[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- W razie gdybyśmy musieli znów ich udawać. Może zaistnieć sytuacja, że zaangażują tylko jedno z
nas. Możemy nie odróżnić nas od nich.
- No i co?
- Jak to co, niby jak ty to sobie wyobrażasz, przychodzisz, zamiast mnie siedzi prawdziwa
Basieńka, odzywasz się do niej jak do mnie i co? Wszystko się wykrywa! Uważasz, że złożą nam
powinszowania?
Mąż przeraził się śmiertelnie.
- O rany Boga, faktycznie! Utłuką nas bez chwili namysłu! Co za cholerne bagno, co mi do łba
strzeliło, żeby się w to wrąbać! Musimy się jakoś zabezpieczyć. Co proponujesz?
- No właśnie hasło. Coś naturalnego...
- Znaczy co? Wejdę i powiem: "W Grenadzie zaraza, odzew!" Tak?
- Głupiś, przecież mówię, że coś naturalnego! Czekaj... Już wiem! Nic nie gadać, tylko bębnić
palcami po szybie. Wchodzisz do pokoju, czy tam gdziekolwiek, wątpliwa ja tam siedzę,
podchodzisz do okna i bębnisz sobie, wyglądając. O, tak!...
Zaprezentowałam czynność, mąż popukał w szybę obok.
- Może być - zgodził się. - A ty co? To samo?
- Nie. Nie bądzmy monotonni, Zdejmę pantofel i wytrząsnę sobie z niego kamyczek.
- Skąd wezmiesz kamyczek?
- Zidiociałeś do reszty czy co? Będę udawała, że wytrząsam kamyczek!...
Wszystko wskazywało na to, że dłuższe oczekiwanie doprowadzi nas do stanu całkowitego upadku
umysłowego. Nie sposób było przewidzieć, co nastąpi i kiedy. Mąż wysunął okropne
przypuszczenie, że nasi mocodawcy zmylili pogonie, uciekli już dokądkolwiek przez zieloną
granice, wystawili nas rufą do wiatru, nie zgłoszą się w ogóle i zostaniemy tak, przykuci do siebie
na resztę życia. Osobiście byłam zdania, że raczej przygotowują dla nas jakąś pułapkę, z której
wydostaną się już tylko nasze zwłoki w nie najlepszym stanie. Pewne zaś jest, że jeśli przyjdzie
nam czekać do jutra, popadniemy w nieuleczalną histerię.
Makabryczne prognozy przerwał o wpół do piątej po południu pan Palanowski. Telefon oderwał
mnie od smażenia jajecznicy, bo w końcu, pomimo zdenerwowania, jakiś posiłek trzeba było zjeść.
- Skarbie mój, już jestem - rzekł z ożywieniem. - Przyjdz do mnie natychmiast, nie bacząc na
protesty tego zbira. Stęskniłem się za tobą.
Zakryłam ręką mikrofon i przenikliwym szeptem poleciłam zbirowi zdjąć patelnię z ognia. Ulga
wróciła mi apetyt.
- Dobrze - powiedziałam posłusznie do telefonu. - Już jadę. Będę za pół godziny.
- Samochodem, oczywiście?
- Samochodem.
- Ubierz się... Bo jest chłodno!
Akurat było ciepło. Miało to niewątpliwie oznaczać, że powinnam wybrać strój, rzucający się w
oczy. Pan Palanowski robił wrażenie, jakby nic nie podejrzewał.
Jajecznicę zjadłam jeszcze dość spokojnie, po czym stanęło mi przed oczami wszystko to, czego
powinnam dokonać przed wieczorem, i spokój prysnął bezpowrotnie.
W obłędnym pośpiechu zadzwoniłam do kapitana, następnie zaś do warsztatu, w którym stał
gotowy już od trzech dni mój samochód. Użebrałam zgodę na odebranie go o siódmej, chociaż
warsztat był czynny do piątej. Następnie ubrałam się zupełnie bez sensu, ale za to bardzo jaskrawo,
pożegnałam spłoszonego do nieprzytomności męża i ruszyłam do stęsknionego amanta.
Przed drzwiami pana Palanowskiego zebrałam wszystkie siły duchowe.
Za progiem nikt mnie nie napadł, nie związał i nie zakneblował, nie było też goryla z pistoletem w
dłoni, przez co jednakże nie poczułam się wcale mniej nieswojo. Kapelusz mojej ciotki leżał na
biurku, Basieńka zaś siedziała na tapczanie w szlafroku wielbiciela. Na moment zakwitło we mnie
przekonanie, że przesiedziała tak całe trzy tygodnie.
Z pana Palanowskiego buchały istne gejzery wdzięczności, wśród których nie dawało się dostrzec
miejsca na żadne podejrzenia.
- Pani rozumie, musiałem się zwracać do pani jak do Basieńki - usprawiedliwiał się ogniście. - Ten
zbrodniczy typ jest zdolny do zorganizowania podsłuchu. Najmocniej panią przepraszam za tę
konieczną poufałość... O moich uczuciach do Basieńki on doskonale wie i naigrywa się z nich. Czy
pani jest pewna, że wszystko w porządku? Jak to było z tymi hydraulikami? Musi nam pani
wszystko dokładnie opowiedzieć!
Przyjęłam filiżankę kawy, postanawiając raczej wylać ją sobie za gors, niż wypić kroplę, i
przystąpiłam do relacjonowania wydarzeń. Wiadomo było, o co im chodzi. Pan Palanowski chciał
sam ocenić sytuację i zorientować się, czy istnieją dla niego powody do obaw. Z mściwą
satysfakcją czerpałam kojące wieści z bogatych skarbów mojej wyobrazni. Potoki wody, lejące się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]