[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A co?
- A nic, ale mogła szanować się więcej. Jedną ją matka
miała, jedną pochowa...
- Szkoda, szkoda... Ale zasłużyła sobie, nie wiesz to?
- podnieca siÄ™ sklepowa.
- Prawda. Sama widziałam, jak traktorem na pole
jezdziła! I samochodem do miasta! Nie słuchała nikogo,
najmądrzejsza! - odpowiada któraś.
Aadnie, myślę sobie, mimowolnie podsłuchując. Jakaś
dziewczyna umarła, a te stare kurwy obrabiają jej dupę,
że się nie szanowała. Czuję ucisk w gardle i ogarnia mnie
smutek, współczucie dla nieznanej zmarłej. Jaka szkoda,
miaÅ‚a urodzić dziecko, jej mąż... Nie umiem nawet wy­
obrazić sobie tego, co przeżywa. A rodzice i teściowie?
Spodziewali siÄ™ bawić wnuczka - i co? Puste rÄ™ce, wy­
ślizgnęło się. Na ramionach czuję zimno, gęsią skórkę.
Jestem bezradna. Nic nie zmieniÄ™, takie rzeczy siÄ™ zdarzajÄ…,
nie powinnam się przejmować - myślę, ale nie wierzę
samej sobie. Słyszę, jak baby komentują dalej, odważając
pomidory:
96
- Oj Boże, młoda taka, pół roku po ślubie...
- Po niej i po dzieciaku, a jeszcze miesiÄ…c...
- Nieszczęście, nie daj święty Jezu...
Głosy kobiet splotły się w żałobne biadolenie i niosły się
po sieni niczym litania, wypełniając zatęchłą ciszę. Biorę
kolejny łyk. Trzeba by wracać - myślę i wychodzę przed
budynek, w skwar pełen pijaków. Byle prędzej na drogę,
dalej od Å‚awki półprzytomnych szyderców, od bab miÄ™d­
lÄ…cych sensacje przy ladzie. Mdli mnie.
Piwo wypijam po drodze, pustÄ… butelkÄ™ ustawiam
na podwórku u babci. Odwiezie się kiedyś po drodze,
przy okazji.
- Dobre, trzeba byÅ‚o wiÄ™cej wziąć. - Babcia z zadowo­
leniem zjada ciastka. - Co gadali w sklepie? - pyta.
Do sklepu nie chodzi siÄ™ tylko po chleb. To centrala
informacyjna, gieÅ‚da nowin, klub ciekawskich. Tu siÄ™ przy­
chodzi, stoi i słucha, żeby być na bieżąco. Powiedzieć jej?
Zastanawiam się. Okrasić te ciastka świeżą krwią? Jeśli
powtórzę plotki zasłyszane w sklepie, stanę się częścią
lokalnego łańcucha informacyjnego. Nie będę w niczym
lepsza od bab zza lady, od pijaczków z ceratowej Å‚aw­
ki. Pielęgnuję w sobie przez chwilę poczucie wyższości,
a zaraz potem zadajÄ™ sobie pytanie: po co? Przecież z cie­
kawością słuchałam w sieni urywków nowin. Czy muszę
udawać lepszą? Po namyśle powtarzam babci zasłyszane
wieści o zmarłej dziewczynie. Babcia z uwagą słucha,
potakuje.
- Zadusiło ją - stwierdza.
- Co?
- Zadusiło, nie dało żyć. Ja wiedziałam, że tak będzie.
Nic o siebie nie dbała, samochodem jezdziła, jak latawica.
I włosy ścięła na krótko, będzie tydzień temu!
- Babcia! Od jazdy samochodem umarÅ‚a? I co wspól­
nego ma z tym fryzjer? Ty naprawdÄ™ w to wierzysz?
97
- Przewracam oczami. Zabobony i bzdury, drażni mnie
takie gadanie.
- Nie śmiej się ze starej baby, bo ja dzieci odbierałam, jak
ciebie na świecie nie było. Niejedno widziałam! - zaperza się
babcia. Patrzy na mnie tak samo pobłażliwie, jak ja na nią.
Jest przecież emerytowaną specjalistką. Ziołolecznictwo,
znachorstwo i dewocja, dyplom z kartofla.
- Babciu, nie gadaj głupot, proszę cię! W ciąży rośnie
ryzyko nadciśnienia, a tu jest marna opieka medyczna.
- Wzruszam ramionami i staram siÄ™ wyglÄ…dać profesjo­
nalnie, jakbym miała na sobie fartuch. Na babci nie robi
to jednak wrażenia.
- A jakże, opieka medyczna. Zmora ją zadusiła i tyle.
- Babcia nieprzejednanie gryzie ciastko swojÄ… sztucznÄ…
szczęką.
- Zmora, powiadasz? - ironizujÄ™.
- Ty mnie nie miej za głupią, ja swoje wiem. W ciąży
trza siedzieć w domu na dupie, a nie latać. I obcinać włosy
też trzeba wiedzieć kiedy. Do mnie przychodziÅ‚y daw­
niej ludzie z dziećmi, panny, mężatki. Z kołtunem, albo
wszy mieli, rozmaicie. I ja im zawsze dobrze poradziłam.
Najpierw trza było się pomodlić, potem dopiero włosy
obciąć. I obcięte na szufelce z ziołami spalić. A w ciąży
nie wolno, choćby nie wiem co. I nic się nikomu nigdy
nie zrobiło, jak ja obcięłam. Nic! - Babcia aż unosi się
z krzesła.
- Wiesz, babciu, teraz ludzie nie wierzÄ… w zmory. I cho­
dzą do fryzjera nawet w ciąży - nakłuwam bezlitośnie
jej zadÄ™cie. Babcia osiada, w jej gÅ‚osie pobrzmiewa re­
zygnacja.
- A niech tam. Teraz inne czasy. Ale dawniej, jak jakaÅ›
sobie sama włosy obcinała, zwłaszcza w ciąży, to ja już
wiem, dlaczego...
- No?
- Bo była z tych. No, wiesz.
98
RobiÄ™ wielkie oczy.
- Panną była, zmorą. Włosy zaplatała innym, to potem
się bała i sama nosiła krótkie. - Staruszka odzyskuje wigor
i potakuje sobie sama z ważną miną.
- Ale to siÄ™ kupy nie trzyma - protestujÄ™. - Skoro ona
byÅ‚a zmorÄ…, to jak inna mogÅ‚a jej zaszkodzić? No i ta dziew­
czyna byÅ‚a, zdaje siÄ™, jedynaczkÄ…, prawda? A sama mó­
wiłaś, że zmora to siódma córka... - przypominam sobie
babcine wykłady.
- Nie mÄ…drzyj siÄ™, jak nie wiesz! - Babcia przerywa
mi. - Dla zmory najgorsza inna suka, taka sama... Nie
lubiÄ… siÄ™, szczególnie jak którejÅ› siÄ™ powiedzie. A z siód­
mą córką, to niekoniecznie. Nieraz na chrzcie ktoś zle
powiedział zdrowaśkę,  Zmoraś Mario", zamiast  Zdrowaś
Mario", i jak nikt nie odczyni, to nieszczęście gotowe! Takie
dziecko zauroczone zmorą stać się może... - Starowinka
kiwa głową niczym profesor obeznany z zawiłościami
demonologii. - Nieraz odczyniaÅ‚am, jak rodzice przy­
chodzili! - wspomina.
- Oj, babciu... - wzdycham. Wychodzi na to, że każda
kobieta to wedÅ‚ug niej zmora, zawsze siÄ™ znajdzie wytÅ‚u­
maczenie.
Nie ma sensu dyskutować. PrzygnÄ™bia mnie i niecierp­
liwi jej świat, tak różny od mojego. Babcia jest przerośnięta
pleÅ›niÄ… lÄ™ków; wÄ™szy, czujÄ…c wszÄ™dzie moc siÅ‚ nadprzy­
rodzonych. Ciąża to czas niebezpieczny, cudowne moce
wzdymajÄ… brzuch kobiecie i nie wiadomo skÄ…d wchodzi
w nią życie. Ciężarna jest otwartym przejściem z zaświatów,
furtką między rzeczywistością istniejącą a możliwą. Może
szkodzić, może leczyć - tak dawniej wierzono. Babcia nie
ma pojęcia o antropologicznych teoriach rytuałów przejścia,
ale do ciężarnych czuje należny respekt i obrzydzenie, jak
każe tradycja. Nie wiadomo przecież nigdy na pewno, skąd
ten brzuch - czy to sprawka Boga, czy diabła? Z mężem
czy z innym się puszczała? Nikt nie sprawdzi, a lepiej nie
99
dociekać, nie dokuczać, bo jeszcze złe się zemści! Dopiero
po chrzcie zagrożenie mija, a rodzina zaczyna chwalić,
jakie podobne do tatusia. Cnota uratowana, furtka w za­
światy zamyka się, dokonane. Wraca normalność, można
do fryzjera i na spacer.
Czuję się zmęczona. Czochram swoje włosy, spadają
mi na policzki i czoło. Ani długie, ani krótkie; ciekawe,
czy to też coś znaczy, według babci? Spłowieją mi pewnie
od sÅ‚oÅ„ca, jeÅ›li pobÄ™dÄ™ tu kilka dni. Tylko czy wytrzy­
mam? Staruszka jest interesujÄ…ca, trzyma klimat, opowiada
niestworzone kawałki. Ale co za dużo, to niezdrowo. Jak
teraz, na przykład - upał, piwo i zmory... Dość, dochodzę
do wniosku. Biorę koc i idę na trawę za stodołę, opalić
sobie tyłek.
Miejsce okazuje się doskonałe. Następnego dnia od rana
znów leżę za stodołą na słońcu. Skoro tu już jestem, to się
ładnie opalę! Jest tu kawałek łąki, kilka na wpół dzikich
śliwek i tuż za nimi uskok wąwozu, porośnięty lasem.
Parawan drzew odgradza mnie od świata, nikt nie chodzi
tak daleko za wieÅ› włóczyć siÄ™ po krzakach. Ciuchy po­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl