[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pisać, bez szkody dla poezji, albo pisałby inaczej.
- A ty co robisz? - spytała od niechcenia Monika. Nie dogadam się z nim. Zresztą,
czy warto? pomyślała.
- W fabryce pracuję na oddziale łożysk tocznych. Tylko technikum skończyłem, bo
ojca niemieccy dywersanci zabili. Matkę mam, siostra liceum w tym roku kończy. Kiedy ona
skończy, to ja na wieczorówkę pójdę, trzeba się uczyć dalej. A ty uczysz się?
Monika pokręciła się na stołeczku, jak gdyby nagle zrobiło się jej niewygodnie. Nie
lubiła mówić o sobie. Należała do typu ludzi, mających zwyczaj otaczać się mgiełką
tajemnicy i niezwykłości. Wydaje im się, że w ten sposób przydają uroku swojemu, niezbyt
interesującemu w gruncie rzeczy, życiu. Nie powiedzą: Idę do sklepu kupić skarpetki ,
tylko: Wychodzę, bo mam pewne sprawy do załatwienia . Odpowiedziała nonszalancko:
- Tak... Właściwie tak... Ale nie odpowiada mi kierunek moich studiów. Polonistyka.
Może przeniosę się na coś innego. Teraz przerwałam. Mam pewne zamiary... Studia mi
przeszkadzają...
- To ty masz możność się uczyć i nie chcesz? - oburzył się Marek. - Przecież matka ci
na to daje pieniądze. Ona też tu ciężko pracuje. Jak ci nie wstyd?
Monika wzruszyła niechętnie ramionami:
- Wstyd? - spytała ze zdumieniem. - A dlaczego ma mi być wstyd? Nie umiem się
niczego wstydzić, niczego, co robię. Robię zawsze to, co mi się podoba, jak mi wygodnie, i
dlatego nie widzę powodu do wstydu. Ja się na świat nie prosiłam. Skoro mnie urodziła, jej
obowiązkiem jest utrzymać mnie.
- A co twoja matka na to? - czarne oczy Marka błyszczały gorączką i podnieceniem.
Aadny chłopak. Jaki ładny chłopak - przemknęło przez głowę Moniki. Odchylony
kołnierz szpitalnej koszuli odsłaniał mocną, gładką szyję, śniada twarz miała rysy wyraziste,
trochę kanciaste - jak u bohaterów amerykańskich westernów ; zaskakiwały jednak usta o
łagodnym, niemal kobiecym wykroju. Równoważyły tę miękkość ciemne, zrośnięte nad
nosem brwi. Płaszczyzna wysokiego, wypukłego czoła kusiła, by położyć na niej rękę. To
czoło należało do mężczyzny, na którym można polegać, włosy nad czołem, lekko kręcące
się, niesforne - do chłopca lubiącego jeszcze płatać psoty. Cały Marek składał się z
niespodziewanych zestawień, zaskakujących i sprzecznych elementów. Monika poczuła, że
zaczyna jej na nim zależeć. Chce go mieć. Chce, ale nie będzie się wysilać ani zgrywać na
inną, niż jest. Nie będzie udawać. Zresztą, za pózno na wycofywanie się.
- Nic mnie nie obchodzi, co sądzi moja matka o tym, co ja robię. To moje życie, a nie
jej. Ja w jej sprawy też się nie wtrącam, chociaż, prawdę rzec, niemało mi życia napsuła. Nie
umiała urządzić naszego życia, ani swojego, ani mojego, to niech się nie pcha z dobrymi
radami.
- Słuchaj, ty... - Marek z trudem szukał słów - to ty... ty wcale chyba twojej matki nie
kochasz, jeżeli ty tak...
Monika wlokła się wolno korytarzem, człapiąc zbyt dużymi kapciami. Marka zabrali
na opatrunek, na korytarzu czekała jego matka z koszyczkiem, z którego wystawała szyjka
butelki z mleczną kawą, złocił się przez odwinięty rożek papieru kawał domowego ciasta z
kruszonką i czerwieniło się apetycznie piękne jabłko. Więc to jest ta kobieta, którą Marek
kocha - jak to powiedział - najwięcej ze wszystkich na świecie, chociaż i pokłócą się nieraz w
domu, bo wiadomo, matka stara, już wiele z tego co dzieje się na świecie, nie rozumie.
Jak to on powiedział? Ty wcale chyba twojej matki nie kochasz . Idiota. Przede
wszystkim w ogóle opowiadanie o tym, czy się kogoś kocha, czy nie, i o tych tam różnych
osobistych historiach - uważane jest przez Monikę i jej otoczenie za nieprzyzwoitość. Jeżeli
się to nawet robi, to się tego nie mówi. W pisaniu to co innego. To raz. A dwa: ile racji
zawiera to stwierdzenie Marka?
Monika nie bardzo wie, co ma ze sobą robić. Przecież nie będzie łazić po szpitalu i
zgłaszać się na ochotnika do pracy. To byłby wygłup, ale nie w zabawnym, uprawianym
przez Monikę, znaczeniu tego słowa. Jeszcze się napruje na tę cizię Marka, co to tak
kretyńsko wybałuszała na nią oczy, kiedy ją zobaczyła przy jego łóżku. Usłuchała Aucji tylko
dlatego, że chciała pójść zobaczyć dziwnego czarnego chłopaka, zapamiętanego z autobusu.
Zrobił do niej wtedy oko. Potem leżeli obok na korytarzu, dopóki Aucja nie zabrała Moniki do
swojego pokoju.
Najlepiej będzie, jeżeli Monika pójdzie z powrotem do pokoju Aucji. Może znajdzie
tam co do czytania, a może prześpi się, co Monika bardzo lubi. Aucji nie ma, zajęta, będzie
spokój.
Pokój Aucji jest skromny, bardzo skromny. Monika, ciekawa trochę życia Aucji,
tajemnic życia Aucji, szpera po kątach. %7ładnych listów, papierów, trochę książek
medycznych, Komu bije dzwon , Kraksa Durrenmatta, wypożyczone z miejskiej
biblioteki, jak gdyby Aucja uparła się, żeby nie mieć w domu nic swojego, nic własnego, nic z
tego, co stanowi przedmiot starań, przyjemnie obciąża na codzień, a gromadzone latami
tworzy wokół człowieka otoczkę, jemu tylko właściwą. Jak zakonnica. Albo niby po potopie,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]