[ Pobierz całość w formacie PDF ]
a policja nie potrafi go schwytać. To moje miasto,
mam tu pracę, mieszkanie, płacę podatki... Roz-
płakała się. Przepraszam, Scott, nie wiem, co się ze
mną dzieje...
Przytulił ją delikatnie.
Rozumiem cię, kotku, i nie masz za co prze-
praszać powiedział ciepło.
Dzięki. Wyraznie wzięła się w garść.
Postanowienia noworoczne to dobry pomysł. Nie
dać się zabić, złapać McMartina, a potem żyć długo
i szczęśliwie. Uśmiechnął się do Kristie. Dlatego
ruszamy w drogę. Mamy mnóstwo roboty i mało
czasu.
Nigdzie nie wyjadę, Scott powiedziała stanow-
czo. On ruszy moim tropem, a ja nie zamierzam
narażać mojej rodziny. Wzdrygnęła się. Nigdy na to
nie pozwolę. To się dzieje tu, w Chicago, i niech tak
zostanie. Jestem ja i policja oraz McMartin ze swoim
chorym umysłem. Nikt inny nie będzie wciągnięty
w tę grę.
Do jasnej cholery, Kristie, chyba nie zamierzasz...
Owszem, zamierzam wrócić do mojego miesz-
kania, a ta policjantka może ze mną zostać.
Nikt nie musi wiedzieć, że nie jestem sama, więc
McMartin mnie zaatakuje, a Melissa Franks go
złapie.
76 Sharon Sala
Jezu, dlaczego nie mogę cię aresztować? jęknął
Scott. W więzieniu byłabyś najbezpieczniejsza... Czy
nie rozumiesz, jak bardzo się narażasz?
A czy ty szukałbyś ratunku u swoich rodziców,
gdyby ścigał cię jakiś psychopata? Czy raczej starałbyś
się trzymać ich od tego jak najdalej, a sam podjąłbyś
walkę?
Scott nie miał na to żadnych kontrargumentów.
Muszę porozmawiać z porucznikiem mruknął.
No to ruszaj, na co czekasz? Powiedz mu, że
nigdzie nie wyjadę i jeżeli ktoś musi być wystawiony
na wabia, to mogę to być tylko ja.
Masz zle w głowie. Mówił ci to ktoś? burknął
Scott.
Kristie położyła dłoń na jego ramieniu.
Zdarzało się. Scott, zrozum, przed chwilą prawie
się załamałam, i to wkurzyło mnie calutką. Ten drań
nie zrobi ze mnie śmiecia, co boi się własnego cienia.
Nic z tego. To prawda, boję się jak cholera, ale jeszcze
bardziej jestem wściekła. Mogłabym tego bydlaka
zabić gołymi rękami, wydrapać oczy, przepuścić przez
maszynkę do mięsa. Jestem w furii, bo McMartin
najpierw zniszczył moje życie, wtargnął w prywat-
ność, zmusił, bym wszystkiego się bała i wszędzie
wietrzyła zagrożenie, a teraz szykuje się do finału, czyli
planuje moją śmierć. Ale koniec z tym, przejmuję
inicjatywę. Oczywiście liczę na pomoc policji... na
twoją pomoc, Scott, ale dłużej nie będę bezwolną
kukłą.
Kristie...
Tak postanowiłam i nic tego nie zmieni. Idz do
W potrzasku 77
porucznika, wyślij Melissę Franks do mojego miesz-
kania, a potem mnie tam zawiez. To wszystko.
McMartin siedział w samochodzie zaparkowanym
po drugiej stronie ulicy i obserwował budynek policji.
W pewnej chwili dostrzegł Kristie oraz gliniarza. Wyszli
na zewnątrz i wsiedli do radiowozu. Uruchomił silnik
i ruszył za nimi, cały czas zachowując stosowny odstęp.
Minęli mieszkanie policjanta i pojechali dalej. Musieli
zatem zmierzać do niej.
Uśmiechnął się do siebie i skręcił w lewo na najbliż-
szym skrzyżowaniu. Postanowił pojechać inną drogą,
założywszy się sam ze sobą, że pierwszy zdoła dotrzeć
do celu.
Po chwili wtoczył się do podziemnego parkingu
i zatrzymał samochód. Pobiegł do windy, lecz za
rogiem ujrzał szczupłą, rudowłosą kobietę, która rów-
nież chciała wjechać na wyższy poziom budynku.
Przez moment sądził, że to Kristie, jednak kiedy
odwróciła głowę, zrozumiał swoją pomyłkę. Skinął
głową i uśmiechnął się, a nieznajoma z wahaniem
odwzajemniła jego uśmiech. Dostrzegł błysk pistoletu,
który ukryła w kaburze pod pachą. Zmrużył oczy i się
zamyślił.
Mógłby postawić rok swojego życia na to, że to
policjantka. A przy tym ogromnie przypominała Kris-
tie... A więc planowali zamianę. No i dobrze. Im
większe grono chętnych do zabawy, tym lepiej.
Gdy winda w końcu przyjechała, McMartin wsiadł
do środka i pojechał na górę. Sam.
78 Sharon Sala
Kristie otworzyła drzwi do mieszkania i zawahała
się przed przekroczeniem progu. Prześladowca był tu
już wcześniej i mógł zrobić to ponownie. Scott polecił
jej, by została w przedpokoju, wyciągnął broń i staran-
nie przeszukał cały lokal.
Wszystko w porządku oznajmił i schował
pistolet do kabury. Jak tylko agentka Franks się zjawi,
przywiozę ode mnie twoje rzeczy.
Dlaczego jej jeszcze nie ma? zaniepokoiła się
Kristie.
Nie wiem. Zadzwonię w parę miejsc, a ty zdejmij
płaszcz.
Muszę zatelefonować do mamy. Dzwoniła
wczoraj, będzie się martwiła, jeśli nie dam znaku
życia.
Jasne, ale musisz zaczekać. Przede wszyst-
kim trzeba się dowiedzieć, co zatrzymało Melissę
Franks.
Tak, oczywiście. Kristie rozebrała się i wyruszy-
ła na obchód mieszkania. To nie był już jej przytulny,
spokojny dom, tylko całkiem obce, wrogie miejsce.
Czuła się tu jak w klatce.
Gdy wróciła do salonu, Scott był wyraznie zaniepo-
kojony.
Co jest? spytała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]