[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Margot obrzuciła Johna chłodnym spojrzeniem i
kontynuowała pakowanie.
- A ty dokąd się wybierasz? - zapytał.
- Wyjeżdżam.
- Chyba nie do... domu?
- Nie od razu.
- Wobec tego dokąd?
- Zostawię adres, pod który będzie mi można
przekazywać listy.
Odwróciła się, a on stracił cierpliwość. Kilkoma szybkimi
krokami przeszedł przez pokój. Chwycił ją mocno za
nadgarstki i potrząsnął. Oboje byli wściekli, mieli czerwone
twarze i oddychali głośno.
- Jak śmiesz! - wycedziła z trudem Margot.
- Jak t y śmiesz! Co się z tobą, do cholery, dzieje?
Dlaczego wsiadłaś na tego konia, skoro powiedziałem ci,
jasno i wyraznie, że masz tego nie robić, a ty się zgodziłaś?
Dlaczego wpadło ci do głowy coś tak niewyobrażalnie
głupiego?
- Puść mnie!
Zrobił to, ale nadal stał wściekły tuż obok niej.
- Czekam na wyjaśnienie!
- A ty niby nie wiesz, dlaczego to zrobiłam.
- Gdybym miał jakiekolwiek pojecie, nie przyszedłbym tu
na górę, żeby wysłuchać twoich usprawiedliwień. A teraz
uspokój się i powiedz mi, o co ci chodzi. I ostrzegam cię,
Margot, nie kłam.
- Nie mam ci nic do powiedzenia. Jestem wolnym
człowiekiem. Mam więcej niż dwadzieścia jeden lat i mogę
robić, co mi się podoba. Zostaw mnie w spokoju!
W odpowiedzi padło tylko jedno ciche słowo.
- Nie.
Margot zamrugała powiekami. John wydawał się teraz taki
spokojny. Przyglądał jej się uważnie, ale już nie był zły. Jak to
możliwe, że tak potrafi nad sobą panować? Zrobiło to na niej
ogromne wrażenie.
Ona zaś nadal była wściekła. Na niego. Obrzuciła go
lodowatym spojrzeniem i zacisnęła usta. Wróciła do
pakowania.
- Czy ktoś zadzwonił i kazał ci wracać? Czyżby naprawdę
był taki tępy?
- Nie.
- To dlaczego jesteś taka zła i dlaczego się pakujesz?
Nie miała ochoty mu tego wyjaśniać.
- Czy ktoś cię obraził?
Jasne. Zgadnij, kto. Dalej w milczeniu się pakowała.
- Jeśli powiesz mi, o co chodzi, to zaraz się tym zajmę.
- Już się zająłeś.
- Już się zająłem? Czym? - dopytywał się niecierpliwie.
- Nami. %7łyciem. Ogierem. I Priscillą!
Wrzuciła ostatnią rzecz do torby i zasunęła suwak. Nie
zauważyła, że została jeszcze jedna część garderoby - jej
koronkowa halka.
- Co ma Priscillą wspólnego z twoją przejażdżką na
ogierze i pakowaniem rzeczy?
Spojrzała na niego uważnie. Czy to możliwe, że naprawdę
niczego nie rozumie?
- Dlaczego jesteś tutaj, podczas gdy Priscillą tam na dole
jezdzi na ogierze?
- Bo zniknęłaś i musiałem się dowiedzieć, dlaczego
ryzykując życie wsiadłaś na tego konia, skoro jasno i wyraznie
mówiłem ci, żebyś tego nie robiła... a ty się zgodziłaś.
Dlaczego zmieniłaś zdanie?
- Wstałeś od stołu i pobiegłeś do Priscilli, kiedy tylko
usłyszałeś jej imię.
- Przecież cię przeprosiłem.
- I pobiegłeś do Priscilli!
John spojrzał jej prosto w oczy.
- Margot? Czy jesteś... zazdrosna?
Jego głos był bardzo czuły i delikatny. Margot nie była w
stanie zaprzeczyć.
- Tak. Okropnie!
Spojrzała na niego i wybuchnęła płaczem. Jakie to
upokarzające.
- O, kochanie, jak możesz być zazdrosna?
Podszedł do niej i chciał wziąć ją w ramiona. Margot
odwróciła się i ukryła swą zapłakaną twarz w złożonej halce,
wiedząc, że jej oczy i nos będą czerwone i że będzie
wyglądała upiornie. John jest dżentelmenem. Chce być
uprzejmy wobec kobiety, którą wzgardził. A kiedy zobaczy jej
czerwoną, spuchniętą twarz, natychmiast zrobi mu się
niedobrze.
- Nie płacz, kochanie - rzekł, podając jej swą czystą, dużą
chusteczkę.
Margot wzięła chustkę i podeszła do okna. Usiadła na
kanapie stojącej tuż przy oknie. Widok był oszałamiający.
Przez całe trzy dni nawet tego nie zauważyła.
Za sobą słyszała jakieś odgłosy. John coś robił. Odwróciła
się i spojrzała przez ramię.
Zobaczyła, że John najspokojniej w świecie...
rozpakowuje jej rzeczy i wkłada je do szafy. Tę czerwoną
sukienkę także. Potem wziął pustą walizkę i torbę i położył je
na szafie.
Odwróciła się szybko z powrotem do okna, żeby nie
zauważył, że widziała, co robi.
John przeszedł przez pokój i po prostu usiadł obok niej na
kanapie. Nie widziała powodu, by się przesunąć i zrobić mu
miejsce.
Położył rękę na oparciu kanapy. Margot wzruszyła lekko
ramionami, żeby wiedział, że to zauważyła i wcale nie
pochwala takiego zachowania.
- Czy wybaczysz mi, że byłem uprzejmy dla dawnej
znajomej? - zapytał najmilszym, najbardziej czułym głosem.
- Nie od razu.
- Czasami ja też zachowuję się nierozsądnie.
- Czyżbyś sugerował, że moje zachowanie jest
nierozsądne? - Margot była oburzona.
- Nie. Nie chciałem tylko, byś choć przez chwilę myślała,
że jestem idealny.
Margot parsknęła śmiechem.
- Nie przypuszczałem, że kobieta może tak uroczo się
śmiać. Jesteś cudowna!
On też był cudowny.
- Odzyskałem już panowanie nad sobą - rzekł spokojnym
głosem. - Powinnaś wytłumaczyć mi, co to jest seks. Ta
informacja jest nam bardzo potrzebna.
- Teraz? - zapytała, zwracając ku niemu swą zapuchniętą
twarz.
- Jesteś piękniejsza niż jakakolwiek istota ludzka twojej
płci.
- Wielkie nieba.
- A co nieba mają z tym wspólnego?
- Ależ z ciebie idiota!
- A co to dokładnie znaczy idiota? Chwileczkę, już wiem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl