[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przepiękne ciemnoczerwone kwiaty, wspaniały aromat dzikich kwiatów, a do tego kilkakrotnie powtarzane kwitnienie oto atuty tej wdzięcznej w hodowli
róży.
Wspaniale wygląda, pnąc się po pergolach, a jeszcze wspanialej, tworząc łuk na furtką czy ścieżką.
To nie grzmot obudził Kamilę w środku nocy. To walenie w okno piętro niżej, pełne przerażenia ujadanie Kulki i... krzyk, nie, nie krzyk, ale przerazliwe
wycie, które rozległo się zaraz potem.
Dziewczyna, w jednej chwili przytomniejąc, wyskoczyła z łóżka, złapała nóż, który leżał w szufladzie szafki nocnej, i przeskakując naraz po dwa
stopnie, niemal zabijając się o nocną koszulę, pognała na dół.
Zjawa w białym całunie stała na tarasie, uderzała szeroko rozwartymi dłońmi w szyby i wyła.
Rany boskie, Gosia!!! wrzasnęła Kamila, przekrzykując następny grzmot.
Dopadła okna, przekręciła klamkę i wciągnęła przemoczoną, nadal wyjącą niczym zwierzę kobietę do środka.
Gosiu, uspokój się, to tylko burza! Nic ci nie będzie! Uspokój się, błagam! Głaskała trzęsącą się jak osika Małgosię, tuliła, próbowała zatkać jej
usta dłonią, wreszcie, zdesperowana i przerażona do granic, zaciągnęła wyjące nieszczęście do najdalszej, najciemniejszej łazienki i zamknęła się z
Gosią w środku, a potem narzuciła kobiecie ręcznik na głowę i zatkała jej uszy.
Wycie ucichło i przeszło w rwący serce szloch.
Po chwili płakały obie. Obie z przerażenia. Tylko że Małgosia bała się burzy, a Kamila Małgosi.
Trwało to nieskończenie długo i nie wiadomo, co by się stało, bo Kamila sama zaczęła wpadać w panikę, gdyby naraz do drzwi łazienki ktoś nie
zapukał i nie zapytał chwilę pózniej: Mogę wejść?
Kamila, której serce na odgłos pukania znów stanęło w pół uderzenia, słysząc kobiecy głos, zapłakała z ulgi. Nie zważając na Małgorzatę, dopadła
drzwi i odemknęła zasuwkę.
Ciemna sylwetka wpadła do środka, zerwała Gosi ręcznik z głowy, chwyciła ją za rękę i zaczęła mówić niskim, uspokajającym głosem:
Hold on, don t give up. You ll be all right, just hold on... 1
Gdyby Kamila nie była zszokowana wystarczająco, teraz rzeczywiście doznałaby szoku, bo Gosia uspokoiła się nagle. Zamknęła szeroko rozwarte
oczy, umilkła i słuchała tego hipnotyzującego głosu i równie hipnotyzujących słów. Kobieta, która przyszła im na ratunek, klęczała przy zwiniętej w kłębek
Małgorzacie dotąd, aż ta, wyczerpana do granic wytrzymałości, nie zasnęła tak właśnie, na zimnej, kamiennej podłodze łazienki.
Kamila, nie wierząc w to, co widzi i słyszy, usiadła na toalecie i odetchnęła głęboko. Już chyba nic jej w tym ani przyszłym życiu nie zdziwi...
Nieznajoma odłożyła delikatnie rękę Małgosi, wstała i rzekła półgłosem: Musi się chwilę zdrzemnąć i wszystko będzie dobrze. Dzięki, że się nią
zajęłaś. Chyba by oszalała. Masz papierosa? Takie numery zawsze wyprowadzają mnie z równowagi, mimo że znoszę to od pięciu lat. Jak się domyślasz,
jestem tą trzecią. Tu Kamila wbrew własnemu przeświadczeniu, że nic ją już nie zaskoczy, uniosła brwi. Trzecią panną z ulicy Leśnych Dzwonków
wyjaśniła tamta, śmiejąc się cicho. Janka Krasowska wyciągnęła do Kamili dłoń.
