[ Pobierz całość w formacie PDF ]

okropnie zarozumiałe i przemądrzałe... I chyba niezbyt lubiane
przez rówieśnikowi
- Być może, czasem miałam takie wrażenie - westchnęła. - A
ty? Jaki byłeś ty, jako dziecko?
Joe zamyślił się. O lataniu mógł i potrafił rozmawiać w
nieskończoność, ale jego życie osobiste to zupełnie co innego.
Nie lubił opowiadać nikomu o swoim dzieciństwie, zwłaszcza
że po części były to sprawy bardzo bolesne. A jej i tak
powiedział już bardzo dużo, jak na swoje możliwości, rzecz
jasna. W końcu wiedziała już, że jest pół-indianinem, że ma
czworo przyrodniego rodzeństwa, których matką jest drobna,
78
urocza Mary, jego była nauczycielka. Nie czuł potrzeby
opowiadania niczego więcej o tamtych czasach.
- Nie byłem potworem - skwitował więc krótko.
- A co z twoim rodzeństwem? Jak się dogadywałeś ze
swoimi braćmi?
Po co te pytania, pomyślał, czy to ważne? Wziął głęboki
oddech i ku swemu zdziwieniu poczuł, że jego mięśnie się
rozluzniają, a niechęć do wspomnień roztapia się pod
wpływem jej ciepłego spojrzenia.
- A więc na przykład moja siostra - zaczął po chwili - jest
zdeterminowana, by osiągać to, czego chce i co sobie
zaplanuje.
W jego głosie dostrzegła wyraznie nutę tęsknoty za rodziną i
zrozumiała, jak bardzo jest do nich wszystkich przywiązany.
Chyba sam sobie z tego nie zdawał sprawy. Pogładziła
delikatnie jego nagi tors, jakby chciała go zachęcić do dalszej
opowieści.
- W jakim wieku są twoi bracia?- No i oczywiście twoja
siostra?
- Wszyscy są ode mnie sporo młodsi. Michael ma
osiemnaście lat i jest bardzo dumny ze swojej pełnoletniości.
Właśnie skończył szkołę i wkrótce zaczyna studia. Ma
prawdziwego świra na punkcie hodowli zwierząt, jesteśmy
przekonani, że zostanie na ranczo i tam założy własną rodzinę.
Joshua - ciągnął dalej Joe - ma wspaniały charakter. Jak na
szesnastolatka jest wyjątkowo wrażliwy i dobry. Ma
absolutnego bzika na punkcie samolotów i latania, zupełnie jak
ja, kiedy byłem w jego wieku. Myślę, że rośnie mi następca.
Tyle, że on chce latać w wojskach marynarki wojennej. Zane
ma dopiero trzynaście lat i jest wyjątkowo skryty. Małomówny
i tajemniczy, zupełnie jak tata. Nie mówi o sobie wiele, więc
tym samym niewiele o nim wiem. I w końcu Maris, malutka i
delikatna. Gdy się na nią patrzy, ma się wrażenie, że każdy
silniejszy podmuch wiatru mógłby ją porwać w siną dal. Ale
79
mimo swojej drobnej budowy to jest ktoś! Ma niezwykle silny
charakter. Coś takiego widać już w dzieciństwie. - Joe zamyślił
się na chwilę. - Wszyscy wychowywaliśmy się na ranczo,
razem z końmi, bo mój ojciec jest najlepszym treserem koni,
jakiego kiedykolwiek poznałem. To prawdziwy zaklinacz koni.
I podobną zdolność odziedziczyła po nim nasza mała Maris.
- A twoja macocha? Zawsze tak ciepło o niej mówisz. -
Chciała jak najdłużej słuchać jego niskiego aksamitnego głosu
i dowiedzieć się o nim jak najwięcej.
- Mary? Nigdy nie myślałem o niej: macocha. Mary jest
nieduża, chyba nawet drobniejsza od ciebie...
- Jak to, przecież ja nie jestem wcale taka mała! - Caroline aż
usiadła z oburzenia.
- No wiesz, zbyt wysoka to ty raczej nie jesteś - rzucił z
zaczepnym uśmiechem Joe. - Jestem wyższy od ciebie o ponad
dwie głowy. No chodz, nie złość się. - Przyciągnął ją do siebie
i przytulił. - Więc jak, chcesz dowiedzieć się czegoś o Mary
czy nie?
- Zamieniam się w słuch - mruknęła udobruchana.
- Mary jest dobra, mądra, ciepła, otwarta i kochająca. Kiedy
się na coś raz zdecyduje, nikt jej nie powstrzyma. Jest
nauczycielką, bez jej pomocy nigdy nie dostałbym się do
Akademii Wojskowej.
