[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szczęśliwa, ale... Opowiedz mi o nim.
- Niewiele jest do opowiedzenia. Moja przybrana matka znalazła mnie przed
kościołem, gdy miałam jakieś trzy tygodnie.
- Czy próbowała odnalezć twoich prawdziwych rodziców?
- Nie. Mama zawsze powtarzała, że ktoś, kto porzuca dziecko w ten sposób, z
pewnością na nie nie zasługuje... Nieraz jednak wyobrażałam sobie, że przyjdą
mnie odszukać. W każdym razie moi przybrani rodzice nie mieli problemów z ad-
optowaniem mnie.
- Ale nigdy nie czułaś, że naprawdę cię potrzebują? - dociekał.
- Wcale tak nie mówiłam! - zaprotestowała gwałtownie.
- Nie musiałaś - powiedział łagodnie.
Rhiannon odbiegła od niego wzrokiem po lśniącej powierzchni wody.
- Byli już po czterdziestce, gdy mnie adoptowali. Mama nie mogła mieć dzie-
ci.
- Tym bardziej więc powinni się byli cieszyć, że cię dostali.
Wzruszyła ramionami.
- Myślę, że gdy mnie wzięli, byli już zbyt zakorzenieni w swoich nawykach, a
niemowlę to spory ciężar.
- I tak się czułaś?
- Nigdy nie powiedzieli tego na głos... Ale to uczucie po prostu tam było...
Pamiętam raz, że byłam głodna, bo z jakiegoś powodu opuściłam lunch w szkole, a
S
R
mama nie pozwalała podjadać między posiłkami. Zrobiłam sobie kanapkę i sta-
rannie po sobie posprzątałam, żeby zatrzeć ślady, ale ona zobaczyła kroplę sosu na
stole i była wściekła. Poszłam spać bez kolacji.
- Przykro mi - położył jej dłoń na ramieniu.
- To było dawno temu - powiedziała, mimowolnie wtulając się w jego dłoń.
- Ale blizny pozostają na długo.
- Tak, chyba masz rację.
Przed oczami stanęła matka i jak Rhiannon opiekowała się nią pod koniec jej
życia. Kiedyś spytała, czy kiedykolwiek ją kochała, na co ta odpowiedziała: Sta-
rałam się".
Do oczu napłynęły jej łzy.
- Powiedz teraz coś o sobie - poprosiła, żeby zmienić temat.
Przez chwilę jego twarz była kompletnie bez wyrazu.
- Moja matka porzuciła ojca, gdy miałem pięć lat. Odeszła z kierowcą rajdo-
wym.
- I? - spytała łagodnie.
- Zginęli w wypadku, gdy miałem dziewięć lat. To mnie wiele nauczyło o ży-
ciu.
- I co to była za lekcja?
- Podążała egoistycznie za swoimi kaprysami, nie myśląc o obowiązkach
względem dzieci czy męża. Tak samo moje trzy siostry - Antonia jest po rozwodzie
i wiele razy była na odwyku, Daphne zbyt wiele imprezuje i ciągle wdaje się w
kłopoty z prasą, a Evanthe to anorektyczka z próbami samobójczymi na koncie. A
wszystko dlatego, że dały się porwać żądzy. Temu, co określa się jako miłość. Ro-
zumiesz teraz?
- Rozumiem - odpowiedziała cicho, ale tak naprawdę wyobrażała sobie tylko
trzy kobiety, które szukały miłości w nieodpowiednich miejscach.
Ale czy ona sama nie zachowuje się podobnie? Szuka kogoś, kto wypełni
S
R
emocjonalną pustkę, która powstała, gdy była dzieckiem.
- Przykro mi z powodu twojej rodziny - powiedziała. - Dużo w niej było żalu.
- Niepotrzebnego żalu - dodał.
Serce jej pękało na myśl o nim jako chłopcu, który patrzył, jak jego matka
odchodzi, a potem musiał poradzić sobie z jej śmiercią. Widziała teraz wyraznie, na
czym polegał jego problem. On bał się kochać, bał się słabości i bycia powtórnie
porzuconym.
- Wystarczy tego smutku. Nie przyszliśmy tu rozmawiać o przeszłości, tylko
o przyszłości - powiedział, sięgając do koszyka, z którego wyjął oliwki, fetę, po-
midory i chleb, i zabrali się za nie z przyjemnością.
- Nie wiem, czy mogłoby być coś milszego niż to - powiedziała rozluzniona,
patrząc na morze.
- Tak, to prawdziwy raj - przyznał.
Gdy zjedli, Lukas wyjął z koszyka wielki kawałek baklavy, na co Rhiannon
oblała się rumieńcem.
- Adeia zapakowała widelce - powiedział żartobliwie.
- Tak powinno być łatwiej - zachichotała.
- Ale nie aż tak przyjemnie - stwierdził i oboje wiedzieli, że nie mówi o dese-
rze.
Aódz dryfowała wolno po uśpionym morzu.
- Teraz możemy rozmawiać - powiedział Lukas.
Spojrzała na niego.
- Wygląda na to, że masz jakiś plan.
- Mam - przytaknął.
- Ja też. Tak sobie myślałam...
- Opowiedz.
- Zdaję sobie sprawę, że Annabel powinna dorastać wśród Petrakidesów. Jeśli
mogłabym zatrzymać miejsce w jej życiu, gotowa byłabym zamieszkać w Atenach,
S
R
znalezć pracę i odwiedzać ją kilka razy w tygodniu...
- Chciałabyś postawić swoje życie na głowie dla paru nędznych godzin tygo-
dniowo? - spytał z niedowierzaniem.
- Czemu nie? Cały czas powtarzasz, że to ty będziesz decydować o jej przy-
szłości bez mojego udziału, ale nie możesz mi zabronić przeprowadzki do Aten!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]