Ta uścisnęła ją, mamrocząc:
Kamila Nowodworska.
Wiem, Gosia mi o tobie opowiadała, zaraz po tym jak się poznałyście. Dobrze się stało, że chociaż ty dzisiaj byłaś w domu. Poprzednio, gdy została
sama podczas burzy, znalazłam ją nieprzytomną.
To... trochę niepokojące... odezwała się Kamila. Rozumiem, że człowiek może się przestraszyć grzmotów i piorunów, ale taka panika... do utraty
przytomności...
Nie powiedziała ci. To nie było pytanie, a stwierdzenie faktu. Gosia nie opowiadała ci o sobie. Głos kobiety, dotąd pewny siebie i trochę...
arogancki, teraz złagodniał, posmutniał.
Pogładziła śpiącą u jej stóp Małgosię po włosach, na który to gest, tak niepasujący do Janki, Kamili ścisnęło się serce, a potem wyprostowała się i
rzekła krótko: Wyjdzmy z tej ciemnicy. Ona niech śpi.
W holu było jasno i przytulnie.
Kamila teraz dopiero mogła się przyjrzeć nowo poznanej sąsiadce. I znów musiała jęknąć w duchu, bo miała przed sobą następną piękność wprost z
okładek Cosmopolitan czy Elle . Janka Krasowska była modelką, to pewne! Ze wspaniałymi, jasnymi jak żywe złoto włosami, oczami barwy jasnego
szafiru, długimi, zgrabnymi nogami, szczupłą talią... Dlaczego przy jednej ulicy mieszkają dwie tak zachwycające istoty i ona, tak niepozorna?! Gdzie jest
boska sprawiedliwość?!
Janka również się przyglądała Kamili, ale z zupełnie innego powodu. Sporo o niej słyszała i już jakiś czas temu miała zamiar odwiedzić nową
sąsiadkę, ale... nie zrobiła tego. Po pięciu latach nauczyła się od Małgorzaty asertywności.
Gosia nie boi się burzy jako takiej zaczęła powoli, zastanawiając się, ile może tej dziewczynie, sprawiającej wrażenie cieplarnianej paprotki,
powiedzieć. Ona przeżyła zamach terrorystyczny w londyńskim metrze, pewnie o nim słyszałaś. W tym momencie Kamila wciągnęła ze świstem
powietrze. Kto o nim nie słyszał?! Zanim do niej dotarli, kilka godzin umierała w ciemnościach, wykrwawiając się niemal na śmierć. Przy życiu trzymał ją,
i to dosłownie, jakiś facet, też jadący tym metrem. Przez wszystkie te godziny trzymał ją za rękę i powtarzał: Hold on, don t give up. You ll be all right, just
hold on . Gdy w końcu ją wyciągnęli, gdy odzyskała przytomność w szpitalu, okazało się, że jest ostatnią żywą, uratowaną z tego pociągu. I ten facet, który
uratował Gosię, i jej synek nie żyli.
Synek? jęknęła Kamila, czując, że za chwilę wybuchnie płaczem.
Tak. Gosia była w ósmym miesiącu ciąży, gdy to się stało.
Kamila siedziała długie minuty, a może godziny, przy stole w kuchni, czując, jak serce pęka jej z żalu i współczucia. Ocierała łzy płynące
nieprzerwanie po policzkach, nie mogąc wyobrazić sobie takiego cierpienia: stracić w jeden dzień dziecko i zdrowie, a do tego także męża, bo ten odszedł
od Gosi pół
roku pózniej, bo nie mógł znieść tego wszystkiego tak powiedziała Janka. Jak jeden człowiek, jedna delikatna, łagodna kobieta, może unieść takie
cierpienie i nie zwariować?
Gosia jest trochę szalona mówiła dalej Janka, gdy Kamila mogła już nieco spokojniej słuchać.
Boi się burzy, jak już wiesz, ale i ludzi. Nie chcę rzucać podejrzeń, ale wydaje mi się, że coś jeszcze musiało ją w tym tunelu spotkać. Słyszałaś, że
jakieś mendy okradały rannych i zabitych w tym zamachu?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]