[ Pobierz całość w formacie PDF ]
0 Bena. Tak się złożyło, że opiekowali się nim wspólnie - to wszystko, koniec, kropka.
Mieszkała w pięknym, przestronnym domu. Miała fantastyczny gabinet, własne pokoje, kucharzy,
cieszyła się swobodą finansową.
Skąd więc brało się to drażniące wrażenie, że czegoś w tym wszystkim brakuje? To nie miało żadnego
sensu!
Taylor dopiła resztkę soku, zabrała pusty talerz
i odstawiła naczynia w kuchni. Z lodówki wyjęła
200
butelkę wody i wróciła do pracy. Pisała bez przerwy do momentu, aż trzeba było odebrać siostrzeńca z
przedszkola.
Ben wypadł przez drzwi przedszkola jak burza. W jednej ręce trzymał namalowany przez siebie
obrazek, a w drugiej swój worek. Twarz rozpromieniał mu radosny uśmiech.
- Zająłem pierwsze miejsce! - wykrzyknął.
- Naprawdę? To fantastycznie! - powiedziała Taylor, tuląc chłopca.
- Dziś malowaliśmy palcami. Ja namalowałem ciebie, siebie i wujka. Pani Shelley powiedziała, że mój
obrazek jest bardzo dobry.
Shelley była jedną z opiekunek zatrudnionych w przedszkolu. Dzieci ją wprost uwielbiały.
- Mogę go zobaczyć? - zapytała Taylor.
Ben ostrożne rozwinął kartkę papieru i z dumą pokazywał każdą umieszczoną na malunku postać.
- Ta z długimi włosami to ty. Ten duży to Dante. A to ja.
Taylor wzruszyła się na widok małej postaci stojącej pomiędzy nią a Dantem, trzymającej ich za ręce.
Oczy zaszły jej łzami wzruszenia. Mocno przytuliła chłopca.
- To piękny obrazek - powiedziała łamiącym się głosem.
Ben spojrzał na nią uważnie.
- Dlaczego płaczesz? - zapytał.
201
- Bo tak mocno cię kocham...
- Ja ciebie też - oświadczył chłopiec. Taylor otarła łzy, chociaż zupełnie się ich nie
wstydziła. Potem zaniosła Bena do samochodu, zapięła go w foteliku na tylnym siedzeniu i pocało-
wała w policzek.
- Masz ochotę na spacer w parku? - zapytała. Ben zrobił wielkie oczy.
- Super! - ucieszył się.
Gdy dojechali na miejsce, Taylor wyjęła z bagażnika rowerek chłopca.
W parku spędzili wspólnie uroczą godzinkę. Ben jezdził na rowerze po wijących się alejkach, a potem
poszedł na plac zabaw.
Do domu dotarli przed piątą. Zwycięski obrazek zgodnie z tradycją został przypięty do korkowej
tablicy na ścianie w pokoju Bena.
O szóstej podano kolację, po kolacji - tradycyjna kąpiel. Potem o ustalonej godzinie, kwadrans po
siódmej, Taylor zalogowała się do komputera, posadziła blisko siebie Bena i włączyła kamerę inter-
netową. Ekran wypełniła twarz Dantego.
Wydawało się, że jest tak blisko... zbyt blisko. Miała wrażenie, że mogłaby wyciągnąć rękę i go
dotknąć.
W rzeczywistości był jednak bardzo daleko. Dzwonił, ponieważ zależało mu, aby jego obecność była
czymś stałym w nadal jeszcze chwiejnym życiu chłopca.
202
Taylor miała wrażenie, jakby byli w tym samym pomieszczeniu..: Jego ciemne oczy skupione były na
Benie, który z ożywieniem relacjonował spacer w parku.
Dlaczego jej ciało nagle przeszył dreszcz, kiedy Dante przeniósł swoją uwagę na nią?
Nie chodziło o jakąś jedną, konkretną cechę, którą posiadał, tylko o kombinację kilku cech. Wspaniała
aparycja, jego wysoka sylwetka, umięśnione ramiona, rysy twarzy... Malutkie zmarszczki rozchodziły
się promieniście z kącików jego oczu. Oczu czarnych i tak intensywnych, że umiał nimi niemal
hipnotyzować.
Jego wyrafinowane maniery skrywają pewną bezwzględność, która zle wróży wszystkim jego
wrogom.
A jednak do Bena podchodził z nieskończonymi zasobami cierpliwości oraz łagodności, co wzruszało
Taylor do głębi. Zastanawiała się, jakim partnerem byłby w związku z kobietą, której zaufałby całym
sercem i duszą...
Spojrzała na ekran. Dante lekko się uśmiechnął. Zamarła. Znowu wyglądał tak, jakby czytał w jej
myślach. I był nimi lekko rozbawiony.
Kiedy ułożyła już Bena do łóżka, postanowiła znowu zatracić się w pisaniu swojej powieści. Z łat-
wością produkowała rozdział za rozdziałem. Dopiero grubo po północy zapisała tekst na dysku,
wyłączyła komputer, wzięła prysznic i wśliznęła się do łóżka.
203
W dni, kiedy chłopiec chodził do przedszkola, Taylor zabierała go do parku. W domu chłopiec pod jej
czujnym okiem brał lekcje pływania na basenie. Ponadto uczyła go pisać i liczyć, a przed kolacją
wspólnie czytali. Następnie siadali przed komputerem w celu odbycia wideokonferencji" z Dantem.
- Kiedy wracasz? - zapytał Ben któregoś dnia, kiedy Dantego nie było w domu już od tygodnia.
- Niedługo. Za kilka dni.
- Tęsknimy na tobą. Prawda, ciociu? - zapytał chłopiec.
Ach, te dzieci! Chciała. sprostować, że to Ben tęskni. Powiedziała jednak:
- Oczywiście.
Dante uśmiechnął się, nieco zamyślony. Dobrze wiedział, jak brzmiałaby prawdziwa odpowiedz
Taylor...
Wieczorem, po czytaniu bajki do poduszki, Taylor słuchała, jak chłopiec odmawia prostą modlitwę,
której nauczyła go mama. Schyliła się i pocałowała go w policzek.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]