[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kiedy Wirginia dotarła do domu nad Lick Creek,
była
zmęczona, ale pełna entuzjazmu. Złożono jej bardzo
atrakcyjną ofertę. Wprost nie mogła uwierzyć swemu
szczęściu.
Po części oficjalnej jej nauczyciel i mistrz Charlie Feather
przedstawił ją kilku specjalnym gościom. W rezultacie padło
parę
interesujących
propozycji,
z
których
najbardziej
spodobała jej się ostatnia - pięciogwiazdkowy hotel w Dallas
oferował posadę zastępcy szefa kuchni w restauracji. Nie
wypadało jej zostawić rozmówców, od których tak wiele
zależało. Dlatego też do stolika, przy którym zasiedli
Hunnicutowie i Pete, dotarła dopiero pod koniec przyjęcia. Już
wcześniej kątem oka zauważyła, że Wilder opuścił salę, ale
duma nie pozwoliła jej spytać, dokąd poszedł, choć czuła cierń
w sercu. Oto mężczyzna, na którym naprawdę jej zależało, nie
raczył osobiście pogratulować jej sukcesu. Wielka szkoda!
Pani Hunnicut była szczerze uradowana jej sukcesem; Pete
zaproponował, by wybrali się gdzieś, by to uczcić.
Wirginia podziękowała za zaproszenie, a kiedy
Pete
poszedł do baru po drinki, usiadła obok pani Hunnicut.
- To dla ciebie - powiedziała starsza pani, wręczając jej
czek. - Proszę, byś przyjęła te pieniądze, to prezent. - Ujęła
Wirginię pod brodę, by spojrzeć jej prosto w oczy. - Nie mam
córki, ale gdybym miała, chciałabym, by była taka jak ty.
Masz charakter, Wirginio, a podziwiam to u każdego, a
szczególnie u kobiety. Nie liczysz na innych, tylko na siebie,
nie boisz się pracy, i jesteś uczciwa. Każda matka byłaby
dumna z takiej córki.
Wirginii napłynęły łzy do oczu, wzruszyła ją dobroć i
szlachetność pani Hunnicut. Zamrugała szybko, by się nie
rozpłakać.
- Dziękuję. Nie wiem, co takiego zrobiłam, że zasłużyłam
w pani oczach na tak pochlebną opinię. Jest dla mnie bardzo
cenna, tym bardziej że pochodzi z ust tak wspaniałej osoby.
- Nie przesadzajmy. Oczywiście co do mojej osoby. -
Starsza pani podniosła się zza stołu. - Pora wracać do domu.
Sammy nas zawiezie.
- Muszę zostać i pomóc kolegom posprzątać.
- Wilder ma jakieś ważne spotkanie - powiedziała pani
Hunnicut, nie pytana. - Wróci późno.
Wirginia posmutniała i wcale nie starała się tego ukryć.
Jakie znaczenie ma stan jej uczuć? Kogo to obchodzi?
- Domyśliłam się.
- Przykro mi.
- Mnie też. - Uścisnęła starszą panią. - Jeszcze raz za
wszystko bardzo dziękuję. Nie wiem, czy się zobaczymy,
ponieważ wyprowadzę się rano.
- Dokąd się wybierasz?
- Przyjęłam ofertę w Dallas. Będę zastępcą szefa kuchni.
Na razie zamieszkam w hotelu. Zaczynam pracę w przyszłym
tygodniu.
- Przyślij mi swój adres, jak tylko się urządzisz. Wiedz, że
spodziewam się długich listów, w których będziesz mi
opisywać, co u ciebie nowego. - Pani Hunnicut przewiesiła
sobie torebkę przez ramię. - Do zobaczenia rano, nie
wypuszczę cię bez pożegnania. - Wolnym krokiem, nie
spiesząc
się,
opuściła
salę
i
zniknęła
w
drzwiach
prowadzących do holu.
- Dokąd poszła pani Hunnicut? - spytał Pete, pojawiając
się obok Wirginii z dwoma kieliszkami szampana.
- Do domu - odparła krótko, by się nie zdradzić z
uczuciami. - Pete, chodźmy gdzieś, dobrze? Gdzieś, gdzie jest
mnóstwo ludzi, którzy nas nie znają.
Pete się uśmiechnął.
- Nie znajdziesz lepszego przewodnika i towarzysza.
Odstawiwszy kieliszki, ujął ją pod ramię i wyprowadził z sali.
Przed budynkiem odszukali jego BMW.
Pojechali do centrum. Zostawili samochód na parkingu, po
czym ruszyli śródmiejskim pasażem, gdzie roiło się od
turystów. Spacerowali pomiędzy nimi, rozmawiając od
niechcenia i słuchając muzyki dobiegającej przez otwarte
drzwi lokali. Miejscowe zespoły miały niezmiennie nadzieję
zainteresować sobą jakiegoś przejezdnego z branży. Potem
wstąpili do cukierni na lody.
- Jest ktoś, kto zawładnął twoim sercem, prawda? - spytał
bez ogródek Pete, gdy siedzieli przy stoliku.
Nie wiedziała, co odpowiedzieć, wahała się. W końcu
wybrała prawdę.
- Tak.
- Rozumiem - powiedział wolno. - A czy ten ktoś czuje to
samo co ty?
- Nie - odparła lakonicznie.
- Czy to Wilder?
- Czy to przesłuchanie? - spytała w odpowiedzi Wirginia.
- Nie denerwuj się. - Pete dotknął jej ramienia, jakby ją
chciał uspokoić. - Bardzo się tobą interesuję, ale to nie
oznacza, że zamierzam stawiać cię w niewygodnej sytuacji.
Wiem,
że
wyjeżdżasz
z
Austin.
Pamiętaj,
że
jeśli
kiedykolwiek zechcesz się ze mną spotkać, wystarczy
zadzwonić. Przyjadę, gdziekolwiek będziesz.
- Pete... - zaczęła Wirginia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl