[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Azy napłynęły jej do oczu.
- Każdego może spotkać tragedia. - Rozmowa z nim
i udawanie, że nic ich nie łączyło, były dla niej męką, bo
wciąż go kochała.
Na widok wstrzymywanych łez coś w nim drgnęło,
- Pani naprawdę kochała to dziecko, prawda?
Skinęła głową. Nie była w stanie wykrztusić słowa.
- Dlaczego pani to zrobiła? - nie ustępował. - Czemu
pani ryzykowała życie dla przypadkowego znajomego?
- To był impuls - odparła, odwracając wzrok. -Zobaczy
łam broń w ręku tego człowieka i zareagowałam instynktow
nie.
- Zapłaciła pani wysoką cenę.
Zmusiła się, by na niego spojrzeć. Twarz miał udręczoną.
Kochała go i nie była w stanie tego ukryć. A on nie mógł tego
nie widzieć.
- Proszę mi powiedzieć... - wyszeptał. Miał wrażenie, że
zajrzał do ciemnego pokoju i zobaczył smugę światła. Roz
paczliwie wytężał pamięć, ale bezskutecznie.
Uśmiechnęła się blado.
- Odgrzebywanie przeszłości nikomu nie służy. Cieszę
się, że pan żyje, panie Carrera. A tamto... - zaczerpnęła tchu.
184 NIEBEZPIECZNA MIAOZ
- Wierzę w boskie zrządzenia. Widocznie nie było mi pisane
z jakichś tam powodów. Muszę się z tym pogodzić.
Poszukał wzrokiem jej smutnych oczu i znów zalała go
fala współczucia. Zmarszczył brwi.
- Nie wiem, czemu pani widok sprawia mi ból - powie
dział cicho.
Cofnęła się. Nie była w stanie rozmawiać o przeszłości.
Dał jej przecież wyraznie do zrozumienia, że jest dla niego
nikim. Miał poza tym narzeczoną - piękną, zamożną i ele
ganckÄ….
- Gdzie mnie, takiej szarej myszce, do pana, panie Carre-
ra. %7łegnam. Mam nadzieję, że życie potraktuje pana lepiej niż
mnie.
Wsiadła do taksówki i zerknęła przez szybę na Marcusa.
Patrzył na nią gniewnym wzrokiem, z zaciętą miną. Odwró
ciła głowę i więcej już na niego nie spojrzała.
A on stał i spoglądał w ślad za odjeżdżającą taksówką.
Sarkastyczny ton Delii pogłębił jeszcze jego rozdrażnienie.
Miał też poczucie wielkiej straty, choć nie potrafił odgadnąć
dlaczego.
Wieczorem Barb i Barney wybrali siÄ™ do klubu. Delia
została w hotelu, bo chciała odpocząć. Kiedy zadzwonił tele
fon, odebrała. To był Fred Warner.
- Jeżeli ci się wydaje, że ze mną wygrałaś, kotku, to się
pomyliłaś, bo ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Jak my
ślisz, czemu taki bogacz jak Barney ożenił się z maturzystką
z Teksasu, choć mógł mieć wszystkie panny z najlepszych,
zamożnych domów? Nigdy się nad tym nie zastanawiałaś?
- Co takiego?! - wykrzyknęła z oburzeniem.
- Ty idiotko, nie widzisz, że on wygląda zupełnie jak ty?
Barney ożenił się z Barb, bo zrobił jej dziecko! Był żonaty,
NIEBEZPIECZNA MIAOZ 185
więc twoja babka wyjechała z Barb, a po powrocie powie-
działa wszystkim, że jej wnuczka to jej córka. Barb nie jest
twojÄ… siostrÄ…, kretynko, tylko twojÄ… matkÄ…!
Odłożył słuchawkę, a Delia siedziała na sofie jak sparali
żowana. Nie mogła się ruszyć z miejsca, dusiła się z braku
powietrza. Barb jej matką? To musi być kłamstwo. Na pewno
tak! Jednak Barney rzeczywiście był do niej podobny. Barney
i Barb byli dla niej lepsi niż jej zmarła matka. Barney zawsze
okazywał jej dużo serca. Kochał ją i Barb także ją kochała.
I było to coś więcej niż tylko siostrzana miłość. Dlaczego
Barb jej tego nie powiedziała? Przez następną godzinę zamar
twiała się i złościła na przemian, czekając na ich powrót.
W końcu wrócili, roześmiani i rozbawieni, bo przetańczyli
większą część wieczoru. Byli ogromnie zadowoleni, póki nie
zobaczyli stężałej twarzy Delii.
- Dzwonił Fred Warner - powitała ich lodowatym tonem.
Barb spojrzała na nią niepewnie, a potem odłożyła na
stolik wieczorowÄ… torebkÄ™.
- I co? - rzuciła od niechcenia.
- Powiedział mi, że Barney jest moim ojcem, a ty jesteś
moją matką. - Delia błagała ją wzrokiem, by zaprzeczyła.
Barney jakby zapadł się w sobie. Usiadł ciężko na sofie.
~ Mówiłem ci, że to tylko kwestia czasu - rzucił przytłu-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]