[ Pobierz całość w formacie PDF ]
coś wiedzą.
Minuta.
Crawford odłożył jedną słuchawkę i notował coś szybko.
Nawet pan sobie nie wyobraża, ilu ludzi udaje powiedział Graham. Ale już po
paru minutach rozmowy widać, że oni nawet nie pojmują, o co chodzi. A pan?
Sarah przyłożyła kartkę do szyby, żeby Graham mógł ją przeczytać. Napis brzmiał:
Budka telefoniczna w Chicago. Policja w drodze".
Umówmy się, niech mi pan coś powie o Pielgrzymie, a powiem panu, czy pan się
myli, czy nie zaproponował zduszony głos.
Najpierw może sobie wyjaśnijmy, o kim właściwie mówimy.
O Pielgrzymie.
A skąd mam wiedzieć, czy ten Pielgrzym zrobił coś takiego, co mogłoby mnie
zainteresować? No?
Przyjmijmy, że tak.
Czy Pielgrzym to pan?
Tego bym nie powiedział.
Pański znajomy?
Coś w tym rodzaju.
Więc proszę to udowodnić. Niech mi pan udowodni, że pan go w ogóle zna.
Pan pierwszy. Najpierw pan mi o nim opowie. Nerwowy chichot. Jedna
pomyłka, a odkładam słuchawkę.
Zgoda. Pielgrzym jest praworęczny.
Też mi rewelacja! Jak większość ludzi.
Jest nie rozumiany.
Bez ogólników proszę.
Jest bardzo silny fizycznie.
Tak, to prawda.
Graham spojrzał na zegar. Półtorej minuty. Crawford z otuchą pokiwał głową. Nie
zdradz mu jakiejś cechy, którą mógłby zmienić.
Pielgrzym jest biały, ma około metr osiemdziesiąt wzrostu. Ale od pana niczego się
jeszcze nie dowiedziałem. Nie jestem nawet pewny, czy pan go w ogóle zna.
Mam się wyłączyć?
Nie, ale sam pan zaproponował wymianę informacji. Zastosowałem się do pańskiego
polecenia.
Czy uważa pan Pielgrzyma za wariata?
Bloom pokręcił głową.
Nie wierzę, żeby ktoś tak ostrożny jak on mógł być wariatem. Według mnie on jest
po prostu inny. Prawdopodobnie wielu ludzi uważa go za obłąkanego, ale to tylko
dlatego, że go nie rozumieją. Nie daje im szansy.
Niech pan opisze dokładnie, co zrobił z panią Leeds, a może powiem panu, czy ma
pan rację.
Nic z tego.
%7łegnam.
Grahamowi serce podeszło do gardła, ale nadal słyszał oddech rozmówcy w
słuchawce.
Nie mogę tego zrobić, zanim...
Graham usłyszał, jak drzwi budki telefonicznej w Chicago otwierają się z trzaskiem i
słuchawka opada że stukiem. Niewyrazne głosy i stukanie słuchawki kołyszącej się na
sznurze. Wszyscy w biurze słyszeli to przez głośniki.
Stać! Nawet nie drgnij. A teraz załóż ręce na kark, powoli, i wyjdz tyłem. Tylko
powoli, powoli. Ręce na ścianę budki.
Ulga spłynęła na Grahama.
Nie jestem uzbrojony, Stan. Dowód mam w kieszeni.
Hej, łaskoczesz mnie.
Ze słuchawki wyraznie doleciał zaskoczony głos:
Z kim rozmawiam?
Will Graham, FBI.
Tu sierżant Stanley Riddle, policja miejska Chicago. Zirytowany. Czy może mi
pan wyjaśnić, co tu się, kurwa, dzieje?
Pan niech mi to wyjaśni. Aresztowaliście go?
A jakże. To Freddy Lounds, dziennikarz. Znam go od dziesięciu lat. (Trzymaj swój
notes, Freddy). Czy wnosi pan przeciwko niemu oskarżenie?
Graham zbladł. Crawford poczerwieniał. Doktor Bloom wpatrywał się w szpule
magnetofonu.
Słyszy mnie pan?
Tak. Owszem, wnoszę oskarżenie wydusił Graham. Oskarżam go o
utrudnianie pracy wymiaru sprawiedliwości. Proszę go aresztować i postawić do
dyspozycji prokuratora.
Nagle w słuchawce odezwał się Lounds. Mówił szybko, już bez waty w ustach.
Will, posłuchaj...
Powiesz to prokuratorowi. Daj mi sierżanta Riddle'a.
Wiem coś, co...
Dawaj Riddle'a, kurwa twoja mać!
Crawford włączył się na linię.
Ja to załatwię, Will.
Graham trzasnął słuchawką tak, że wszyscy w biurze zamarli. Wyszedł z kabiny i nie
patrząc na nikogo, opuścił gabinet.
Lounds, człowieku, rozpętałeś piekło! rzekł Crawford.
Chcecie go złapać, czy nie? Mogę wam pomóc. Wysłuchaj mnie przez chwilę.
Lounds wstrzelił się w przerwę na oddech Crawforda. Słuchaj, właśnie się przekona-
łem, jak bardzo potrzebujecie Tattlera". Przedtem nie byłem pewny... To ogłoszenie
wiąże się że sprawą Szczerbatej Lali, inaczej nie robilibyście takiego cyrku z tym
telefonem. Zwietnie. Tattler" jest do waszej dyspozycji. Proście, o co chcecie.
Jak na to wpadłeś?
Przyszedł do mnie kierownik drukarni. Powiedział, że wasze biuro w Chicago wysłało
jakiegoś sztywniaka, żeby sprawdził ogłoszenia. Zabrał pięć ogłoszeń, twierdząc, że to
w związku z jakąś aferą finansową. Guzik prawda. Kierownik drukarni zrobił mi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]