- A więc nie przeszkadzało ci, że chcą się pobrać?- zapytała.
- Przeszkadzało? Zrobiłem wszystko, co potrafiłem, żeby byli
razem. Nie znaczy to, że było to jakieś wyjątkowo trudne, gdyż
ojciec był całkowicie zdeterminowany, by ją zdobyć.
Caroline uśmiechnęła się pod nosem. Naprawdę ta historia
brzmiała wyjątkowo cudownie. Nieczęsto spotykało się takich
ludzi, jak ci, o których opowiadał Joe. No, choćby jej rodzice,
nie dostrzegła nigdy, by łączyła ich jakaś namiętność. Aączyły
ich zawsze jedynie wspólne zainteresowania intelektualne.
- A jaki jest twój ojciec?
80
- Twardy, niebezpieczny i tajemniczy - wyrecytował Joe
jednym tchem. - Jest najlepszym ojcem na świecie. Nawet gdy
byłem jeszcze bardzo mały, wiedziałem, że nie zawahałby się
walczyć o mnie na śmierć i życie.
Dziwnie i niezwykle zabrzmiało to w jej uszach, bo to był
bardzo nietypowy opis cech swego rodziciela, ale nagle wydało
jej się, że pewnie ojciec i syn byli bardzo do siebie podobni.
- No, starczy już tych opowieści o mnie  przerwał nagle Joe
i westchnął głęboko, mimo że przecież tak naprawdę niewiele
o sobie opowiedział.
Kiedy otwierał się przed kimś, budził się w nim jakiś bliżej
nieokreślony niepokój. Sam nie wiedział, dlaczego. Posadził
więc sobie Caroline na kolanach, rozwiązał pasek jej szlafroka
i delikatnie objął dłonią jej pierś. Bez trudu się w niej mieściła.
- Dowiedzmy się teraz czegoś o tobie - mruknął, dotykając
koniuszkiem języka jej ucha.
Zadrżała.
- Wydaje mi się, że to nie stanowi już dla ciebie dziewiczego
terytorium - szepnęła namiętnie, czując nadchodzącą falę
podniecenia.
- Nie? Jesteś pewna?- Niebieskie oczy Joego nabrały jeszcze
bardziej intensywnej barwy, podczas gdy jego dłoń powoli
zsuwała się wzdłuż jej brzucha. - Nie byłbym tego taki pewien.
A nawet jeśli nie - szepnął, coraz intensywniej drażniąc płatek
jej ucha językiem - to z pewnością jest coraz bardziej
ekscytujące. Przedtem mogłem sobie jedynie wyobrażać, co
czujesz i jak reagujesz na pieszczoty, a teraz już wiem. Wiem,
jaka jesteś wąska, tam w środku, jak drżysz, kiedy cię dotknę
tak jak teraz, w odpowiedni sposób. Widzisz, twoje ciało
przeszywają niekończące się, rozkoszne dreszcze.
Caroline jęknęła głośno. Podniecały ją wypowiadane przez
niego słowa i ta ręka, która zsunęła się jeszcze niżej i pieściła
teraz najczulsze miejsce jej ciała. Ruchy palców Joego stawały
się coraz szybsze i coraz bardziej intensywne, a Caroline z
81
coraz większym trudem łapała oddech. Jej mięśnie poczęły
drżeć i spinać się na przemian. Rozchyliła uda i bezwolnie
poddała się pieszczotom. Joe drugą ręką zsunął z niej szlafrok i
po chwili był już głęboko w niej. Jęknęła głośno i mocno
zaplotła mu ręce na szyi.
- I wiem, jaka jesteś gorąca - szepnął - i jak cudownie drżysz,
kiedy w ciebie -wchodzę.  Dłonie Joego mocno przywarły do
jej pośladków i ich ciała zaczęły poruszać się w jednym rytmie,
aż do samego spełnienia.
Kiedy ich oddechy uspokoiły się, a emocje nieco opadły, Joe
odgarnął z twarzy Caroline niesforne kosmyki włosów i mocno
ją do siebie przytulił.
- Przepraszam - szepnął - znowu zapomniałem o
zabezpieczeniu. Nie powinienem tak postępować, to
egoistyczne z mojej strony.
- Ale ja tego chciałam, sama prosiłam cię o to. Chciałam
wiedzieć, jak to jest, tak naprawdę...
- Wtedy... za pierwszym razem... tak, choć i wówczas
powinienem był zachować rozsądek. Ale teraz nie ma już dla
mnie wytłumaczenia, zachowałem się jak smarkacz... jak
zwykły dupek - dodał szorstko.
Słysząc te ostre słowa, Caroline usiadła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl