[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pijana. Rozumiesz?
- Tak. - Powoli odwróciła głowę i skupiła uwagę
na otoczeniu. Zciany były w ciepłym odcieniu kości
słoniowej, a nie sterylnie białe jak w szpitalu. Ciemne
dębowe wykończenia miały zmatowiony połysk. Na
Nora Roberts
131
podłodze z twardego drewna leżał dywanik, jego
indiański wzór wyblakł ze starości. To była jedyna
rzecz, którą Kate rozpoznała. Ostatnim razem, kiedy
była w sypialni Kaya, części ściany brakowało, a jedna
z dolnych szyb miała długie pęknięcie.
- To nie jest szpital - wyszeptała.
- Nie. - Pogłaskał ją po głowie. Chciał ją dotknąć,
a przy okazji sprawdzić, czy ma gorączkę, która
zwykle spadaÅ‚a przed Å›witem. - Aatwiej byÅ‚o prze­
wiezć cię tutaj, kiedy Bailey już zrobił swoje. Nie
musisz być w szpitalu, a nie chcieliśmy, żebyś leżała
w hotelowym pokoju.
- To twój dom - mruknęła, siłą woli zbierając
energię. - Twoja sypialnia. Pamiętam dywanik.
Kiedyś kochali się na nim. To dlatego go pamiętała.
Kay musiał się kontrolować, żeby trzymać ręce przy
sobie.
- Jesteś głodna?
- Nie wiem. - W zasadzie nic nie czuła. Gdy
próbowała się unieść, pod wpływem leków zakręciło
jej się w głowie, pokój i rzeczywistość odpłynęły
w siną dal. To musi się skończyć, postanowiła Kate,
czekając, aż zawroty miną. Wolała już ból niż tę
bezradność i poczucie nieważkości.
Kay poprawił poduszki i pomógł jej usiąść.
- Lekarz powiedział, że powinnaś coś zjeść, jak się
obudzisz. Chociaż trochÄ™ zupy. - ProstujÄ…c siÄ™, spoj­
rzał na nią. Tak patrzył na złamany maszt, który
zamierzał naprawić, pomyślała. - Przygotuję ci coś.
Nie wstawaj - dodał, idąc do drzwi. - Jesteś jeszcze za
słaba.
132 ODNALEZIONY SKARB
Wyszedłszy do holu, wyrzucił z siebie wiązankę
cichych przekleństw.
OczywiÅ›cie, że nie byÅ‚a jeszcze dość silna, po­
myślał przy ostatnim siarczystym przekleństwie.
ByÅ‚a tak blada, że ginęła w poÅ›cieli. Brak odpornoÅ›­
ci, powiedział lekarz. Za mało jadła, miała za mało
snu, za dużo stresów. Jeśli nie zdołam zdziałać nic
wiÄ™cej, postanowiÅ‚ Kay, otwierajÄ…c kuchennÄ… szaf­
kę, może przynajmniej z tym coś zrobię. Kate musi
jeść i odpoczywać, dopóki lekarz nie pozwoli jej
wstać.
Od początku wiedział, że była słaba, i to było
najgorsze. PrzelaÅ‚ zawartość puszki do garnka, a po­
tem wyrzucił pustą puszkę do śmieci. Widział ślady
przemęczenia na twarzy Kate, cienie pod oczami,
słyszał znużenie w jej głosie, które pojawiało się
i znikało, ale był zbyt przejęty własnymi problemami,
żeby właściwie zareagować.
Zamaszystym ruchem włączył palnik pod garnkiem
z zupą, a potem pod kawą. Boże, musi napić się kawy.
Przez chwilę stał z palcami przyciśniętymi do powiek
i czekał, aż się uspokoi.
Nie przypominaÅ‚ sobie podobnie szaleÅ„czych dwu­
dziestu czterech godzin w swoim życiu. Był kłębkiem
nerwów, kiedy lekarz zajmował się Kate, i potem, gdy
przywiózł ją do domu pogrążoną w sztucznym śnie.
Bał się opuścić pokój na dłużej niż pięć minut. Kate
gorÄ…czkowaÅ‚a, byÅ‚a nieprzytomna. WiÄ™kszÄ… część no­
cy przesiedział przy niej, ocierając jej pot i mówiąc do
niej, choć go nie słyszała.
Dzięki kawie i nerwom udało mu się nie zasnąć.
Nora Roberts
133
Sięgnął po filiżankę. Zapowiadało się, że przez jakiś
czas będzie cierpiał na brak snu.
Miał świadomość, że wciąż pragnie Kate, że nadal
coś do niej czuje, niezależnie od goryczy i złości. Ale
gdy zobaczył ją leżącą nieprzytomnie na pokładzie,
ujrzał jej krew na rękach, zdał sobie sprawę, że nie
przestał jej kochać.
PotrafiÅ‚ poradzić sobie z pożądaniem, nawet z gory­
czą, ale teraz, w obliczu miłości, był bezradny. Jak
mógł pokochać tak kruchą, tak spokojną, tak... różną
od siebie istotę? A jednak uczucia, którymi kiedyś ją
darzył, jeszcze okrzepły i dojrzały, stały się tak mocne,
że nie widział sposobu, by je obejść. Na razie skupi się
na tym, żeby Kate wydobrzała. Nalał zupę i poszedł
z niÄ… do sypialni.
Aatwo byÅ‚oby zamknąć oczy i wÅ›liznąć siÄ™ zno­
wu pod powierzchnię świadomości. Zbyt łatwo. Kate
koncentrowała uwagę na pokoju Kaya, bo chciała
zachować przytomność. Tutaj także zaszło sporo
zmian. WykoÅ„czyÅ‚ okna dÄ™bowym drewnem, na sze­
rokich parapetach poukÅ‚adaÅ‚ najpiÄ™kniejsze ze swo­
ich muszli. Wyeksponował tam również kawałki
drewna wyrzucone przez morze, piÄ™kne jak rzez­
by. Drzwi do garderoby były wyłożone boazerią,
szklana gałka zastąpiła kawałek pręta. Rattanowe
krzesło z zaokrąglonym oparciem stało w miejscu
skrzynek.
Tylko łóżko zostało to samo, pomyślała. Szerokie
łoże z baldachimem, które należało do jego matki.
Wiedziała, że resztę rodzinnych mebli podarował
Marshowi. Nie czuł potrzeby, by je mieć, ale zatrzymał
134 ODNALEZIONY SKARB
łóżko. Na tym łóżku przyszedł na świat w nocy, kiedy
wyspę zaatakował sztorm.
I na tym łóżku się kochali, przypomniała sobie
Kate, przebiegajÄ…c palcami po poÅ›cieli. Po raz pierw­
szy i po raz ostatni.
ZatrzymujÄ…c palce, spojrzaÅ‚a na Kaya, który wÅ‚aÅ›­
nie wszedÅ‚ do pokoju. Pora odÅ‚ożyć na bok wspo­
mnienia.
- Sporo pracy cię to kosztowało.
- Trochę. - Postawił tacę na jej kolanach i usiadł
na brzegu łóżka.
Kiedy przypÅ‚ynÄ…Å‚ do niej zapach zupy, Kate za­
mknęła oczy. Zapach zdawał się jej wystarczać.
- Pachnie cudownie.
- Samym wÄ…chaniem siÄ™ nie nasycisz.
Uśmiechnęła się i podniosła powieki. Potem, zanim
zdała sobie z tego sprawę, Kay podał jej do ust
pierwszą łyżkę zupy.
- Smakuje też niezle.
Chciała wziąć łyżkę, ale on zanurzył ją w zupie
i znowu przystawił do jej warg.
- MogÄ™ jeść sama - zaczęła, zmuszona do prze­
łknięcia kolejnej łyżki rosołu.
-. Jedz i nie gadaj - rzucił z werwą, odpierając fale
emocji. - WyglÄ…dasz koszmarnie.
- Z pewnością - powiedziała. - Większość ludzi
nie wyglÄ…da najlepiej kilka godzin po spotkaniu
z ogończą.
- Dwadzieścia cztery - poprawił Kay, podając jej
kolejną łyżkę zupy.
- Co dwadzieścia cztery?
Nora Roberts
135
- Godziny. - Wsunął łyżkę do ust Kate, kiedy
szeroko otworzyła oczy ze zdumienia.
- Byłam nieprzytomna przez dwadzieścia cztery
godziny? - Spojrzała na okno i słońce, jakby mogła
tam znalezć coś, co pozwoliłoby jej temu zaprzeczyć.
- Zanim doktor Bailey dał ci zastrzyk, na zmianę
odzyskiwałaś i traciłaś przytomność. Powiedział, że
pewnie nie będziesz tego pamiętać. - I dzięki Bogu,
dodał w duchu Kay. Ilekroć wracała jej świadomość,
potwornie cierpiała. Wciąż słyszał jej jęki, czuł jej
palce zaciskające się z całej siły na jego ręce. Nie
wiedziaÅ‚, że czÅ‚owiek może do tego stopnia utoż­
samiać się z czyimś bólem, dopóki nie cierpiał razem
z Kate. Do tej pory wzdrygał się na wspomnienie tych
chwil.
- No to musiał mi dać niezły zastrzyk.
- Dał ci to, co trzeba.
Spotkali siÄ™ wzrokiem. Po raz pierwszy Kate zoba­
czyła w jego oczach zmęczenie i złość. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl