[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wieczorny wiatr zapowiadał nadchodzącą jesień.
- A więc jutro wyprowadzam się do hotelu Royal - powiedział Paweł zapalając ostatniego
papierosa z drugiej dzisiaj paczki.
- Zrobisz, jak uważasz. Ale czy nie czas, żebyś się z tego wycofał? - spytał dobrotliwie Salski.
- Teraz już nie warto. Zrobiliśmy ładny kawałek roboty. - Paweł mówił tak, żeby przede
wszystkim przekonać siebie.
- Wątpię, czy cię za to pochwalą po powrocie.
- Wiem o tym. Ale bardzo chciałbym, żeby następny ładunek wpadł w nasze ręce. Tracąc takie
pieniądze na pewno więcej by nie próbowali. Wiedzielibyśmy też, do kogo w Polsce jest
adresowana ta przesyłka. Schwytać tego człowieka - pomyśl, jakie to ważne.
- Co mógłbym jeszcze dla ciebie zrobić?
- Na razie nic. Przyjdę do ciebie w czwartek do Corexu , to może cię o coś poproszę.
- Dobrze będzie, jak się dowiedzą, że twoja narzeczona, to znaczy Szymańska, pracuje w
Corexie . Będziesz mógł wtedy przychodzić do mnie nie zwracając niczyjej uwagi. Ale co będzie,
jak nic przyjdziesz w czwartek?
- To przyjdę w piątek. Nie martw się o mnie. Jestem dla nich chyba cennym człowiekiem. Te
kilka dni w hotelu, jakie mi fundują, potrzebne im są na sprawdzenie mnie. Potem jak najszybciej
poślą mnie do Polski. Ich niewiadomy odbiorca na pewno się niecierpliwi. Ciągle jeszcze mało
wiem o tej całej sprawie.
- Jeżeli chcesz zajmować się tym dalej, to jedynym człowiekiem, który może mieć na ten temat
konkretne wiadomości, jest Wiktor Scalny.
- Kto to jest?
- To potomek rosyjskiego generała, który na emigracji był portierem w hotelu Claridge . Matka
jego była Polką. Wiktor od dziecka miał szaloną łatwość w uczeniu się języków. Karierę zaczął jako
międzynarodowy szczur hotelowy, wodząc za nos policję wszystkich europejskich stolic. Jest też
geniuszem charakteryzacji. Potrafił się przebrać nie tylko za Szkota, co nie jest może tak trudne, ale
także za żonę Szkota, co chyba przyznasz, jest trudniejsze. - Salskiemu zaczął wracać humor.
- Ale w czym on może pomóc? - niecierpliwił się Paweł.
- Spokojnie, daj mi skończyć. W czasie wojny był mistrzem w kiwaniu Niemców. Sprzedawał
wysokim dostojnikom fałszywe Rembrandty i inne dopiero co zrobione przedmioty. Po wojnie
chcieli go nawet wsadzić za współpracę z okupantem, poszedł jednak siedzieć za coś zupełnie
innego. Odsiedział dwa lata... i przestał się zajmować drobiazgami. Podobno do niedawna kierował
poczynaniami pewnych grup nie zawsze mile widzianych przez, policję, krótko mówiąc był jednym z
nie koronowanych władców podziemia. Ostatnio wycofał się i żyje skromnie sycąc się dawną sławą.
Jest chyba cichym doradcą niektórych przestępców, a mówi się, że i policji.
- Nie wyobrażam sobie, żeby można było znalezć do niego dojście, a jeśli nawet, to nie widzę
powodu, dla którego miałby nam coś powiedzieć.
- Powiedzmy, że jest to mój daleki krewny. - Salski miał nieprzeniknioną minę.
- A to dobre! Masz krewniaka w świecie paryskiej elity przestępczej i dopiero teraz o tym
mówisz? - Paweł zauważył, że jego kolega zaczyna być coraz bardziej dowcipny.
- Nie żartuj sobie ze mnie - powiedział Salski tonem urodzonego kpiarza. - Mam staruszkę
ciotkę. Kiedy byłem dzieckiem, rozpalała moją wyobraznię opowieściami o dalekim kuzynie, który,
jak się wyrażała, prowadził niekonwencjonalny tryb życia. Gdy ciotka przed wojną była w Paryżu,
zapałał do niej wielką miłością, niestety Sam rozumiesz, byłby to mezalians - zakończył smutno
Salski.
- Masz więc adres tego nietypowego wujaszka? - kontynuował Paweł w tym samym stylu.
- Tacy ludzie jak on nie mają jednego adresu. Mam adres osoby, która powinna wiedzieć coś o
nim, a list polecający do niej od mojej ciotki.
- To ciekawe, ale jak na poważnego handlowca jesteś wyjątkowo dobrze zaopatrzony w
specyficzne adresy.
- Handlowiec handlowcowi nierówny. Ale mówiąc poważnie to nie był mój pomysł z tym -
adresem.
Nie wiadomo dlaczego Paweł od razu pomyślał o majorze Balińskim.
- W porządku, jeśli tak, to nie pozostaje nic innego, jak odnalezć twojego niedoszłego wuja.
- Nie będzie to takie proste. Japończyk, który miął się ze mną spotkać w czasie, kiedy jezdziłem
sobie po Paryżu goniąc tego siwego rajdowca, dzwonił do Corexu i pytał o mnie. Mój szef Falba
jest bardzo skrupulatny i nie lubi takich numerów. Dał mi to dzisiaj wyraznie do zrozumienia.
Dlatego mogę ci pomóc tylko wieczorem.
- Jeżeli przeprowadzę się jutro do tego hotelu, muszę być z góry przygotowany na to, że będę
śledzony. Zechcą mnie sprawdzić. Wprowadzę się tam jednak dopiero wieczorem, a od rana
pobiegam, żeby dowiedzieć się czegoś o panu Wiktorze, który, przyznam się, bardzo mnie
zaciekawił. Gdy nie uda mi się dokończyć wszystkiego do wieczora, przyjdę do Corexu , powiem
ci wszystko, a ty wieczorem pociągniesz sprawę dalej.
- Pamiętaj, żeby nadskakiwać Elżbiecie. To uprawdopodobni twoje wizyty.
- Powiem ci, że zaczynam jej nadskakiwać dla własnej przyjemności.
- Masz rację, to wspaniała dziewczyna.
- Ciekawe, co powie nam Scalny, jeżeli go znajdę, o przedsiębiorstwie przewozowym pana
Marcosa? - Paweł szybko zmienił temat. - Przedtem jednak spytam o niego telefonicznie komisarza
Lefevre.
- Chcesz skierować jego uwagę na tego człowieka?
- Oczywiście. Albo policja zna już zainteresowania pana Marcosa, albo zwrócimy im na niego
uwagę. W końcu nie powinniśmy działać na ich podwórku. Nawet w czasie urlopu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]