[ Pobierz całość w formacie PDF ]
poza tym wspomnienie niezwykłego dotyku rąk Nathana nie będzie już tak dojmujące.
Wbrew przewidywaniom spała naprawdę dobrze, a po przebudzeniu zobaczyła to, co się
zdarzyło poprzedniego wieczoru, w zupełnie innym świetle. Nie pamiętała dotyku dłoni
Nathana, tylko fakt, że miał czelność doprowadzić do tak intymnej sytuacji.
Z narastającym oburzeniem przypominała sobie jego namiętne pocałunki i pewność
siebie. Jakim prawem tak się zachował! Jakim prawem uznał, że jeśli tylko sobie tego
zażyczy, ona przestanie być sobą i odegra rolę anonimowego, kobiecego ciała, którego nagle
zapragnął? Rose bardzo dobrze wiedziała, że myśli nierozsądnie i celowo wzbudza w sobie
fałszywy gniew. Nie miała jednak zamiaru tak od razu się uspokoić.
Szybko umyła się, ubrała i zeszła na dół. Zobaczyła, że Nathana nie ma ani w kuchni, ani
w dużym pokoju, i jej gniew ostygł. Dopiero kiedy zrozumiała, że być może specjalnie się
przed nią chowa, znów ogarnęła ją furia.
Wie, że wczoraj wieczorem postąpił zle, mówiła sobie. I dlatego nie chce konfrontacji,
boi się, że ona zmusi go do przyznania się do winy.
Gdyby nie zawiodły jej nerwy, z pewnością przyszłoby jej do głowy, że Nathan nie lęka
się żadnej konfrontacji, zwłaszcza z dwudziestotrzyletnią dziewczyną. Ponieważ jednak aż
kipiała z oburzenia, postanowiła, że go znajdzie i doprowadzi do decydującej rozmowy.
Na parterze było kilka pokoi, zamierzała więc zajrzeć do każdego z nich. Jeżeli go nie
znajdzie, przetrząśnie pierwsze piętro, a potem ogród.
Poszukiwania trwały bardzo krótko. Idąc wąskim korytarzem, trafiła na pokój w tylnej
części domu. Zza zamkniętych drzwi dobiegały dzwięki pianina. Ktoś bębnił na nim
fałszywie. Nacisnęła klamkę i weszła do nie znanego sobie pokoju. Okna były otwarte na
oścież. Wonne ogrodowe powietrze mieszało się z wyraznym zapachem mocnego alkoholu.
Pianino stało w kącie. Siedział przy nim Nathan. Kiedy ją zobaczył, jego palce na
klawiszach znieruchomiały.
Co to? Pijaństwo od samego rana? spytała tonem, w którym zabrzmiała odraza i
niepewność. Przed Nathanem stała pusta butelka.
Oczywiście, że nie odparł niewzruszony, jak zwykle, kiedy nie był całkiem trzezwy.
Zacząłem wczoraj wieczorem, tuż po tym, jak się rozstaliśmy.
Nic dziwnego zatem, że pan siedzi, i nie radziłabym wstawać, bo na pewno runąłby pan
na podłogę zauważyła z dezaprobatą.
Nigdy się nie przewracam. Bo i nigdy tak naprawdę się nie upijam. Nawet jeśli piję
bardzo długo czy bardzo dużo. Alkohol pomaga tylko zamazać trochę kontury rzeczywistości,
a czasami właśnie tego mi trzeba.
Rose zdała sobie sprawę, że Nathan ją zagaduje.
A przecież nie przyszła tutaj wysłuchiwać jego pijackich zwierzeń.
Pan chyba wie, dlaczego tu przyszłam powiedziała.
Oczywiście, że wiem. Przyszła pani wygłosić mi kazanie na temat mojego
wczorajszego zachowania.
No właśnie!
I co chce pani usłyszeć? %7łe jest mi przykro?
Wzruszył ramionami. Ale nie jest mi przykro. Po prostu miałem na to ochotę.
Pan miał ochotę i to wszystko? Nieważne, co ja czułam, prawda?
Odnosiłem wrażenie, że nie wywołuje to w pani zbyt wielkiego sprzeciwu. Spojrzał
jej w oczy.
Skąd ta pewność? Pytał mnie pan? Obchodziło to pana?
Przesunął palcami po ciemnych, zmierzwionych włosach, jak gdyby nie miał ochoty
przeciągać tej rozmowy.
Nie pytałem, bo nie musiałem odparł w końcu.
Wiem, czy kobieta tego chce... czy nie chce. A czy mnie to obchodziło? Podniósł
ramiona w geście niezdecydowania. Chyba tak, bo w przeciwnym razie bym. pani nie
całował.
Rose nie potrafiła gniewać się dłużej na Nathana. Byli tak blisko siebie, a w jego
obecności sprawy zawsze zaczynały wyglądać inaczej, niż je sobie sama potrafiła wyobrazić.
Podeszła do otwartego okna i wyjrzała na ogród. Zostało jeszcze mnóstwo pracy, ale
rysowały się już wyraznie linie trawników i grządek, w oddali połyskiwało lustro stawu i
widać było opielone, kolorowe kwiaty.
Wreszcie znów odwróciła się twarzą do Nathana.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]