam na sam z Lianą.
Pewny był, że następnego dnia o poranku spotkają się w lesie
i porozmawiają ze sobą bez świadków. Teraz wiedziała już przecież,
że ją kocha i że dzielące ich przeszkody zostały usunięte. I on był
pewny, że Liana odwzajemnia jego miłość. Wkrótce przedstawi ją
Brinkenom jako swoją narzeczoną.
Po śniadaniu pożegnał się z Brinkenami w radosnym nastroju.
— Kiedy nas pan ponownie odwiedzi, drogi hrabio? — zapytał pan
von Brinken.
Detlev zastanowił się przez chwilę. Dzisiejszego dnia miał jeszcze
uzo zajęć i z niechęcią przyznał przed samym sobą, że nie znajdzie już
czasu, by przyjechać do Brinkenhof.
~ Może jutro wieczorem, jeżeli państwo pozwolicie — powiedział
w końcu.
2 przy' • ^rotiowa Wachau odprowadziła syna, po tym jak pożegnał się
tak dłim;^ mi' ^° Je§° P°koju w hotelu. Musiał wreszcie odpocząć po
1 Pełnym wysiłku dniu. Baron Jan nie chciał już co prawda
o
%szeć
ze powinien się oszczędzać i nie przemęczać nadmiernie
139
nadwyrężonej nogi, pozwolił jednak, by matka położyła go do nj^a
i stosunkowo posłusznie poddał się jej zabiegom. Gdy okrywała g0
troskliwie kocem, złapał jej rękę, przycisnął ją do ust, po czym
powiedział z uśmiechem:
— Rozpieszczasz mnie jak małe dziecko, mamo.
Z miłością odgarnęła mu opadające na czoło włosy.
— Dla twojej mamy na zawsze pozostaniesz małym dzieckiem.
Matkom nie podoba się za bardzo, gdy ich dzieci dorastają i stają się
samodzielne. Wolałyby całe życie roztaczać nad nimi opiekę. Pozwól
mi na to, bym się tobą zajęła. Wiem, że już niezadługo mnie opuścisz.
Z pewnością masz już jakieś plany małżeńskie.
Objął ją serdecznie i spojrzał na nią błyszczącymi oczyma.
— Czyżbyś uważała, że jest jeszcze zbyt wcześnie, mamo?
— Nie! Musisz jednak trochę poczekać, aż hrabianka Steffi trochę
dorośnie i dojrzeje do tej poważnej decyzji.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]