[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dostrzegła jej kiepski nastrój i spytała, jak się czuje.
– Doskonale. Wyszłam tylko na chwilę, żeby
zaczerpnąć powietrza. Proszę dać mi tacę, wezmę ją
po drodze.
– Ależ dziecko, to mój obowiązek.
– Żaden kłopot, i tak idę do pokoju. Bardzo
panią proszę – dodała z ciepłym uśmiechem.
– Dziękuję, bardzo miło z pani strony. – Pani
Mayes wręczyła Emmie srebrną tacę z czterema
kieliszkami szampana. – Głowa do góry! Życzę
dobrej zabawy.
Emma weszła do pokoju. Eva i Doug siedzieli na
fotelach po obu stronach kominka. Gospodarz stał
przy oknie, jakby nawet przy gościach nie mógł
usiedzieć na miejscu. Jego postawa i wyraz twarzy
zdradzały wewnętrzne napięcie. Pewnie wstydził
się przed przyjaciółmi nieodpowiedniej znajomości
i żałował, że nie pozwolił jej odejść. Nie wątpiła, że
gdy tylko odzyska wolność, znajdzie godniejszą
swojej pozycji następczynię. Kieliszki niebezpiecz-
nie zabrzęczały. Dopiero teraz Emma spostrzegła,
142
MAGGIE COX
że drżą jej ręce. Piers gwałtownie odwrócił ku niej
głowę.
– Czemu ty przyniosłaś szampana? Prosiłem
o to panią Mayes.
Emma przywołała na twarz uprzejmy, profe-
sjonalny uśmiech. Postawiła tacę na stoliku i wy-
prostowała się dumnie. Ciemne oczy błyszczały
gniewem.
– Głupio ci przed przyjaciółmi, że zaprosiłeś do
domu prostą kobietę? Nie pasuję do waszego wy-
twornego towarzystwa, ale nie będę nikogo prze-
praszać za to, że zarabiam na życie jako kelnerka!
Diabelnie dobra, nawiasem mówiąc. W łóżku ci
jakoś mój zawód nie przeszkadzał! – wykrzyczała.
– Emmo, opanuj się. Co ma znaczyć to całe
przedstawienie?
Dobrze znała ten spokojny ton i nieprzenikniony
wyraz twarzy. Oznaczał najwyższe zdenerwowanie.
Profesjonalista w każdym calu, nie tracił zimnej
krwi nawet wtedy, gdy kipiała w nim złość. Tylko
z rzadka, podczas miłosnej gorączki, pokazywał
ludzkie oblicze.
– Słyszałam śmiech Evy i znam jego przyczynę.
Drwiliście sobie ze mnie za plecami!
– Emmo, kochanie, nie miałam nic złego na
myśli – zapewniła żarliwie Eva Webster. Wstała,
podeszła do Emmy i złożyła ręce na piersi, gestem
błagając o przebaczenie.
– Przeproszę was na moment – przerwał jej
Piers. – Porozmawiamy na osobności. – Szybkimi
PARYSKA PRZYGODA
143
krokami przemierzył pokój. Chwycił ją za łokieć
i wyprowadził z pokoju jak niegrzeczne dziecko, nie
zważając na buntownicze spojrzenie.
– Puść mnie – prychnęła zaraz za drzwiami
i uwolniła rękę. – Przestań mną wreszcie pomiatać.
– Nie bądź śmieszna – upomniał ją lodowatym
tonem. Z największym trudem opanowywał wściek-
łość. Przeczesał palcami jasne włosy i dodał: – Dość
już narobiłaś sobie wstydu.
– Ach tak, sobie? No jasne, nie noszę uprzejmej,
wytwornej maski jak ty i twoi kulturalni znajomi.
Jakoś wam nie wstyd, gdy poniżacie drugiego czło-
wieka. Wy w ogóle nie macie żadnych uczuć – wy-
rzuciła z siebie całą gorycz. Nie dobierała słów.
Nawet jeżeli posunęła się za daleko, nie miała już
nic do stracenia. Jeszcze przed całą awanturą Piers
wyraźnie dał jej odczuć, że nic dla niego nie znaczy.
Uznała, że lepiej od razu pogrzebać wszelkie złu-
dzenia, niż wciąż na nowo rozbudzać w sercu bez-
podstawne nadzieje.
– Nie wydawaj pochopnych opinii. Niewiele
o mnie wiesz. – Tylko błysk gniewu w zimnych
oczach zdradzał, że Piers traci cierpliwość.
– To chyba zupełnie zrozumiałe. Otrzymałam
dostęp do twojego domu, ale nie do serca, jeśli je
masz. Teraz rozumiem, czemu Lawrence stosował
tak niecne podstępy, żebyś w ogóle raczył go za-
uważyć. Nie potrzebujesz nikogo. Wystarczy ci, że
służba zaspokaja wszystkie twoje zachcianki. Oma-
miłeś mnie pozorami zainteresowania. Przez chwilę
144
MAGGIE COX
myślałam, że traktujesz mnie jak równą sobie. Cóż
za naiwność! Zapomniałam, że bogacze uznają tyl-
ko jedną wartość: pieniądze. Mój ojciec kupił sobie
za nie spokój sumienia, a ty małą, głupiutką kelner-
kę do zabawy. – Przerwała i złożyła głęboki, szyder-
czy ukłon. – Do usług, panie.
Piers wolał nie odpowiadać na tak ciężkie oskar-
żenia. Wrzała w nim złość. Zanim Emma pojęła, co
zamierza zrobić, gwałtownym ruchem przyciągnął
ją do siebie i zamknął usta długim, niemalże brutal-
nym pocałunkiem. Rozluźnił uścisk dopiero wtedy,
gdy poczuł, że jej opór słabnie i mięknie w jego
ramionach. Nie próbowała uciekać ani odwrócić
głowy. Czuł na skórze krótki, urywany oddech.
– Nie jestem takim zimnym potworem, za jakie-
go mnie uważasz. Nigdy nie próbowałem zdobywać
niczyjej przychylności za pomocą pieniędzy. Za-
wsze szanowałem ludzi pracy. I nigdy nie zapom-
niałem o swoim pochodzeniu. Mój ojciec był robot-
nikiem, a mama kucharką w szkole. A teraz powiem
ci, co rozbawiło Evę. Zaskoczyła ją wiadomość, że
spotkała u mnie koleżankę po fachu. Sama zaczyna-
ła jako kelnerka.
Emma osłupiała z wrażenia. Zrozumiała wresz-
cie, dlaczego twierdził, że sama siebie skompromi-
towała. Teraz przyznała mu rację. Chciała zapaść
[ Pobierz całość w formacie PDF ]