[ Pobierz całość w formacie PDF ]

próbowała zrobić karierę w Nowym Jorku, ale nie dała rady, zupełnie jak
Kathy Pennebaker.
- To ta, która odbijała cudzych chłopaków? - pyta Chaz.
- Tak - odpowiadam, myśląc, jak miło, że chłopak Shari zna już
ważne osoby i odniesienia do naszego życia, wiÄ™c nie trzeba mu wszyst­
kiego wyjaśniać, tak jak Luke'owi.
- No cóż - mówi. - Nie bÄ™dÄ… ciÄ™ z niÄ… porównywali. Ona ma zabu­
rzenia osobowości.
- Właśnie. W przeciwieństwie do mnie miała przynajmniej jakąś
wymówkę, żeby sobie w Nowym Jorku nie poradzić.
Chaz się zamyśla.
- Jest poza tym podłą suką. Hej, powtarzam tylko to, co usłyszałem
na ten temat od Shari.
Chyba zaczynam dostawać migreny.
- Czy możemy nie mieszać do tego Kathy Pennebaker?
- Sama ją wspomniałaś - wytyka mi Chaz.
Co ja tutaj robiÄ™? Co ja robiÄ™, siedzÄ…c na kanapie chÅ‚opaka mojej naj­
lepszej przyjaciółki i opowiadając mu o swoich wszystkich problemach?
A co gorsza, to najlepszy przyjaciel mojego chłopaka.
- Jeśli powiesz Luke'owi - warczę - cokolwiek z tego, co ci dzisiaj
opowiedziałam, to cię zabiję. Mówię serio, naprawdę, cię zabiję.
- Wierzę ci - odpowiada poważnym tonem Chaz.
- To dobrze. - Wstaję na nogi. Nie trzymam się na nich zupełnie
pewnie. Chaz nie żaÅ‚owaÅ‚ tego ginu. - MuszÄ™ wracać. Luke niedÅ‚ugo bÄ™­
dzie w domu.
57
- Czekaj, maÅ‚a - mówi Chaz i ciÄ…gnie mnie znów na kanapÄ™, szar­
piąc za połę mojego wyszywanego koralikami kardigana.
- Hej - protestujÄ™. - Wiesz, to kaszmir.
- Uspokój się - rzuca Chaz. - Mam zamiar ci pomóc.
Zasłaniam się przed nim obiema wyciągniętymi przed siebie dłońmi.
- O nie. Wykluczone. Nie chcÄ™ żadnej pożyczki, Chaz. PoradzÄ™ so­
bie sama albo wcale. Nawet nie tknę twoich pieniędzy.
- Dobrze wiedzieć - kwituje Chaz. - Boja wcale nie miaÅ‚em za­
miaru proponować ci kasy. Zastanawiałem się natomiast, czy mogłabyś
tę pracę przy sukniach ślubnych wykonywać na pół etatu. Na przykład,
tylko popołudniami.
- Chaz - mówiÄ™, opuszczajÄ…c rÄ™ce. - Mnie nie bÄ™dÄ… pÅ‚acić za tÄ™ pra­
cę przy sukniach ślubnych. Kiedy człowiek nie bierze pensji, może sam
decydować o godzinach swojej pracy.
- Słusznie. Więc poranki masz wolne?
- Niestety, tak.
- Bo tak siÄ™ akurat skÅ‚ada, że Pendergast, Loughlin i Flynn wÅ‚aÅ›­
nie stracili swojÄ… porannÄ… recepcjonistkÄ™ na rzecz objazdowego musica­
lu Tarzan.
GapiÄ™ siÄ™ na niego.
- Kancelaria adwokacka twojego taty?
- Właśnie - mówi Chaz. - Jak się okazuje, posada recepcjonistki
jest tam zajęciem tak obciążającym, że podzielono ją na dwie zmiany,
jednÄ… od ósmej rano do drugiej po poÅ‚udniu, a drugÄ… od drugiej po po­
łudniu do ósmej wieczorem. Popołudniową zmianą zajmuje się obecnie
dziewczyna, która chce zostać modelką, więc musi mieć poranki wolne,
żeby biegać na castingi... Albo dochodzić do siebie po kacu po impre­
zach poprzedniego wieczoru, jeÅ›li wolisz wierzyć w to drugie. Ale szu­
kają teraz kogoś, kto wezmie na siebie poranną zmianę. Jeśli poważnie
myÅ›lisz o pracy, mogÅ‚aby to być dla ciebie niezÅ‚a fucha. MiaÅ‚abyÅ› wol­
ne popołudnia, żeby pracować za darmo dla tego monsieur Jak-mu-tam
i nie musiałabyś wyprzedawać swojej kolekcji Betty Boop czy jak to się
tam nazywa. PÅ‚acÄ… tylko dwadzieÅ›cia dolców za godzinÄ™, ale masz nor­
malne dodatki w rodzaju ubezpieczenia zdrowotnego i płatnych waka...
Ale nie udaje mu się dokończyć. Bo ja rzucam się na niego, kiedy
tylko dotarło do mnie to  dwadzieścia dolarów za godzinę".
- Chaz, ty mówisz poważnie?! - wołam, szarpiąc go za T-shirt. -
Wstawisz siÄ™ tam za mnÄ…?
58
- Auć - syczy Chaz. - Ciągniesz mnie za włosy na klacie.
Puszczam go.
- O Boże, Chaz! Gdybym mogÅ‚a pracować przez' caÅ‚y ranek, a po­
tem iść do monsieur Henriego po południu... Może jakoś dałabym radę.
Może jakoÅ›, mimo wszystko, udaÅ‚oby mi siÄ™ poradzić sobie w No­
wym Jorku! I nie będę musiała sprzedawać swoich rzeczy! Nie będę
musiała wracać do domu! - A co ważniejsze, nie będę musiała przyznać
się Luke'owi, że jestem taką nieudacznicą.
- Zadzwonię do Roberty z działu kadr i umówię cię na rozmowę.
Ale uprzedzam ciÄ™, Lizzie, to nie jest Å‚atwa praca. Jasne, zajmujesz siÄ™
jedynie łączeniem rozmów telefonicznych. Ale kancelaria mojego taty
specjalizuje się w rozwodach i planowaniu małżeństw, innymi słowy,
w kontraktach przedmałżeÅ„skich. Klienci sÄ… dość wymagajÄ…cy, a praw­
nicy mają muchy w nosie. Naprawdę potrafią stworzyć spiętą atmosfer-
kÄ™. Wiem, bo tata kazaÅ‚ mi kiedyÅ› latem pracować w dziale korespon­
dencji, tuż po liceum. I było okropnie.
Prawie go nie słucham.
- Obowiązuje jakiś strój służbowy? Będę musiała nosić rajstopy?
Nie cierpiÄ™ cienkich rajstop.
Chaz wzdycha.
- Roberta wszystko ci wyjaÅ›ni. PosÅ‚uchaj. %7Å‚eby tym razem wszyst­
ko nie kręciło się wyłącznie koło ciebie, możesz mi powiedzieć, co się
ostatnio dzieje z Shari?
Tym razem zwraca mojÄ… uwagÄ™.
- Shari? O czym ty mówisz?
- Sam nie wiem. - Przez chwilę Chaz wygląda młodziej niż na te
swoje dwadzieścia sześć lat, czyli tylko trzy więcej niż mamy Shari i ja,
co pod wieloma względami oznacza jednocześnie całe dekady. Osobiście
uważam, że to efekt wysyłania dziecka do szkoły z internatem w czasie
tych najważniejszych nastoletnich lat. Ale może się mylę. Ja po prostu
nie wyobrażam sobie, że człowiek ma dziecko i z własnej woli odsyła
je z domu, tak jak Chaza wysłali z domu jego rodzice tylko dlatego, że
miaÅ‚ lekkie ADHD. - Ona po prostu nie przestaje gadać o tej swojej no­
wej szefowej.
- O Pat? - Sama już dostaję mdłości od słuchania opowieści o Pat.
Za każdym razem, kiedy rozmawiam z Shari, ma do przekazania kolejną
historiÄ™ o swojej nieustraszonej szefowej.
59
Ale w sumie siÄ™ nawet nie dziwiÄ™, że ta kobieta zrobiÅ‚a na Shari wra­
żenie. Mimo wszystko dziÄ™ki niej udaÅ‚o siÄ™ setkom, a może nawet tysiÄ…­
com kobiet uratować życie, chroniąc je przed przemocą i znajdując im
nowe, bezpieczniejsze schronienie.
- Tak - mruczy Chaz, kiedy o tym wspominam. - Wiem o tym
wszystkim. I cieszę się, że Shari lubi swoją pracę i tak dalej. Tylko że...
Ja już jej prawie nie widuję. Ciągle jest w biurze. I to nie od dziewiątej
do piątej, ale wieczorami, i w niektóre weekendy też.
- No cóż - mówiÄ™. Niestety, już zaczynam trzezwieć. - Jestem pew­
na, że ona po prostu stara się utrzymać na powierzchni. Z tego co mówi,
dziewczyna, która wcześniej pracowała na tym stanowisku, zostawiła po
sobie okropny baÅ‚agan. Twierdzi, że to potrwa caÅ‚e miesiÄ…ce, zanim zdo­
ła wszystko uporządkować.
- Tak - mruczy Chaz. - Też mi to mówiła.
- A więc... Powinieneś być z niej dumny. Pracuje dla dobra tego
świata. - W przeciwieństwie do mnie oraz, chciałoby się dodać, Chaza,
który przecież zajmuje się wyłącznie swoim doktoratem. Chociaż, kiedy
już go zrobi, zamierza wykładać. Co podziwiam. No bo kształtowanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl